Gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem
Genezaret, zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i
płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił
go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy
przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębie i zarzuć sieci na połów”. A
Szymon odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili.
Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynił, zagarnęli tak wielkie
mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w
drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli i napełnili obie
łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi
do kolan i rzekł: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. I jego
bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego
dokonali: jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami
Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz
łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.
Mili Moi…
Miał być w tych dniach
urlop, więc z pracą staram się nie przesadzać. Ale postanowiłem oddawać się w
tych dniach zadaniom, których szczerze nie lubię – tak zwanej papierologii. W
moim przypadku to produkcja listów urzędowych. Moje kontakty z Rycerzami
opierają się głównie na sprawnym działaniu Poczty Polskiej. Niestety większość z
nich nie posługuje się pocztą elektroniczną. Ale czasem trzeba również wysłać jakieś
oficjalne pismo do Proboszczów, czy Asystentów lokalnych, czyli księży, którzy
w danym miejscu wspólnotą Rycerstwa się zajmują. I to było zadanie na dni
minione…
Zaproponowałem
duszpasterzom wygłoszenie rekolekcji maryjnych, których celem byłoby
wzmocnienie wspólnoty rycerskich poprzez nowych ludzi, którzy chcą częstokroć
oddać się Matce Bożej, ale nie do końca wiedza jak. Czasem wynika to po prostu
z nadmiaru propozycji (bo tych rzeczywiście zakwitło w Kościele ostatnio
całkiem sporo – z czego należy się zdecydowanie cieszyć). Propozycja została
złożona, zobaczymy jaki będzie oddźwięk. Mam nadzieję, że przynajmniej do
niektórych miejsc uda mi się dotrzeć z maryjnym słowem.
Praca nad takim listem
jest dość wymagająca. Wspólnot niby nie tak wiele, ale inaczej trzeba napisać
do współbraci, inaczej do księży proboszczów w parafiach diecezjalnych, listy
należy spersonalizować, a nie jakiś ogólny tekścik pchnąć do wszystkich. Potem
adresowanie kopert, droga na pocztę… A szczególnie biegły w komputerowych
zadaniach nie jestem. Miałem więc zajęcie na trzy dni…
Oczywiście oprócz tego są
jeszcze inne rzeczy… Duszpasterskie, czy znacznie bardziej prozaiczne (jak
zakupy czy sprzątanie stajenki – czyli własnego pokoju). No i kiedyś jeszcze
trzeba się modlić. W każdym razie nudy nie ma. I nie zanosi się na nią w
najbliższym czasie…
Rozważam dziś cały dzień
tę scenę z Ewangelii… Piotr, który niemal każdego dnia (nocy) wykonuje pewne
znane mu, powtarzalne czynności. Pewnie płukanie sieci dokonuje się już w trybie
„świadomość wyłączy się za jakieś trzydzieści minut”. Zmęczenie, rozczarowanie,
może złość.
I w tę powtarzalność
wchodzi Jezus. Niby wszystko jest tak samo (no może poza porą połowu) – oni zupełnie
automatycznie rzucają sieci, ciągną je za łodzią i nie spodziewają się niczego
(bo tez i niczego spodziewać się nie należało). A tu nagle… Opór sieci. Coraz
większy i większy… To niemożliwe! Ale przecież im się nie śni. To dzieje się
naprawdę.
Trochę jak błyskawica, jak
grom z jasnego nieba. W tę szarzyznę dnia wkracza cud. Mało tego – jego sprawca
zapowiada zupełnie nową i dużo bardziej sensowną misje, która ma dla Piotra.
Jak on musi się czuć? Nie był w stanie uwierzyć, że Jezus może wypełnić jego
sieci, a teraz ma uwierzyć, że on, Piotr, będzie uczestnikiem jakiejś
tajemniczej misji łowienia ludzi?
Zostałem przy tym
kontraście – „wypłyń i zarzuć” vel „to bez sensu”. Ileż razy mówię Jezusowi –
jestem taki zmęczony, nie oczekuj ode mnie więcej, nie dam rady… Albo – ciągle to
samo, moje życie jest takie przewidywalne – jutro znów wsiądę w auto, gdzieś
pojadę, wejdę na ambonę… To wszystko jest.. Nudne? Boję się tego słowa. A
jednak czasem to doświadczenie dotyka również mnie…
A On niestrudzenie, dziś
znów, w Pierwszy Czwartek miesiąca przypomina mi, że to, co robię ma sens (i
może mieć sens) tylko i wyłącznie dzięki Niemu i w Nim. Nawet jeśli nie zawsze
go dostrzegam, to jednak przecież to Jezus jest kreatorem mojej rzeczywistości.
I choć ludzka natura domaga się ciągle „przygody” (czymkolwiek miałaby ona
być), to w głębi serca wiem, że tu i teraz dzieje się cud. A ja jestem jego
uczestnikiem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz