(Łk 18, 9-14)
Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a
innymi gardzili, tę przypowieść: "Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby
się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się
modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy,
niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w
tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. A celnik stał z daleka
i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże,
miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu
usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony,
a kto się uniża, będzie wywyższony".
Mili Moi…
Dziś ostatnie rekolekcje w
Wielkim Poście zostały odwołane. Oczywiście spodziewałem się tego, więc nie
jestem zaskoczony. Czas, który otrzymałem w darze, staram się wykorzystać jak
najlepiej. Ale też odpoczywam bez skrupułów. Mole książkowe w takie dni nie mogą
być niezadowolone…
Wracam do myśli
eucharystycznych… Z całym szacunkiem do logiki, ona nie była nigdy mocną stroną
chrześcijan. Dla wierzących nie istniało słowo „niemożliwe”. Dlatego, że dla
Boga, w którego wierzyli nie było nic niemożliwego. Wiara zatem szerzyła się w
tym świecie całkowicie wbrew logice ludzkiej. Wiara, która rodziła nowe
potrzeby, uznawane za zupełnie naturalne przez ludzi wierzących.
Jedną z nich była potrzeba
spożywania chleba na życie wieczne. Nikt i nic nie było w stanie ich od tego
odwieść. Kiedy ich chwytano podczas sprawowania Eucharystii, mówili – zabijcie nas
od razu, bo my nie możemy żyć bez Eucharystii. Dlaczego? Bo to głód. Dokładnie
tak samo dotkliwy jak głód fizyczny. Żeby zaspokoić głód fizyczny, ludzie idą
do sklepu, również podczas epidemii. Żeby zaspokoić głód duchowy? A może ten
głód nigdy się nie pojawił? Może snuję tu jakieś baśnie. Może nic takiego nie
istnieje.
Cóż, od ponad trzydziestu
lat, mogę policzyć na palcach dwóch rąk dni bez Eucharystii. Bardzo złe, puste,
głodne dni bez Eucharystii. Dziś jestem księdzem. Dopóty mam rozum, sprawne
ręce i nogi, sam ją sobie odprawię. Nie zależę od nikogo. Nie chodzę głodny.
Ale smuci mnie, że wielu moich braci nie odczuwa tego głodu. Wielu odczuwa, ale
lęk zwycięża. Nie osądzam. Nie zmienia to faktu, że mnie to smuci i mówię o tym
głośno. Właśnie w takich chwilach bardzo jasno widzimy poziom naszej wiary. Jaśniej
się nie da. Można to przyjąć, albo zamknąć oczy. I wierzyć, że się wierzy…
W każdym razie moje kapłaństwo
jest do dyspozycji. Nawet jeśli zakaz obejmie sprawowanie kultu publicznego, to
nadal jest i będzie do dyspozycji. Dla tych, którzy będą tego chcieli. Oni
znajdą drogę…
Mam dużo czasu… Schodzę
więc do kościoła. Siedzę przed Panem i proszę Go nieustannie, żeby dał mi laskę
poznać moją grzeszność. I nie chodzi wcale o jednostkowe, pojedyncze grzechy. Z
tym raczej nie mam trudności. Chodzi o poznanie mojego stanu – stanu grzesznika.
Chodzi o poznanie wagi tego, co czynię. Chodzi o wyobrażenie sobie tego w kontekście
tajemnicy krzyża. Mój Bóg cierpi dla mnie. Cierpi za mnie. A ja nie zmieniam
swojego życia… Albo czynię to niezmiernie powoli, mozolnie…
Niczym celnik dziś,
czasami nie mam odwagi wznieść oczu… Ale bywa i tak, że przychodzę do Niego
taki dumny z siebie. Bo tak mądrze, albo tak szlachetnie się zachowałem. Ale
skąd mi to przyszło? No tak… Wszystko jest łaską… A skoroś otrzymał, to czemu
się chełpisz tak, jakbyś nie otrzymał? Moje „ja”… Ile ran musisz jeszcze
otrzymać, żeby obumrzeć całkowicie?
Głód Eucharystii istnieje. Proszę mi wierzyć - istnieje! Nie wyobrażam sobie niedzieli bez niej, życia bez niej.
OdpowiedzUsuńOjcze, dzięki za ten i poprzedni wpis. W czasie tej pseudopoprawności trafiają w punkt. Bogu dzięki!
OdpowiedzUsuń