W owym czasie, gdy znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść,
przywołał do siebie uczniów i rzekł im: "Żal Mi tego tłumu, bo już trzy
dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. I jeśli ich puszczę zgłodniałych do
domu, zasłabną w drodze, bo niektórzy z nich przyszli z daleka». Odpowiedzieli
uczniowie: "Jakże tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich
chlebem?" Zapytał ich: "Ile macie chlebów?" Odpowiedzieli:
"Siedem". I polecił tłumowi usiąść na ziemi. A wziąwszy siedem
chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je podawali. I
podali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo, i
polecił je rozdać. Jedli do syta, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów.
Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił. Zaraz też wsiadł z
uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty.
Mili Moi…
Każda chwila może stać się furtką, przez którą wejdzie Mesjasz. Każde nasze
spotkanie z człowiekiem, każda rozmowa, każdy gest. Tak wiele spotkań bez
świadomości obecności Boga między nami, Jego troskliwości, Jego posłania – idź do
tych, którzy mnie potrzebują, wskaż im na mnie – niech widząc ciebie, myślą o
mnie. Chciałbym, żeby tak było. Ale uświadamiam sobie swoją bezradność. Mija
mnie tak wiele okazji. Czy brakuje pamięci? Czy może zaangażowania w sprawy
Pana? A On omiata wzrokiem przeszłość (już trzy dni trwają przy mnie), teraźniejszość
(nie mają co jeść) i przyszłość (zasłabną w drodze) – On widzi człowieka całościowo.
Ja chyba nawet nie staram się w ten sposób patrzeć… Przy tym jeszcze
cierpliwość. O, tej cnoty mi bardzo brakuje… Może to również efekt pośpiechu, w
którym żyję. Chciałbym, żeby było inaczej. Czy kiedyś będzie?
Napisałem wczoraj artykuł o samotności. Było to jedno z tych doświadczeń,
kiedy człek siedzi dwa dni nad pustą kartką i nic… A kiedy już zacznie, ma
wrażenie, że… rodzi jeża. Każde słowo jak kamień, który trzeba wnieść na sam
szczyt wieży Babel. A niosąc, człek ma przekonanie, że nic dobrego z tego nie
będzie… Ale ostatecznie wyszło chyba całkiem zgrabnie i wieczorem byłem
szczęśliwy, że kolejny punkt planu na ten tydzień udało mi się zrealizować.
Wczoraj dom pełen gości. Przybyli klerycy, którzy z oczywistych względów na
ferie nie pojechali do własnych domów – czterech Kenijczyków i dwóch
Brazylijczyków. Fajne chłopaki, większość już całkiem ładnie mówi po polsku.
Wprowadzili do naszego domu dużo gwaru i śmiechu, choć i tak na co dzień nam go
nie brakuje, wszak jest nas we wspólnocie dziewięciu. Ale ktoś wczoraj retorycznie
zapytał – a gdyby nasza wspólnota była tak duża? Byłoby cudownie… Ale chwilowo się
na to nie zanosi…
Dziś zamek sztumski… Uświadamia mi to, że za chwilę Wielki Post i wielka
praca… Nie ma we mnie lęku, jest, jak zawsze, radosne podniecenie wobec zadań,
które przede mną. Jutro zaś jadę do Niepokalanowa, a właściwie do Warszawy
najpierw, pospacerować w towarzystwie przyjaciół, żeby już w poniedziałek
rozpocząć nagrania w Radio. Nie ma nudy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz