Wiąże się z tym wylosowana przeze mnie wczoraj sentencja. Wiecie już, że mamy taki zwyczaj w zakonie, że losujemy patronów i sentencje, które w jakiś sposób mają nas prowadzić przez cały rok. Kiedy słyszę – Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity (J 12, 24) – to nie wiem oczywiście dziś, jak to słowo zrealizuje się w ciągu roku. Mogę się co najwyżej domyślać, przypuszczać i czekać. Ale czuję wyraźnie, że dawanie życia kosztuje. I musi kosztować. Czego dowodem jest wylosowany patron – święty Wojciech. Muszę się przyznać do czegoś odrobinę zawstydzającego… Kiedy jeszcze pracowałem w Gdyni, Archidiecezja Gdańska świętowała swój jubileusz. Postawiono tam na świętego Wojciecha, który odwiedzał parafie w swoich relikwiach i o którym miano wiele mówić. Ja wówczas myślałem sobie i czasem nawet to wyrażałem w rozmowach, że Wojciech jest pięknym świętym, ale cóż on może powiedzieć człowiekowi współczesnemu? Raczej wątpiłem o słuszności tego wyboru… I nie trzeba było długo czekać na psikusa ze strony nieba. Teraz właśnie Wojciech będzie moim patronem na ten rok. Więc sam dowiem się, co ma mi do powiedzenia. Święty Wojciechu – publicznie przepraszam!
Ja w niedzielny wieczór wróciłem z rekolekcji dla kobiet. Piękny czas z piętnastoma kobietami, które nie tylko słuchały słowa, ale poznawały również arkana kuchni świętej Hildegardy. Jedliśmy w te dni bardzo zdrowo i nawet smacznie. Mam oczywiście w związku z tym weekendem zabawną sytuację, która już nie pierwszy raz mi się zdarza. Gościliśmy w domu prowincjalnym Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny zwanych Starowiejskimi (to od miejsca Stara Wieś, gdzie jest ich dom generalny). Na pierwszej nauce dla kobiet pojawiła się Siostra Prowincjalna amerykańskiej Prowincji i tuż po niej pojawiła się prośba – a może ojciec wygłosiłby i dla nas rekolekcje. No więc, jeśli Pan pozwoli, w 2026 roku wygłoszę i dla tych sióstr. A świetnie się składa, bo ich termin jest w bezpośredniej bliskości dawno już zapisanego terminu Narodowych Rekolekcji dla Wojowników Maryi w USA, więc upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu, a raczej w ramach jednego wyjazdu. I znów wdzięczność Bogu, że gdziekolwiek otwieram usta, zaraz jest jakaś kolejna robota Boża do zrobienia… A mnie się wciąż chce i jestem gotów.
Dziś natomiast opuszczam gościnne Bridgeport i ruszam do Sióstr
Benedyktynek, gdzie jutro rozpoczynamy rekolekcje dla nich. A stamtąd już do
Polski. I nie powiem – czekam już na ten powrót z pewną niecierpliwością. Bo
wszędzie dobrze, ale…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz