Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech się nie trwoży serce wasze.
Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele.
Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam
miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was
do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”.
Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy dokąd idziesz. Jak więc możemy
znać drogę?” Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt
nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”.
Mili Moi…
I kolejne rekolekcje
maryjne za nami… Tym razem w „mojej Gdyni”. A u siebie głosi się najtrudniej…
Ale frekwencja była bardzo dobra, a do Rycerstwa w środę przyjęliśmy niemal
dziewięćdziesiąt osób. Chwała Niepokalanej! Oby jak najwięcej osób odnajdywało drogę
do Boga za Jej przyczyną. Jutro już ruszam do Gniezna… I kolejne rekolekcje, i
kolejne pasowania… Cudowna, Boża codzienność…
W minionym tygodniu zdecydowałem
się na pewien szalony krok… Otóż odwiedziłem dietetyczkę. Moje rozmiary
stanowczo wykroczyły już poza wszelkie znane mi dotąd normy i widzę, że trzeba podjąć
konkretne kroki w towarzystwie kogoś, kto wierzy, że to ma sens i może się udać.
Olga jest niezwykle serdeczną i bardzo kompetentną osobą, ale zadanie
postawiłem jej nie byle jakie. Bo wszystkie mądrości rozbijają się o jeden
zasadniczy problem – moje bardzo nieuregulowane życie. No ale ufam, że
znajdziemy wspólnie jakieś rozwiązanie. Sporo dobrych rad zyskałem już przy pierwszej
wizycie. Powoli wcielam je w życie. Dla mnie ważne jest też i to, że moja
dietetyczka jest zwolenniczką diety zrównoważonej – bez przegięć, i
ekstremalnych wycieczek. No cóż, próbujmy…
Mijają dwa tygodnie w
domu. Miał być spokojny czas… Ale nic z tego. Ciągle jakieś tematy do
zagospodarowania. A to wymiana opon, a to zakupy tego, czy owego… Po wszystko
wyprawa. Godziny płyną. Na modłach w domu trzeba być na czas. No i spotkania…
Długie spowiedzi, trudne, ale wyzwalające. Radość z posługi. I ciągłe pytanie –
czy ja się już tak postarzałem, że wszystko robię wolniej? Gdzie jest przyczyna
tego, że nie nadążam? Jest wiele różnych innych rzeczy, które jeszcze powinienem
zmieścić w ciągu dnia i siadam bezradny wieczorem, stwierdzając, że tak wielu
rzeczy nie zrobiłem. A przecież nie leżałem… Strasznie trudno mi się na to zgodzić…
Może ten Dom Ojca będzie
wybawieniem… Choć na słowa „Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…” reaguje
raczej delikatnym uśmiechem. Nie chcę odpoczywać przez całą wieczność i wierzę,
że i w niebie zajęć nie zabraknie – choć już poza czasem i bez zmęczenia.
Niemniej dziś z tęsknotą pomyślałem o tej błogości, z którą wiążą się nowe
narodziny, narodziny dla nieba. Tyle, że jest jeszcze brama śmierci. I ta dla
mnie jest raczej trudna. Niepokoi mnie, bo nie wiem czy bilet mam właściwy, czy
skierują mnie do właściwej kolejki, czy zdołam się tam doczołgać… A
najtrudniejsze jest chyba to, że tam nic ode mnie już nie zależy i nie będę miał
wpływu na nic. Tylko myśl o spotkaniu z Bogiem miłości pokrzepia. Inaczej
pewnie już dziś umarłbym… ze strachu.
Tymczasem wciąż przekonuje
Boga, że mogę Mu się tu jeszcze trochę przydać. Trzymając się życia ziemskiego
jak pijany płotu. Czy to ma sens…? Wątpię…
Tez mam ten problem z czasem. Ostatnio przemówiło do mnie słowo "PROŚ"- moze to jest droga ,by doświadczyć "cudów "już tu na ziemi .Może wystarczy powiedzieć "Jezu ufam Tobie " -przecież On wie najlepiej ,co dla nas dobre i kiedy ,choć nie zawsze to takie proste i natura się buntuje,i tego zaufania czasem brakuje,a On widzi serce człowieka ...w gore serca i do przodu...
OdpowiedzUsuń