Jezus powiedział do swoich uczniów: „To jest moje przykazanie, abyście się
wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od
tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście
przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam
sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi,
albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie
wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc
przynosili i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go
prosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”.
Mili Moi…
Kolejny tydzień minął,
nawet nie wiem kiedy… Odhaczam piątki. Bo od dawna liczę czas nie godzinami czy
dniami, ale tygodniami. Ten miniony był dobry… Rekolekcje maryjne w Gnieźnie…
Mam wielki sentyment do tego miasta, spędziłem tam pierwszy rok życia
zakonnego, u tronu Matki Bożej Pocieszenia, Pani Gniezna. Rekolekcje spokojne,
dwa spotkania dziennie, sporo czasu dla siebie. Frekwencja lichutka, jak to w
Gnieźnie. Ale Maryja pięćdziesiąt pięć kolejnych osób zaprosiła do oddania Jej życia. Chwała Niepokalanej!
Ja natomiast łaziłem…
Wiecie, sa takie chwile w życiu, które zapisują się bardzo głęboko – miejsca,
zapachy, widoki. Pamiętam, kiedy podczas rekolekcji przed pierwszymi ślubami,
pod koniec nowicjatu, prowadzący zaproponował nam dzień pustyni. Mieliśmy wyjść
„gdzie nas oczy poniosą” i dać się prowadzić Duchowi w refleksji podczas całego
dnia. Poszedłem do Parku Miejskiego. Był ciepły, wrześniowy dzień, wokół parku
szkoła, przedszkole, grupy wędrujących dzieciaków, cisza, błogość, przyroda…
Pamiętam to jak dziś, bo wówczas miałem taką entuzjastyczną myśl w sobie, że
jestem w jakimś sensie częścią tego świata, ale jednocześnie zupełnie do niego
nie należę, bo Bóg bierze mnie tylko dla siebie… To było cudowne doświadczenie…
Tak cudowne, że kiedy przed ślubami wieczystymi przeżywaliśmy rekolekcje w
Rychwałdzie i został nam zaproponowany dzień pustyni, to wielu braci poszło w góry,
a ja… Do Żywca, do Parku Miejskiego. I przeżyłem tam dokładnie to samo. Niby ze
świata, a jednocześnie zupełnie poza nim.
Dziś, kiedy siedzę na
Słowem, w którym Jezus mówi – ja was wybrałem i przeznaczyłem, abyście szli –
przypominam sobie te chwile. Wciąż czuję się bardzo podobnie. Może bardziej
zmęczony, niż dawniej. Trochę poobijany przez życie. Ale z pełną świadomością,
że nie należę do tego świata, choć w jakimś sensie jestem wciąż jego częścią. I
lubię go. I lubię ludzi. I dziękuję dziś Bogu, że mnie zaprosił do takiej
służby. Żadnej innej nigdy nie chciałem. Nigdy. Ani przez moment. Popatrzcie na
to Słowo dziś i… ucieszcie się Waszym powołaniem.
Jutro ruszam do Kwidzyna.
Tam niedziela maryjna. Po niej wycieczka do Warszawy i wspominane już nagrania
dla Wydawnictwa Esprit. Cóż, nie jest to najlepsza książka, którą w życiu
czytałem, no ale zadeklarowałem, że powiem o niej kilka ciepłych słów, więc tak
będzie. A zaraz po tych nagraniach, nagrania w Radio Niepokalanów, których nie zdołaliśmy
zrealizować w tym tygodniu, ale mając pewien bufor czasowy, przełożyliśmy je na
tydzień przyszły. A zatem kolejna wyprawa i kolejne pół tygodnia spędzone na
próbie „przynoszenia owocu”. Oby on był obfity i trwały… Ale to możliwe jest
tylko dzięki Bożej łasce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz