zdj:flickr/Michael Becker/Lic CC
(Łk 1,39-45)
W tym czasie Maryja
wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy.
Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała
pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty
napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między
niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka
mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w
moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona
jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.
Mili Moi…
Ostatnie dni to dla nas
prawdziwe szaleństwo. I nie mówię tu tylko o zwyczajnych, przedświątecznych
przygotowaniach. W miniony piątek bowiem znacząco pogorszył się stan zdrowia o.
Georga, Amerykanina, który mieszka z nami. Dwukrotna wizyta w szpitalu i wielka
słabość, której doświadczał skłaniała nas do służby, co w gruncie rzeczy jest
piękne i dobre, ale… No właśnie… Raz, że trochę brak nam praktyki w pielęgnacji
osób starszych, a dwa – sezon przedświąteczny uniemożliwia nam nawet
dotrzymanie mu towarzystwa. Zapadła więc decyzja o natychmiastowym
przewiezieniu go do domu dla naszych starszych współbraci w Chicopee, MA. Ale
na drodze tej „natychmiastowości” stanął… weekend. A potem… procedury. I
natychmiastowość zrealizuje się jutro, kiedy odwiozę tam naszego współbrata.
Przykro patrzeć, kiedy noce spędza w fotelu, bo nie jest w stanie wejść na
trzecie piętro naszego domu, gdzie mieszka… Takie to nasze Boże Narodzenie w
tym roku…
Oprócz tego służba w
kościele. Nie tylko w naszej parafii, ale i u sąsiadów. Spowiedzi przed
świętami jak zwykle więcej, co cieszy. Choć w minioną niedzielę kościół był
pełen… obcych ludzi. Wielu Polaków nie przychodzi do polskiego kościoła… bo
amerykańskie są bliżej. Ale spowiadać się po „amerykańsku” wciąż nie umieją,
więc zaglądają do nas dwa razy w roku. Dziś budowa szopki, jutro strojenie
kościoła. A ja w międzyczasie chce jeszcze złożyć przedświąteczną wizytę w
więzieniu u M, bo myślę sobie, że w takich chwilach człowiek szczególnie
potrzebuje drugiego człowieka.
A nad Słowem dziś myślę o
Duchu, który wypełnia tę, która spotkała Maryję z Jezusem. Fascynuje mnie, że
pierwszym, który rozpoznał Jezusa jest nienarodzony Jan. To jeszcze bardziej
motywuje mnie do modlitwy za nienarodzonych – tych uprzywilejowanych świadków
miłości Bożej. I myślę sobie jak tu jeszcze intensywniej zapraszać Maryję do
mojego życia. Pragnę bowiem tego Ducha, który Jej towarzyszy, pragnę odnowy
mojego życia, które staje się coraz bardziej „zniewolone” schematem. Tyle we
mnie pragnień, które wciąż czekają na realizację, tyle gotowości do głoszenia i
służby… Zbiera się to we mnie wszystko i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze Pan
pośle mnie gdzieś… Jeszcze nie wiem gdzie, ale oby tam, gdzie są głodni chleba Ewangelii
ludzie… Na wędrowanie ze Słowem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz