wtorek, 29 listopada 2016

wyciągnij rękę i weź...

zdj:flickr/Matthias Ripp/Lic CC
(Łk 10,21-24)
W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli.

Mili Moi…
Wraz z całym Kościołem, rozpoczęliśmy w Bridgeport Adwent. Cieszą mnie w tym czasie zwłaszcza Roraty, które w naszej parafii celebrujemy o 6.30 rano. Ściągają one nieco więcej osób niż codzienna poranna Msza Święta. A są piękne, bo nasz duży kościół daje nam możliwość rozpoczęcia Mszy od procesji ze świecami. Doświadczamy więc wędrówki ze światłem w mrokach tego świata. Bardzo to symboliczne i znaczące.

Ja zaś przygotowuję się powoli do adwentowych rekolekcji, które mam wygłosić w Chicago. Już w piątek ruszam do miejsca przeznaczenia i, poza radością z głoszenia Słowa, mam również szczerą nadzieję na chwilę odpoczynku, odetchnięcie innym powietrzem, odcięciem choć na chwilę od codziennych trosk. A tych w zarządzaniu parafia naprawdę nie brakuje.

Czytam… Ostatnimi dniami sporo. Wciąż poszerzam wiedzę potrzebną do konstruowania mojego doktoratu. Jest to jedno z moich postanowień adwentowych. Nie może być dnia, w którym czegoś dla tej pracy nie zrobię. A że muszę jeszcze kilka dzieł wchłonąć, to czytam z zapałem. Jak bardzo chciałbym, żeby zabłysło jakieś światełko w tunelu zwiastujące kres tej studenckiej drogi. Ale nawet jeśli jakieś myśli o końcu się pojawiają, to są mgliste i trwają chwilę.

Myślę dziś nad Słowem o tym niezwykłym powołaniu, które dal mi Pan. Ale nie o kapłańskim, czy zakonnym (choć i one są zupełnie niezwykłe), ale o chrześcijańskim. Przecież wszystko mogło być inaczej. Mogłem nie urodzić się w katolickiej rodzinie, mogłem nie odkryć Kościoła jako mojej nowej rodziny. Moja droga wiary mogła być znacznie bardziej skomplikowana i zawiła. I wcale nie ma gwarancji, że znalazłbym na niej Boga. Tymczasem On dał mi tę wielką łaskę wiary właściwie od samego początku mojego życia. Co więcej, otrzymałem dar wiary niezachwianej, pozbawionej wątpliwości, zupełnie oczywistej i pewnej. To dar. Żadna w tym moja zasługa.

I dlatego myślę sobie jak bardzo bogaty jestem. Co więcej – jestem większym szczęściarzem (wszyscy jesteśmy), niż Apostołowie, którzy mieli tylko trzy lata z Jezusem. My mamy ich dwa tysiące za nami. Tysiące ksiąg opisujących działanie Boga w świecie, miliony świadectw głębokich relacji z Nim. Życia nie wystarczy, żeby choć odrobinę to zgłębić. A mimo tego wydaje nam się, że gdybyśmy żyli w czasach Jezusa, to może… ale dziś – tak trudno w Niego wierzyć. Mam takie wielkie przekonanie w oparciu o dzisiejsze Słowo, ze On chce nas wprowadzać w tę relację Syn – Ojciec, że On chce nas czynić jej częścią. Innymi słowy – wszystko, co Boże, jest dla nas dostępne. Wystarczy otworzyć oko, wystarczy nadstawić ucho. I brać… Bo Bóg jest hojnym dawcą. A Jego dary nigdy się nie wyczerpują…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz