wtorek, 27 grudnia 2016

Wielki Bezrobotny...

zdj:flickr/Ed Schipul/ Lic CC
(Mt 10,17-22)
Jezus powiedział do swoich Apostołów: Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.

Mili Moi…
No to święta właściwie za nami… W USA drugi dzień świąt nie jest w żaden sposób eksponowany, choć nieliczni mają dziś wolne od pracy. Do kościoła zaglądają już tylko ci gorliwsi. Ale jednak staramy się świętować. W tym roku nasze liturgiczne uroczystości miały szczególnie okazały charakter, a to głownie za sprawą nowego organisty, który we wrześniu zastąpił amerykańskiego poprzednika. Polski organista podczas Pasterki to jednak skarb nieoceniony. Pomijając trudności komunikacyjne, poprzednik po prostu nie miał tego „polskiego uczucia”. A w tym roku chór zabrzmiał w zupełnie nowy sposób. Chciało się śpiewać, słuchać, zostać…

A wczoraj jak to w Boże Narodzenie… Gościny, serdeczne spotkania, dużo śpiewania kolęd, ale i trochę duchowej refleksji. Zawsze dużym wyzwaniem są dla mnie homilie w te święte dni. Co roku te same teksty, którymi należy oświetlić rzeczywistość. Ze zdumieniem czasem wsłuchuję się w medialne przekazy, które w skrócie informują kto, co i gdzie powiedział w tę świętą noc narodzenia… Ze zdumieniem, bo w życiu bym się nie spodziewał, że można mówić o wszystkim, byle nie o Słowie przewidzianym na tę noc… A jednak – okazuje się, że wyobraźnia duszpasterska nie ma granic… Ja znacznie skromniej, staram się nie odbiegać od Tajemnicy… Zamieszczam na dole próbkę nocnej i dziennej refleksji... Może komuś się w chwili wolnej posłucha…

A dziś głównym tematem moich rozmyślań jest bezrobocie… Tak, tak… Słowo skłania mnie do zmierzenia się z tym tematem. Nie w kontekście społecznym jednak, ale ściśle religijnym. Mówię bowiem o bezrobociu Ducha Świętego. Jego wsparcie jest nam dziś obiecywane w sytuacjach skrajnie trudnych. I w zasadzie można się tylko cieszyć, jeśli takowych nie przeżywamy. Wciąż nie jesteśmy tu i teraz prześladowani za naszą wiarę, zatem i Duch w tym kontekście nie ma zbyt wiele roboty. Ale czy to oznacza, że On nie działa tylko dlatego, że nas nie prześladują? Czy znaczy to, że nie chce działać? Ależ nie… Oczywiście, że chce działać. Wszak wciąż potrzeba głosicieli, świadków, ewangelizatorów… Ale przecież (i tu następuje dłuuuuga lista wymówek, które uniemożliwiają nam otwarcie naszych ust, a to warunek konieczny do tego, żeby On mógł w nas zadziałać).

Nawet jednak gdyby, któreś z tych argumentów okazały się przekonujące. Gdybyśmy uznali, że nie stać nas dziś na ewangelizację wobec niewierzących, tudzież wobec stojących w dużej odległości od Kościoła, to jest jeszcze jeden poziom, na którym Duch chętnie by się nam poudzielał. Rozmowy pomiędzy wierzącymi – duchowe, Boże, religijne rzecz jasna… Ale w życiu… Przecież to wstyd. Jakoś się krępujemy. Poza tym jak zacząć? No i co pomyślą inni? Jestem głęboko przekonany, że w większości katolickich domów podczas Wigilii, w którą zebrała się cała rodzina, żeby świętować Tajemnicę, temat Tajemnicy się nie pojawił ani przez chwilę. Być może mówiono o Kościele, ale tylko po to, żeby go znów skrytykować lub ponarzekać. Ale o Nowonarodzonym dyskretnie milczano…

A Duch? Bezrobotny w naszych katolickich domach idzie na rozstaje dróg i zaskakuje nas, a może nawet gorszy, mówiąc czasem piękne rzeczy przez ludzi, którzy dopiero szukają Boga w swoim życiu… Ale oprócz uszu otwierają również swoje usta… 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz