Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jeśli wasza sprawiedliwość nie
będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa
niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj!”; a kto by
się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się
gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: „Raka”,
podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła
ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie
przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed
ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar
swój ofiaruj. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w
drodze, by cię przeciwnik nie wydał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie
wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: Nie wyjdziesz stamtąd, dopóki
nie zwrócisz ostatniego grosza".
Mili Moi…
Fascynuje mnie fakt, że Słowo zawsze przychodzi w porę… Za chwilę ostatnia
Msza kończąca rekolekcje dla Księży Chrystusowców. I Słowo, które pokazuje
perspektywę rozwoju, które ciągnie w górę… Wszyscy pewnie mamy tendencję
zatrzymywania się w miejscu, orzekania, że już wystarczy, albo przynajmniej
okresowego zwalniania się z pracy nad sobą. Z różnych zresztą przyczyn.
Tymczasem Pan wzywa do nieustannej czujności i do przenikania świadomością Jego
obecności wszystkich płaszczyzn naszego życia. Dziś może szczególnie naszego
języka. Ale wiemy dobrze, że słowo rodzi się w sercu, a nie w ustach.
Grzechy języka wydają się być łatwe do opanowania, bo domagają się zaledwie
czujności i konsekwencji w „gryzieniu się w język”. A jednak mówimy sobie często
– no nie podołałem znów, nie dałem rady, nie czuwałem… O ileż łatwiej byłoby,
gdybyśmy posiadali cnotę milczenia. One właśnie temu służą – cnoty – pewnej łatwości,
niemal automatyzmowi czynienia dobrych rzeczy. Jednak jedynym sposobem na ich wypracowanie
jest częste, świadome powtarzanie dobrych czynności – w tym przypadku akurat
powstrzymywanie się od wypowiadania słów i praca nad swoim sercem. Patrząc na
współczesny język jako narzędzie krzywdy, myślę sobie, że czas byłby najwyższy,
żebyśmy jako chrześcijanie zmieniali oblicze tej ziemi w tym właśnie aspekcie.
Za godzinę moja ponad roczna przygoda z Chrystusowcami dobiegnie kresu. Mam
jeszcze kilka zaproszeń od indywidualnych braci, żeby powiedzieć coś przy
różnych okazjach w ich parafiach, ale jednak koniec. Zawsze, kiedy kończą się
jakieś rekolekcje mam w sobie przykre uczucia – smutku, jakiejś melancholii
związanej z pożegnaniami, ale i koniecznością ponownego wyruszenia w drogę.
Nigdzie u siebie, nigdzie na stałe. Apostolstwo skumulowane w godzinach
spędzonych za kółkiem.
W planach na dziś i na jutro? Posprzątanie mojej domowej stajenki, bo koty
kurzu robią prawdziwe wyścigi po każdorazowym otwarciu drzwi. A nie lubimy się
raczej… No i ostatnie szlify rekolekcji, które rozpoczynam w niedzielę w Gdyni.
To plus. Dziesięć minut od domu, noce we własnym łóżku, poranne modlitwy z
braćmi. A zatem chwila oddechu niech przygotuje mnie do nowej walki. O
świętość. Moją i słuchaczy…
Bóg zapłać Ojcze za każde słowo. Tu napisane czy tam wpowiedziane. A na kolejne - wielu łask Ducha! Szczęść Boże!
OdpowiedzUsuń