zdj:flickr/Wonder Wanderer/Lic CC
(Mt 13,1-23)
Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło
Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu.
I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: Oto siewca wyszedł siać. A gdy
siał niektóre [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne
padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo
gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo
nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i
zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno
stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy,
niechaj słucha! Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali: Dlaczego w
przypowieściach mówisz do nich? On im odpowiedział: Wam dano poznać tajemnice
królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar
mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. Dlatego mówię do
nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie
słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza:
Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo
stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami
nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie
nawrócili się, abym ich uzdrowił. Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy
wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych
pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy
słyszycie, a nie usłyszeli. Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy! Do
każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i
porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno
posiane na drodze. Posiane na miejsce skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i
natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest
niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się
załamuje. Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski
doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. Posiane w
końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też
wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny
trzydziestokrotny.
Mili Moi…
U nas wciąż niedziela,
dochodzi 23.00. Noc głęboka… Zwykle o tej porze śpię. I dziś właściwie też już spałem…
Ale dokładnie godzinę temu zadzwonił dzwonek do drzwi… Jakoś wyjątkowo nie
odwiesiłem słuchawki, co zwykle czynie, bo dzielnica taka, że czasem nocne,
nieuzasadnione alarmy wywoływały mnie już z łóżka… A zatem zadzwonił dzwonek…
Pierwszy zlekceważyłem, wybudzony ze snu i zły na siebie, że nie odłożyłem
słuchawki. Ale drugi, natarczywy, skłonił mnie do podniesienia tejże… Na moje „halo”
usłyszałem, że pod drzwiami stoją misjonarze, którzy właśnie zostali posłani na
misje i nie mają gdzie spać… Nosz kurka… Co za misjonarze? (choć w sercu
wiedziałem już dokładnie kto to).
Zagotowałem się trochę (a
każdy, kto wybił mnie kiedyś ze snu, wie, że to jest efekt uboczny tego faktu).
Zszedłem na dół i zobaczyłem cztery osoby. Dwóch młodych chłopców i dwie młode
dziewczęta. Kolorowe towarzystwo, z plecaczkami małymi na plecach, uśmiechnięci
i przyjaźni… No i właśnie posłani na misje, aby głosić Królestwo Boże, i może
znam jakieś miejsce, schronienie, gdzie mogliby się przespać… Wściekłość ze
mnie jeszcze nie zeszła, poza tym doświadczyłem dużego buntu wewnętrznego – za dużo
dzieci oczekujecie, łazicie po nocy i szukacie wariata… Powiedziałem im więc,
że niestety – nigdy się z podobna sytuacją nie spotkałem, nie znam żadnego
schronienia i mogę ich co najwyżej pobłogosławić… Przyjęli to skwapliwie,
podziękowali i poszli…
A ja… Zamykając drzwi
wiedziałem dokładnie, że popełniłem błąd… Położyłem się do łóżka i zacząłem
przepraszać Jezusa, że nie rozpoznałem Jego uczniów. A właściwie rozpoznałem,
ale ich nie przyjąłem… Stanęły mi natychmiast przed oczami wszystkie fragmenty
biblijne dotyczące nieprzyjęcia proroków, widziałem już oczami duszy, jak ta młodzież
otrzepuje proch ze swoich nóg pod furtką naszego klasztoru… Pomyślałem o
dzisiejszym Słowie… Przecież to, co zrobiłem jest jawnym zaprzeczeniem
słuchania i wypełniania… Zadziałałem po swojemu… I już wiedziałem, że nie zasnę…
Ale co robić???
Odmówiłem Koronkę do
Bożego Miłosierdzia, naciągnąłem portki i… wsiadłem w samochód. Mówię – Panie Jezu,
jeśli chcesz, żebym ich znalazł, to mnie poprowadź… Na logikę? Powinni pewnie pójść
do następnej parafii. Pojechałem tam i rzeczywiście – stali pod drzwiami z
dokładnie takim samym sukcesem jak u mnie… Kazałem im wsiadać… Ten wyraz
zaskoczenia w ich oczach… Bo father, my jesteśmy misjonarzami i była taka duża
konwiwencja w Waszyngtonie i nas wysłali… I wysiedliśmy z pociągu, i przyszliśmy do najbliższej parafi, i...
Wyobraźcie sobie – mówię do
nich – że ta parafia, spod której Was zabieram, ma wspólnoty neokatechumenalne…
A skąd ojciec wie, że my z neokatechumenatu? No nie tak znowu trudno was
rozpoznać… A jak ojciec nas znalazł? To musiał chyba być Duch Święty… Mam
nadzieję – odpowiedziałem… I tym sposobem czworo misjonarzy zamieszkało dziś w
polskiej szkole. Warunki trochę polowe, ale szczęśliwi, bo mają kaplicę.
Właśnie zaniosłem im coś do jedzenia i mam szczerą nadzieję, że teraz zasnę
spokojnie.
Czemu nie do domu? Bo dom
zajęty przez gości i wolnych łóżek brak… Ale powiem Wam szczerze… Wyczuwam w
tych dzieciakach tyle pokoju i łagodności, że nie wahałbym się wpuścić ich pod
swój dach… Nazwali mnie swoim aniołem stróżem… Mam nadzieję, że ich aniołowie
poprowadzą ich bezpiecznie do celów wyznaczonych przez Jezusa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz