poniedziałek, 31 lipca 2017

budzenie świata kosztuje...

zdj:flickr/Kelsey/Lic CC
(Mt 13,31-35)
Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach. Powiedział im inną przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło. To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata.

Mili Moi…
Bardzo przepraszam, że tak bardzo zaniedbałem moją blogową parafię. Tak wiele rzeczy się dzieje, a ja coraz mniej ogarniam. Przede wszystkim lipiec to czas gości. Przybył ksiądz Marcin z Łodzi, siostra Paulina z Columbus, OH, a przez chwile był z nami również o. Paweł, redemptorysta z Polski. A jak goście, to podróże małe i duże. Zwiedzaliśmy, a właściwie oni zwiedzali, a ja sprawdzałem, czy wszystko jest na swoim miejscu. Cieszę się, że mogę pokazać kilka miejsc tym, którzy ich jeszcze nie widzieli. Ale muszę tez przyznać, że kosztuje mnie to bardzo dużo. Być może to kwestia starzenia się… Z każdym rokiem będzie gorzej. Ale trochę mniej anegdotycznie mówiąc czuje się dość słabo. Wyniki w normie. W przyszłym tygodniu wizyta u pani doktor od… snu. Podejrzewają, że tam pies pogrzebany. Jestem nieustannie zmęczony i stale gotów spać, nie mam siły i ochoty na wiele rzeczy, które wcześniej mnie cieszyły. Oczywiście mój doktor dał mi też „tabletkę szczęścia”, taką słabiutką, nieuzależniającą, poprawiającą nastrój. Mam wrażenie, że tu dają ją niemal każdemu. Oczywiście jeszcze nie biorę, bo jakoś trudno mi uwierzyć w „ukrytą depresję”. Ale kto wie… Tymczasem godziny w samochodzie i stąd tez moja znacznie mniejsza obecność w sieci.

A dziś w Słowie patrząc na dwie bardzo mizerne rzeczywistości – ziarnko gorczycy i zaczyn, myślę sobie o tym, jak wielką rzeczą jest dać się użyć Panu Bogu. Patrzę na siebie w dokładnie tym samym kluczu, ziarno gorczycy mogłoby mi patronować – nic nie znaczący człeczyna z małej mieściny, bez żadnych „pleców”, bez ludzkich umocowań, bez pieniędzy – w ogóle jedno wielkie „bez”, został wybrany przez Pana, żeby budować Jego Królestwo tu na ziemi. Co więcej zostałem wyposażony w taką moc, o jakiej nigdy mi się nie śniło. Ostatnio pewien człowiek, którego namaszczałem, a który doznał znaczącej poprawy stanu zdrowia po przyjęciu tego sakramentu, powiedział mi – nawet sobie ojciec nie zdaje sprawy, jaką moc ojciec nosi w rękach… I tak pewnie jest. Nie do końca zdaję sobie sprawę. Ale dociera do mnie, że człowiek, który pozwala Bogu działać przez siebie, zaczyna mieć potężny wpływ na otaczający go świat. Nie dlatego, że jest taki „fajny”, ale dlatego, że Bóg jest niezwykły i daje moc temu, co jest maleńkim, nic nie znaczącym ziarenkiem, czy grudką suchego ciasta…

Ufam, że skoro w tę moc mnie wyposaża, to przyśle również tych, którzy będą chcieli z niej skorzystać. Przyśle też tych, którzy uwierzą w to, co mniej lub bardziej udolnie staram się w jego imię głosić… I niech to się dzieje codziennie… Uwielbiam Boga za łaskę uczestnictwa w budzeniu świata i Jemu ofiarowuję zarówno wdzięczność, jak i wściekłość przebudzonych (bo i ta nie jeden raz na mnie spada). W Jego ręku zmiana – choćby nie wiem jak powolna, to nieunikniona… Wierzę, że Jego miłość ostatecznie zbudzi najpierw śpiącą część Kościoła, a potem cały świat…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz