piątek, 13 maja 2022

jak pijany płotu...


 
(J 14,1-6)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”. Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”.

 

Mili Moi…
I kolejne rekolekcje maryjne za nami… Tym razem w „mojej Gdyni”. A u siebie głosi się najtrudniej… Ale frekwencja była bardzo dobra, a do Rycerstwa w środę przyjęliśmy niemal dziewięćdziesiąt osób. Chwała Niepokalanej! Oby jak najwięcej osób odnajdywało drogę do Boga za Jej przyczyną. Jutro już ruszam do Gniezna… I kolejne rekolekcje, i kolejne pasowania… Cudowna, Boża codzienność…

W minionym tygodniu zdecydowałem się na pewien szalony krok… Otóż odwiedziłem dietetyczkę. Moje rozmiary stanowczo wykroczyły już poza wszelkie znane mi dotąd normy i widzę, że trzeba podjąć konkretne kroki w towarzystwie kogoś, kto wierzy, że to ma sens i może się udać. Olga jest niezwykle serdeczną i bardzo kompetentną osobą, ale zadanie postawiłem jej nie byle jakie. Bo wszystkie mądrości rozbijają się o jeden zasadniczy problem – moje bardzo nieuregulowane życie. No ale ufam, że znajdziemy wspólnie jakieś rozwiązanie. Sporo dobrych rad zyskałem już przy pierwszej wizycie. Powoli wcielam je w życie. Dla mnie ważne jest też i to, że moja dietetyczka jest zwolenniczką diety zrównoważonej – bez przegięć, i ekstremalnych wycieczek. No cóż, próbujmy…

Mijają dwa tygodnie w domu. Miał być spokojny czas… Ale nic z tego. Ciągle jakieś tematy do zagospodarowania. A to wymiana opon, a to zakupy tego, czy owego… Po wszystko wyprawa. Godziny płyną. Na modłach w domu trzeba być na czas. No i spotkania… Długie spowiedzi, trudne, ale wyzwalające. Radość z posługi. I ciągłe pytanie – czy ja się już tak postarzałem, że wszystko robię wolniej? Gdzie jest przyczyna tego, że nie nadążam? Jest wiele różnych innych rzeczy, które jeszcze powinienem zmieścić w ciągu dnia i siadam bezradny wieczorem, stwierdzając, że tak wielu rzeczy nie zrobiłem. A przecież nie leżałem… Strasznie trudno mi się na to zgodzić…

Może ten Dom Ojca będzie wybawieniem… Choć na słowa „Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…” reaguje raczej delikatnym uśmiechem. Nie chcę odpoczywać przez całą wieczność i wierzę, że i w niebie zajęć nie zabraknie – choć już poza czasem i bez zmęczenia. Niemniej dziś z tęsknotą pomyślałem o tej błogości, z którą wiążą się nowe narodziny, narodziny dla nieba. Tyle, że jest jeszcze brama śmierci. I ta dla mnie jest raczej trudna. Niepokoi mnie, bo nie wiem czy bilet mam właściwy, czy skierują mnie do właściwej kolejki, czy zdołam się tam doczołgać… A najtrudniejsze jest chyba to, że tam nic ode mnie już nie zależy i nie będę miał wpływu na nic. Tylko myśl o spotkaniu z Bogiem miłości pokrzepia. Inaczej pewnie już dziś umarłbym… ze strachu.

Tymczasem wciąż przekonuje Boga, że mogę Mu się tu jeszcze trochę przydać. Trzymając się życia ziemskiego jak pijany płotu. Czy to ma sens…? Wątpię…

1 komentarz:

  1. Tez mam ten problem z czasem. Ostatnio przemówiło do mnie słowo "PROŚ"- moze to jest droga ,by doświadczyć "cudów "już tu na ziemi .Może wystarczy powiedzieć "Jezu ufam Tobie " -przecież On wie najlepiej ,co dla nas dobre i kiedy ,choć nie zawsze to takie proste i natura się buntuje,i tego zaufania czasem brakuje,a On widzi serce człowieka ...w gore serca i do przodu...


    OdpowiedzUsuń