Faryzeusze wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go zgładzić.
Gdy się Jezus dowiedział o tym, oddalił się stamtąd. A wielu poszło za Nim i
uzdrowił ich wszystkich. Lecz im surowo zabronił, żeby Go nie ujawniali. Tak
miało się spełnić słowo proroka Izajasza: Oto mój Sługa, którego wybrałem;
Umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a
On zapowie prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał, i nikt nie
usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota
tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego imieniu narody
nadzieję pokładać będą.
Mili Moi…
Wybaczcie długą
nieobecność… Ale właśnie dziś zakończyłem trwające tydzień rekolekcje dla Sióstr Orionistek w Zduńskiej Woli… Niedawno wszedłem do domu. To były szóste
rekolekcje dla nich wygłoszone na przestrzeni minionych trzech lat. I tym razem
ostatnie. Konieczna jest przerwa, żeby im samym nie znudził się jeden gadający
ksiądz. Tym bardziej, że dobrze gadających jest naprawdę wielu. Te ostatnie
rekolekcje były wyjątkowe również dlatego, że sióstr było niemal czterdzieści,
a poza mną nie było zwyczajowego drugiego spowiednika. Wszak mamy czas urlopów.
Pozostałem więc wiernym słuchaczem opowieści zakonnych, które absorbowały mnie
bardzo czasowo, ale też powodowały, że kiedy docierałem wieczorem do własnej
celi, to miałem już tylko jeden plan – trafić do łóżka. Pisać. Czytać. Myśleć.
Nie… nie dawałem już rady…
Niemniej czas był piękny…
Im dłużej jestem zakonnikiem, tym pilniejszą potrzebę pogłębiania świadomości
naszej konsekracji widzę. Jesteśmy obdarzeni w Kościele niezwykłym darem. To
takie ważne, żebyśmy sami go dobrze rozumieli, potrafili się nim zafascynować i
o nim świadczyć…
To świadectwo dziś stanęło
mi przed oczami również w kontekście Ewangelii. Skonfrontowano w niej agresję i
gwałtowność faryzeuszów z łagodnością i dobrocią Jezusa. Pomyślałem dziś czy ci
agresorzy byli ludźmi szczęśliwymi? Czy chcieli się dzielić swoją fascynacją
Bogiem i w ten sposób zapraszać do wiary innych, czy raczej byli mścicielami Prawa, którzy najlepiej czuli się wówczas, kiedy mogli złapać kogoś na
potknięciu, albo jawnym grzechu? Człowiek szczęśliwy nie boi się, że cokolwiek
straci, jest tak pochłonięty swoim doświadczeniem, że znacznie mniej interesują
go słabości innych. A jeśli go interesują, to tylko dlatego, że chce się z nimi
dzielić swoim szczęściem. Nie przymuszać i przytłaczać, ale świadczyć,
zapraszać.
Taki był właśnie Jezus…
Nie krzyczał, nie dyrygował, nie zmuszał, nie straszył. Szanował dynamizm
każdego człowieka, etap jego rozwoju. Wiedział, że pewnych rzeczy nie da się
przyspieszyć. A kiedy emocje sięgały zenitu, potrafił się również wycofać, nie szukać
konfrontacji. Wzdycham, jako temperamentalny choleryk, do tego rodzaju łagodności i
wyrozumiałości. Bo mnie, podobnie jak faryzeuszom, wydaje się często, że wystarczy
powiedzieć raz, wytłumaczyć, przekonująco uzasadnić i… już. Tymczasem
rozczarowaniom nie ma końca. A kiedy się na spokojnie zastanawiam, to dziękuję
Bogu, że On nie działa wobec mnie tak impulsywnie, jak ja czasami chciałbym zadziałać
wobec innych. I to mnie chyba często hamuje…
Przyjaciele… Nie wiem
kiedy zajrzę tu znowu… Jutro mam jeszcze cudowną okazję wygłoszenia kazania
podczas ślubów wieczystych s. Katarzyny, betanki, w Gościcinie. A potem ruszam
na urlop… Przez trzy tygodnie będę się bujał tu i ówdzie i nie jestem w stanie przewidzieć
dostępności internetu. Odezwę się, jak to tylko będzie możliwe. Najpóźniej za
kilkanaście dni...
Dzięki Ojcze za świadectwo .Ono czasem więcej znaczy niż upominanie innych ,gdzie sami często "utykamy ".Mnie ostatnio urzeklo slowo"zło dobrem zwycięża "i chyba dzisiaj w tym zwariowanym świecie to jest dobra droga -może nie jedyna ,bo ilu ludzi, tyle pewnie sposobów dobra- to świadectwo bycia,czynu...chyba ma większa wartość niż słowo. Ludzie dziś -wielu-nie umie rozmawiać ze sobą ,a ktoś kiedyś powiedział ,że "przykład pociaga".Nie bojmy się go dawać
OdpowiedzUsuń