niedziela, 9 lipca 2017

Zbawca na ośle...

zdj:flickr/Aurelien Guichard/Lic CC
(Mt 11,25-30)
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.


Mili Moi…
Z tym dzisiejszym fragmentem Ewangelii mamy chyba naprawdę spory problem jako ludzie wierzący i żyjący współcześnie. Ostatnie 50 lat przyniosło tyle zmian w mentalności, jakości życia, marzeniach, oczekiwaniach, że Jezus ze swoja propozycją jawi się niczym szary wróbel wobec niesłychanie kolorowej papugi tego świata.

Zrobiliśmy bardzo wiele, żeby wyeliminować z naszego języka słowa – prostaczek, cichy i pokornego serca. Bardzo wiele zrobiono, żeby pomóc utrudzonym i obciążonym – przecież my sami im pomagamy… nawet jakieś ofiary na takie cele składamy w kościele czy poza nim…

I co osiągnęliśmy? To zadziwiające, ale kiedy sprawdziłem statystyki z pierwszych 10 lat tego wieku w Ameryce, to 50% ludzi ocenia tę pierwszą dekadę nowego wieku negatywnie, podczas gdy 27% pozytywnie.

Kiedy pracowałem w Irlandii 10 lat temu, pamiętam, że ten kraj ścigał się ze Szwecją, ale wcale nie tylko w jakości życia, również w liczbie samobójstw wśród nastolatków – oba kraje miały ich najwięcej w Europie.

Jak to możliwe? Skoro jakość życia tak bardzo się poprawiła, skoro mamy takie wysokie standardy, skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

W chwili, kiedy uwierzyliśmy jako ludzie, że posiadamy wystarczające siły do zmiany tego świata na lepsze, po naszemu (a to pewnie gdzieś w epoce oświecenia), zaczęliśmy zmieniać… i rzeczywiście po naszemu…

To znaczy – inni chyba nieco przestali się liczyć. Powszechnie zapanowała obojętność i egoizm. To nie moja sprawa – słyszymy wokół. To nie moja sprawa – sami zaczęliśmy mówić. Ubodzy? Jasne, można im dać monetę, ale przecież oni nam w żaden sposób nie zagrażają, oni są tak daleko od naszego poziomu życia…

Realne zagrożenie to ci wokół nas – im zazdrościmy, ich sukcesy nas nie cieszą, ich radości nas przygnębiają… Pracujemy więc więcej – ciągle porównując się z innymi i ciągle dążąc do jakichś celów, które są coraz mniej osiągalne… Cały dobrobyt tego świata sprowadza na nas całkiem sporo depresji i przygnębienia, a przecież powinno być dokładnie odwrotnie…

Być może problem zaczyna się tu, gdzie zaczynamy bardziej wierzyć w ludzkość, niż w naszego Boga. Może uznaliśmy Jego wskazania za przestarzałe – ładne jako nasze dziedzictwo i tradycja, ale stanowczo niemożliwe, żeby nimi żyć w tym świecie w tych czasach.

A najgorsze w tym jest to, że Bóg, pełen szacunku dla naszej ludzkiej wolności, pozwala nam odejść i żyć po swojemu – On nigdy nikogo na siłę nie zatrzymywał…

Przypomnijcie sobie bogatego młodzieńca, który przyszedł do Jezusa szukając czegoś więcej. Nie był w stanie przekroczyć stanu swojego posiadania, aby wykonać krok w wierze (ilu takich bogatych młodzieńców w naszych kościołach?)

Przypomnijcie sobie chwile, kiedy Jezus mówi o spożywaniu swojego Ciała i piciu Jego Krwi. Pełne dotąd łąki słuchaczy nagle pustoszeją – a On nie biegnie za nimi, nie próbuje ich na siłę zatrzymać… Szanuje ich decyzje, ponieważ wiara jest decyzją o zaufaniu Mu lub nie… A do tego nie można ludzi zmuszać…

Dlatego tak ważnym pytaniem, z którym co i rusz konfrontuje nas Ewangelia, jest pytanie – czy my chcemy wierzyć Jezusowi, czy raczej nie? A odpowiedź jest taka trudna, bo musi być krótka – tak, lub nie… Wszelkie „ale” kwestionują nasze szczere zaufanie wobec Niego…

I On tej decyzji od nas oczekuje, podczas gdy my lubimy mnożyć warunki i opóźniać ostateczną deklarację. Niestety brak odpowiedzi jest również odpowiedzią…

I gdyby to pytanie Jezusa – czy chcesz mi uwierzyć (nie we mnie uwierzyć, bo to za łatwe)… MI UWIERZYĆ teraz – uczynić tłem dzisiejszego fragmentu, i jeśli zdecydowalibyśmy się udzielić odpowiedzi twierdzącej, to Jezus chce nam pokazać najlepszy przykład, który pomoże nam natychmiast odnowić i odświeżyć nasze życie – zmienić je…

Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.

To jest niezwykła, ukryta moc dla nas wszystkich, ponieważ tak naprawdę pokora i cichość przemieniają świat. Możemy to jednak zrozumieć tylko, jeśli zdecydujemy się zmienić nasz punt widzenia.

My wierzymy w siłę i moc, która nigdy nie była wybierana przez Boga… Gdyby chciał, mógłby przecież przyjść na ten świat jako potężny król i zmusić ludzi do uwierzenia w Niego… Ale tego nie zrobił…

Pamiętacie chwilę przed aresztowaniem, kiedy Piotr próbuje Go ratować odcinając ucho słudze arcykapłana… Jezus protestuje, uzdrawia człowieka i mówi takie piękne słowa - Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?

Zamiast tego wszystkiego przychodzi na świat w pokornej postawie dziecka i przynosi zbawienie wszystkim jadąc na osiołku – nierozpoznany król, który przynosi swojemu ludowi ukrytą moc…

Co to wszystko znaczy? Tylko jedno – że nasza prawdziwa moc nie zależy od pieniędzy, inteligencji, czy nadzwyczajnego wpływu na ten świat.

Nasza prawdziwa siła zależy tylko i wyłącznie od Niego i objawia się w pozornej słabości. Innymi słowy – słabi ludzie według logiki tego świata są zdolni do nadzwyczajnych rzeczy…

Pewnie wielu z was czytało powieść Sienkiewicza – Quo vadis? Jest tam scena, w której Piotr uciekając z Rzymu spotyka Jezusa i rozpoznając Go pyta – quo vadis, Domine? A On – idę do Rzymu umrzeć jeszcze raz, bo ty opuściłeś moje owce…

Oczywiście obraz z wyobraźni autora, ale przecież wiemy, że Piotr, Paweł i miliony innych „głupców i słabeuszy” według oceny tego świata, wniosło weń rzeczywistość Boża i stali się zdolnymi do rzeczy niezwykłych.

Trudno to wytłumaczyć po ludzku – tu pewnie miejsce na Ducha Świętego, o którym dziś również słyszymy… To On „stawia wszystko na głowie” – jeśli zadasz śmierć popędom, będziesz żyć, jeśli żyjesz według ciała i świata, to z pewnością umrzesz… W Bożej logice wszystko jest odwrotnie… Ale to nie On ją „odwraca”, to MYŚMY JĄ ODWRÓCILI…

Dlaczego warto do tej Bożej logiki wrócić? – A znajdziecie ukojenie dla dusz waszych… Gdzie myśmy już tego nie szukali, prawda? A skutek mizerny… Może dlatego, że diagnoza św. Jakuba jest bardzo prawdziwa –

Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz. Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga.

Jezus zapewniał, że pokój i radość życia, która On przynosi jest zupełnie nieosiągalna w świecie i światowymi metodami. A my trochę jak uparte dzieci, cały czas staramy się dowieść i jemu i sobie, że jest inaczej…

Może więc rzeczywiście warto odkryć Jego zaproszenie do zaufania Mu – zmienić coś przede wszystkim w swojej własnej mentalności, rozpocząć żmudne wychodzenie z przekonania, że najszczęśliwsi będziemy wtedy, kiedy towarzyszyć nam będzie siła i bogactwo…

Może warto zaufać Jemu, który wywraca nasza logikę do góry nogami, a może tylko przywraca logikę właściwą i uznać, że słabość, której tak się boimy jest tylko pozorna, bo Bóg jest gwarantem takiej siły, której świat nie zna i która nie dysponuje…

Może wreszcie warto uwierzyć Mu, że On się o nas zatroszczy – jeśli świadomie wybierzemy przynależność do Niego, a nie będziemy stać w rozkroku nie mogąc się ostatecznie zdecydować… On ma związane ręce, dopóki nie powiemy – ufam – zadziałajmy po Twojemu, nie po mojemu…

To wielkie wyzwanie, ale Jezus nie jest oszustem – jeśli do czegoś zaprasza, to jest to z pewnością możliwe… a nade wszystko lepsze…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz