poniedziałek, 13 listopada 2017

morwy i inne wyzwania...

zdj:flickr/Bob Leckridge/Lic CC
(Łk 17,1-6)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie. Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu. I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: żałuję tego, przebacz mu. Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary. Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna.

Mili Moi…
Bardzo pracowity weekend za mną. Spotkania Małżeńskie, czyli krótkie rekolekcje w West Hardford. Krótkie, ale niesłychanie intensywne. No i znów kontakt z ludźmi, którzy czegoś chcą, którzy w Bogu szukają pomocy, którym ksiądz jest zdecydowanie potrzebny. To takie momenty pociechy i radości. Wszyscy z obecnych chcieli tam być, chcieli uczestniczyć, włączać się. Stworzyliśmy cudowną wspólnotę na te dwa właściwie dni i miałem takie wrażenie, że znam tych ludzi od zawsze. Piękne świadectwa – jedna z żon spotkanych na korytarzu stwierdziła, że nie przypuszczała, że po dwudziestu siedmiu latach małżeństwa można jeszcze płakać… I to wcale nie nad swoim smutnym losem, wręcz przeciwnie – ze wzruszenia nad tajemnicą małżeństwa, nad pięknem tego, co małżonkowie mogą mieć jeszcze po tylu latach sobie do powiedzenia…

W naszej parafii trwają rekolekcje ewangelizacyjne, a jutro Nabożeństwo Uzdrowienia. Wierzę głęboko, że ten dotyk miłości Boga nikogo jutro nie ominie. Ale przygotowania trwają, a ja znów mogę w nich aktywnie uczestniczyć. Spowiadam, spowiadam, spowiadam…Wiele osób ma w sobie silne pragnienie przełomu, zamknięcia pewnego etapu w życiu. A ja mogę w tym uczestniczyć. To wielka łaska móc powiedzieć – Bóg o tym wszystkim wie i zawsze cię kochał, a dziś przebacza ci wszystko z ogromna radością…

Te przemiany szczególnie umacniają moją wiarę… Moja posługa jest takim nieustannym wołaniem – przymnóż nam wiary… Mam taki ciągły głód w sobie. Chcę mieć jej więcej i więcej, żeby się dzielić, bo widzę wyraźnie jak wiele osób dziś jej potrzebuję. Szukają, ale nie mogą znaleźć. A nawet jeśli znajdą, to zanurzeni w tym świecie szybko ją tracą. Przychodzą i chcą zaczerpnąć. Kto ma im dawać, jeśli nie duszpasterz? I nie z siebie rzecz jasna, ale z tego, co sam zaczerpnął od Pana. Dla mnie to taki absolutny fundament i wiem, że bez wiary całe moje kapłaństwo rozpłynęło by się w czysto ludzkiej powierzchowności. Bóg powołuje kapłanów na świadków wiary. Jeśli tego nie podejmę, to moje kapłaństwo nie „odniesie sukcesu”. Jedynym zaś wartym zainteresowania jest prowadzenie innych ku Miłującemu. Na ten „sukces” zawsze mam apetyt i chcę czynić z tego pokarm codzienny…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz