poniedziałek, 8 lipca 2019

wierzyć mocniej...


Photo by Mohamed Nohassi on Unsplash
(Mt 9,18-26) 
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.


Mili Moi…
Dziś zakończyłem rekolekcje dla sióstr franciszkanek w Szamotułach. To był piękny czas. Poznałem po raz kolejny wiele pięknych kobiet, które próbują jak najlepiej zrealizować swoje powołanie. Często zmęczone nadmiarem obowiązków, czasem stroskane duchowymi trudnościami, ale wielokrotnie szczęśliwe i pewne, że miejsce, w którym służą Bogu jest właściwe.

Zgodnie z przewidywaniami moja służba nie ograniczała się tylko do głoszenia, ale do godzin rozmów, spowiedzi, kierownictwa duchowego. Uwielbiam to robić, ale jednak liczba sióstr była „zabójcza”. Dziś, po powrocie do domu, przekonałem się jak bardzo jestem zmęczony. Padłem i spałem dwie godziny, a potem nie miałem sił podnieść się z łózka. Wszystko na zwolnionych obrotach. Zdołałem zaledwie kupić bilet na jutro, rozpakować walizkę, pomodlić się… Pakowanie odłożyłem na rano, bo od jutra rekolekcje powołaniowe u sióstr betanek w Gdańsku.

Dzisiejsze zakończenie rekolekcji było połączone z piękną uroczystością złożenia pierwszej profesji zakonnej przez sześć nowicjuszek. Miałem zaszczyt przewodniczyć tej uroczystości i odbierać ich śluby. Te odważne młode kobiety dziś promieniały dostojeństwem, ale i radością… Cieszę się, że mogłem im towarzyszyć w takiej chwili…

A nad Słowem zastanawiam się jak w sobie wzbudzić tak totalną wiarę? Taką, jaką reprezentuje Jair, czy chora na upływ krwi kobieta… Niby chcę „postawić wszystko na jedną kartę”, niby moje życie usiłuje związać całkowicie z Jezusem, a jednak… Kiedy przychodzą okazję wejścia w ciemności wiary, to znaczy – kiedy należałoby działać z pełnym przekonaniem, że Bóg nie zawodzi, ja czasem się zatrzymuję. Dlaczego? Może dlatego, że trzeba postawić na szali swoje dobre imię? Może z obawy, żeby nie wzbudzać płonnych nadziei? Żeby ktoś potem nie doznał rozczarowania? No i czy to jest wiara?

Czy prawdziwą wiarą nazwać można te chwile, w których wszystkie znaki na niebie i ziemi zapowiadają Boża interwencję? Czy wówczas można powiedzieć, że ogłaszam Jego chwałę, że jestem jej zwiastunem? Czy po prostu „podpinam się” do Bożego działania, które już się dokonuje? Wiara „w trakcie” jest jednak chyba nieco mniej zasługująca na uznanie, niż wiara „przed”. Trudne to, ale chce się zmagać. Wierzyć, że Ty możesz i chcesz działać. Zawsze! Teraz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz