(Łk 4, 24-30)
Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze:
"Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej
ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza,
kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że
wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został
posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w
Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko
Syryjczyk Naaman". Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem.
Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko
góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak,
przeszedłszy pośród nich, oddalił się.
Mili Moi…
No i wszystko jasne… Oczywiście do Wołomina nie pojechałem, podobnie jak nie polecę w czwartek do
Irlandii, a kto wie co będzie z dalszymi zobowiązaniami. Muszę przyznać… że
błogosławię Pana! Oczywiście z całym szacunkiem do epidemii, chorujących i
ciężko pracujących w związku z tym. Ale otrzymałem przynajmniej dwutygodniowe
wakacje, na które z całą pewnością w tym terminie nie mógłbym sobie pozwolić. A
dodatkowo mają one szczególny wymiar, bo wielu rzeczy nie mogę z przyczyn
oczywistych. Więc moje jedyne zajęcia, którym oddaje się w te dni, to lektura,
modlitwa i trochę pracy nad realizacją kolejnych, rekolekcyjnych pomysłów. Na
dwór nie mam najmniejszej ochoty wychodzić. Kocyk, herbatka, posługa w kościele…
Tej przynajmniej całkiem nam nie odebrano…
Przyznam szczerze, że
zasmucił mnie wczorajszy dzień. Naliczyliśmy w sumie 67 osób, które wybrały się
przez cały dzień na Eucharystię do naszej świątyni. Trudno ukryć rozczarowanie…
Rozumiem oczywiście logikę działań związanych z ograniczeniem epidemii, ale
jednak wyznaje wiarę, która zdecydowanie logikę przekracza. A my przecież nie
tylko w tej, szczególnej sytuacji, uczyniliśmy naszą wiarę tak znakomicie
logiczna pod względem ludzkim, pod względem oczekiwań tego świata…
Pozwólcie, że przypomnę słowa
Paula Evdokimova, które już swego czasu tu przywoływałem, ale którymi wciąż żyję,
bo one wydają mi się coraz bardziej obrazować współczesność…
„Chrześcijanie zrobili
wszystko, aby wyjałowić Ewangelię. Można powiedzieć, że zanurzyli ją w
neutralizującym płynie. Stępione zostało wszystko, co uderzające, wykraczające
poza zwyczaj, wstrząsające. Religia stała się nieszkodliwa, spłaszczona,
grzeczna i rozsądna – i przez to niestrawna. Wspierające tę religię założenie:
»Bóg nie wymaga aż tyle« pozbawia smaku sól Ewangelii: straszną zazdrość Boga i
Jego żądanie tego, co niemożliwe. Chrześcijańska wspólnota, kiedy jest
prawdziwa, wbija się w ciało świata jak drzazga, narzuca się jako znak,
przemawia do świata jako miejsce, w którym człowiek spotyka Boga. Kościół nie
jest już, jak w pierwszych wiekach, triumfalnym pochodem Życia przez cmentarz
świata.”
Pierwsi chrześcijanie byli
mniej logiczni niż my… A za to znacznie odważniejsi… Pewnie nie dziesiątkował
ich wirus… Pewnie nie… Za to miecz oprawców i zęby dzikich zwierząt i owszem.
Mordowano całe wspólnoty, które przyłapano na sprawowaniu Eucharystii. Wszak to
chrześcijanie „infekowali” innych niebezpiecznym wirusem wiary. Wszak to oni
zawrócili w głowie Perpetui i Felicycie, dwóm młodym kobietom, które nie zważając
na swoje dopiero co rozpoczęte macierzyństwo, zdecydowały się ponieść śmierć za
wiarę w Tego, którego odkryły jako Pana Życia. Nikt nie był w stanie ich odwieść
od tej wiary, która całkowicie zdominowała ich myślenie. Ani miłość do najbliższych,
ani troska o niemowlęta, które dopiero co powiły. I to wiara, za którą tęsknię…
To wiara, o której mówiła
św. Teresa od Dzieciątka Jezusa – gdyby wierzący wiedzieli czym jest
Eucharystia, trzeba by kierować ruchem w kościele, tak wielu by przychodziło…
Pewnie również w czasie epidemii. Ale takiej wiary wczoraj nie spotkałem w
nadmiarze… Może takiej już w tym świecie nie ma… Co więc znajdzie Pan, kiedy
powróci?
A jeśli Jego powrót
właśnie się rozpoczął… Spodziewamy się Apokalipsy… Meteorytu, który spadnie z
nieba, a może inwazji kosmitów, albo choćby zombies wyjadających żyjącym mózgi.
Bóg jednak nie jest hollywoodzkim reżyserem. Nie interesują Go nasze wizje i
wyobrażenia. Pokazuje nam jak mikorsprawy mogą wpływać na makroproblemy. Wirus?
Podwyższenie temperatury na ziemi o jeden stopień? Wyginięcie krylu jako podstawy
piramidy troficznej? Maleńkie sprawy, które obrazują bezsilność człowieka. Jego
zależność. Widzimy to? A karki pozostają twardymi. I nie zamierzają się zginać…
A Pan idzie do wdowy w
Sarepcie sydońskiej, objawia swoja moc Naamanowi, Syryjczykowi. Poganie… To oni
być może odnajdą wiarę, którą myśmy zgubili. A jeśli nie oni…? To kamienie
wołać będą…
Czy wiara w Boga, która wyklucza miłość bliźniego jest faktycznie wiarą? Jak można mówić, że kocha się Boga jak z premedytacją zabija się Jego dzieci, przecież wszyscy jesteśmy Jego dziećmi.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem jak można zarzucać komuś brak wiary albo brak świadomości czym jest Eucharystia i to na podstawie tego, że ktoś kieruję się rozumem, miłością blizniego, że słucha zaleceń Kościoła?
Słowo Boże mówi "choćby co zatrutego zjedli , nie będzie im szkodzić "- albo mamy wiarę ,albo jej nie mamy , że Bóg jest ponad.
OdpowiedzUsuńOjcze, prawie codziennie byłam wcześniej na Eucharystii i zastanawiałam się, co zrobić w niedzielę. Nie poszłam do kościoła. W domu jest prawie 90-letnia teściowa, w drugim domu chory tata. Czym się kierowałam? Komu zaufałam przy podejmowaniu decyzji? Swojemu Biskupowi. Uczyliście mnie posłuszeństwa Kościołowi. Przy tak różnych słowach różnych księży kogoś musiałam posłuchać. Biskup napisał: "Dla dobra własnego i bliźnich należy w najbliższe niedziele pozostać w domu, rezygnując z udziału we Mszy świętej. W aktualnej sytuacji jest to moralny obowiązek." ...To jest dla mnie bardzo trudny czas. Wiarę mam słabą, ale nadal wierzę w Jezusa w Najświętszym Sakramencie i... tęsknię, bardzo tęsknię. - Kasia B. z Elbląga
OdpowiedzUsuń