czwartek, 2 listopada 2017

siostra nasza, śmierć cielesna...

zdj:flickr/Evelina Ander/Lic CC
(J 14,1-6)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę. Odezwał się do Niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

Mili Moi…
Oj brakuje polskiego klimatu w te świąteczne dni… Wizyty na cmentarzach, po których hula wiaterek i właściwie brak śladów ludzkiej obecności. Czasem poszczególne groby przypominają, że czas szczególny. Są to najczęściej groby Polaków, albo imigrantów z Ameryki Południowej. Częściej spotka się przy grobie hallowynową dynię, symbol "niewiadomoczego", niż światło, symbol nadziei i wiecznego życia. Ale mimo wszystko staramy się przeżyć te piękne dni „po polsku”. W najbliższą sobotę i niedziele udamy się z procesją na dwa różne cmentarze, rozpoczęliśmy nabożeństwa „wypominkowe”, praktykujemy nowennę dziewięciu Mszy ofiarowywanych za polecanych zmarłych. Piękny czas mierzenia się z tajemnicą, która nikogo z nas nie omija…

A dziś nawiedziłem moją „doktor od snu”. Przebadała „chipa” z maszyny – wszystko działa perfect. Pouśmiechaliśmy się nad moim stanem ogólnym, który jest znacznie lepszy. Pożaliłem się, że nie mogę wstać o czwartej rano, bo rzeczywiście mam z tym problem. Za to wieczorem mogę siedzieć znacznie dłużej, niż dotąd. Ale wcale mi się ten nowy stan nie podoba… :) Niestety chyba już tak pozostanie… :) Najważniejsze, że generalnie czuję się znacznie lepiej… Ktoś powiedział mi na początku, że maska do spania stanie się z czasem moim ulubionym gadżetem… I tak właśnie jest… :)

A nad Słowem dziś… Jezus drogą… Pomyślałem, że ciągle na nowo musze się przejmować tą prawdą, że ciągle na nowo musze pilnować tej drogi, że muszę korygować kurs. Co więcej, czuję że potrzeba w tym solidnego zaangażowania. Jezus nie może być po prostu „sposobem na życie”. Jedni idą do fabryki, inni do biura, a ja do kościoła. Bóg to nie „zajęcie, które pozwala mi żyć od pierwszego do pierwszego”. Bez rzeczywistego i prawdziwego zaangażowania łatwo zgubić najważniejszą drogę. A pod wieczór życia można się trochę zdziwić… Świętym bowiem nie zostaje się przypadkowo. Ale „przypadkiem” można przegrać życie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz