poniedziałek, 14 listopada 2016

wydmuszki...

zdj:flickr/psyberarist/Lic CC
(Łk 21,5-19)
Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, powiedział: Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony. Zapytali Go: Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie? Jezus odpowiedział: Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: Ja jestem oraz: Nadszedł czas. Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec. Wtedy mówił do nich: Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie.


Mili Moi…
Tyle ważnych i pięknych rzeczy się dzieje, że nie nadążam zasiąść do komputera, żeby je opisać… W minionym tygodniu mieliśmy gościa. Witek Wilk dotarł do naszej parafii. W Polsce znany z mocnego Słowa, które przemienia ludzkie serca. Namaszczony mocą Ducha głosił również u nas. Urzeka mnie, że ludzie przemienieni przez Jezusa są niesłychanie prości, przejrzyści, otwarci. Słuchanie ich historii rodzi zapał i chęć do podejmowania na nowo nawet najtrudniejszych wyzwań. A tych nie brakuje. Choćby fakt, że zdecydowana większość słuchaczy w naszym kościele była spoza naszej parafii smuci mnie i jednocześnie głęboko zawstydza. Na razie jednak nie rezygnuję. Wciąż wierzę, że może coś kiedyś się jednak zmieni, że może uda wzbudzić się pragnienie również tu, w Bridgeport. A może taki jest Boży plan, żeby to miejsce służyło znacznie szerszemu gronu. Może to właśnie ci nie parafianie mają tu znajdować Boga. Nie wiem… Słucham, patrzę, rozeznaję… Daję sobie jeszcze czas…

W piątek zaś wyjechałem do West Hardford, aby poprowadzić rekolekcje dla małżeństw. Nie było ich wiele, bo tylko osiem, ale za to udało nam się stworzyć piękną wspólnotę na te weekendowe dni. To taka radość patrzeć na ludzi, którzy otwierają się na Boga i na siebie nawzajem. Kilka ważnych tematów udało nam się jak zwykle poruszyć i wierzę głęboko, że jakaś, nawet najdrobniejsza przemiana się w nich dokonała. Bo przecież nie trzeba wiele, trzeba tylko ruszyć z miejsca…

Dzisiejsze Słowo zaś znowu prowokuje we mnie pytanie – o obraz Boga, który w sobie noszę, a może szerzej – nosimy. Czy On rzeczywiście jest pełen czułości, miłości i dobroci? Bo przecież dzisiejsze zapowiedzi zdają się temu przeczyć. Ale czy w istocie przeczą one Jego dobroci, czy może tylko naszemu, ludzkiemu rozumieniu tego, co dla nas dobre? Bo nauczyliśmy się myśleć, że pokój i bezpieczeństwo, to optymalne warunki dla ludzkiego życia. Wydaje nam się, że bez nich nie da się osiągnąć szczęścia i stabilnego rozwoju. Trudności życiowe nie stanowią przedmiotu pożądania dla nikogo.

Gdyby jednak tak było, to właśnie tu i teraz winniśmy być najbardziej szczęśliwi. Wszak żyjemy w okolicznościach, które pozwalają zachować dużą dozę optymizmu, i pomijając właściwą dla naszego świata tendencję do narzekania na wszystko i wszystkich, przyznać trzeba, że nie brakuje nam żadnej z podstawowych dla człowieka wartości. Większości z nas nie grozi głód, bezdomność, czy skrajna samotność. A jednak u wielu brakuje smaku życia. Nasze życie, niczym wydmuszka, toczy się to w tę, to w inną stronę, kruche tak, że najdrobniejszy kłopot powoduje trudne do oszacowania zniszczenia. A Bóg mówi dziś, że dopiero w dramatycznych okolicznościach będziemy mieli okazję do składania świadectwa. Innymi słowy – dopiero doświadczając takich czy innych boleści zweryfikujemy wartości, którymi żyjemy. Wydmuszka się nie ostoi, ale chrześcijanin owszem…

Czy zatem chodzi o zapowiedź zniszczenia, czy raczej o pobudzenie nas do życia prawdziwego? Czy zamysłem Boga jest nas nieco postraszyć, czy skłonić nas raczej do zweryfikowania naszych wartości i docenienia naszego tu i teraz? Każda chwila ma wartość, ponieważ każda pokazuje nam na czym oparliśmy nasze życie. Każda chwila ma wartość, ponieważ każda jest zaproszeniem do odkrycia Tego, który może stać się dla nas oparciem w najtrudniejszych doświadczeniach. Tylko On pozwoli je przetrwać, kiedy nadejdą… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz