środa, 21 grudnia 2016

karmić chlebem i Słowem...

zdj:flickr/Michael Becker/Lic CC
(Łk 1,39-45)
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.

Mili Moi…
Ostatnie dni to dla nas prawdziwe szaleństwo. I nie mówię tu tylko o zwyczajnych, przedświątecznych przygotowaniach. W miniony piątek bowiem znacząco pogorszył się stan zdrowia o. Georga, Amerykanina, który mieszka z nami. Dwukrotna wizyta w szpitalu i wielka słabość, której doświadczał skłaniała nas do służby, co w gruncie rzeczy jest piękne i dobre, ale… No właśnie… Raz, że trochę brak nam praktyki w pielęgnacji osób starszych, a dwa – sezon przedświąteczny uniemożliwia nam nawet dotrzymanie mu towarzystwa. Zapadła więc decyzja o natychmiastowym przewiezieniu go do domu dla naszych starszych współbraci w Chicopee, MA. Ale na drodze tej „natychmiastowości” stanął… weekend. A potem… procedury. I natychmiastowość zrealizuje się jutro, kiedy odwiozę tam naszego współbrata. Przykro patrzeć, kiedy noce spędza w fotelu, bo nie jest w stanie wejść na trzecie piętro naszego domu, gdzie mieszka… Takie to nasze Boże Narodzenie w tym roku…

Oprócz tego służba w kościele. Nie tylko w naszej parafii, ale i u sąsiadów. Spowiedzi przed świętami jak zwykle więcej, co cieszy. Choć w minioną niedzielę kościół był pełen… obcych ludzi. Wielu Polaków nie przychodzi do polskiego kościoła… bo amerykańskie są bliżej. Ale spowiadać się po „amerykańsku” wciąż nie umieją, więc zaglądają do nas dwa razy w roku. Dziś budowa szopki, jutro strojenie kościoła. A ja w międzyczasie chce jeszcze złożyć przedświąteczną wizytę w więzieniu u M, bo myślę sobie, że w takich chwilach człowiek szczególnie potrzebuje drugiego człowieka.

A nad Słowem dziś myślę o Duchu, który wypełnia tę, która spotkała Maryję z Jezusem. Fascynuje mnie, że pierwszym, który rozpoznał Jezusa jest nienarodzony Jan. To jeszcze bardziej motywuje mnie do modlitwy za nienarodzonych – tych uprzywilejowanych świadków miłości Bożej. I myślę sobie jak tu jeszcze intensywniej zapraszać Maryję do mojego życia. Pragnę bowiem tego Ducha, który Jej towarzyszy, pragnę odnowy mojego życia, które staje się coraz bardziej „zniewolone” schematem. Tyle we mnie pragnień, które wciąż czekają na realizację, tyle gotowości do głoszenia i służby… Zbiera się to we mnie wszystko i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze Pan pośle mnie gdzieś… Jeszcze nie wiem gdzie, ale oby tam, gdzie są głodni chleba Ewangelii ludzie… Na wędrowanie ze Słowem… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz