Jezus powiedział do
Nikodema: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić.
Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd
przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha”. W
odpowiedzi rzekł do Niego Nikodem: „Jakżeż to się może stać?” Odpowiadając na
to rzekł mu Jezus: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? Zaprawdę,
zaprawdę powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy
widzieli, a świadectwa naszego nie przyjmujecie. Jeżeli wam mówię o tym, co
jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o
sprawach niebieskich? I nikt nie wstąpił do nieba oprócz Tego, który z nieba
zstąpił - Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak
potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał
życie wieczne”.
Mili Moi…
Powiem Wam, że nie wiem,
gdzie podział się miniony tydzień… Z premedytacją oddawałem się wypoczynkowi,
co przypłaciłem klasycznymi wyrzutami sumienia pracoholika. Ale faktem jest, że
kiedy przybywam do domu po misyjnych wyprawach, schodzi ze mnie to całe
napięcie, towarzyszące mi podczas ewangelizacji i doświadczam znaczącego spadku
energii życiowej. Staram się odzyskać siły – spaceruję, śpię, czytam. Tworzę
też czasami, bo jednak terminy kolejne nadchodzą. Wróciłem z wiosną do łażenia
z kijaszkami. Pierwsze trzy dni były strasznie trudne, ale teraz pamięć
mięśniowa wróciła i mój organizm przestał się buntować. Czuję się zregenerowany
i to dobrze, bo w najbliższy piątek wyruszam w trzytygodniową trasę. Najpierw weekend
z młodzieżą u sióstr Franciszkanek w Poznaniu, potem dwa dni w Radio, następnie
tydzień z siostrami Misjonarkami w Morasku, rekolekcje maryjne w Gozdowie, wypad
do Chrystusowców do Bochum i tydzień z siostrami Franciszkankami w Warszawie.
Same przyjemności… Doczekać się nie mogę.
Dziś w naszej wspólnocie dzień skupienia zwany regionalnym. Zjeżdżają się bracia
z okolicznych klasztorów i rozważamy jakąś dziedzinę franciszkańskiego życia.
Dla mnie to rzadkie dobro, bo nieczęsto udaje mi się brać w nim udział. Tym
bardziej się cieszę. Staram się te rzeczywistości nadrabiać samemu, ale wiadomo
– to nie to samo. Dziś zajmujemy się naszą Regułą. Wszak w tym roku mija
osiemset lat od jej zatwierdzenia. A w swoich zasadniczych treściach nijak się nie
zestarzała.
I to chyba najlepszy dowód
działania Ducha, który jest zawsze świeży i gotów do „przewietrzania” naszych
serc i umysłów. O to Go dziś proszę, bo ten motyw wiatru pojawiający się w
Słowie wczoraj i dziś bardzo jakoś mnie zatrzymał. Ta nieprzewidywalność i niemożność
zatrzymania go w miejscu, a jednocześnie jakaś tajemnicza skuteczność. Odnajduję
ślady takiego Bożego działania w moim życiu i żywię nadzieję, że owocność tego
ewangelizacyjnego powiewu kiedyś stanie się dla mnie znana. Na razie bowiem
muszę zadowolić się tylko patrzeniem w przód. Nie mam łaski oglądania owoców
mojej pracy i godzę się z tym, choć czasem chciałoby się usłyszeć coś ponad serdeczną
pochwałę, zobaczyć coś poza entuzjastyczna wdzięcznością. One rzecz jasna
rozgrzewają moje serce i cieszą, ale owoce przychodzą zwykle dużo później. W
myśl słów świętego Pawła – ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost.
Niemniej, również w kontekście
dzisiejszego namysłu nad naszą franciszkańska tożsamością, mam takie pragnienie,
żeby wiatr Ducha przewiał jakoś i moje serce, żeby ten nasz model życia był dla
mnie wciąż atrakcyjny i nowy. Staram się wracać do naszych Źródeł Franciszkańskich
– tekstów o pierwszych latach życia tej wspólnoty. One zawsze poruszają we mnie
jakieś struny, choć często zupełnie inne niż dawniej. I pewnie dlatego jest
sens ciągle wracać do nich na nowo. Odrodzenie w Duchu dotyczy każdego – oby nam
Pan Go nie poskąpił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz