zdj:flickr/Gregory Gill/Lic CC
(Mt 21, 33-43. 45-46)
Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: "Posłuchajcie innej
przypowieści: Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem,
wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom
i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by
odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili,
drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej
niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do
nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy,
zobaczywszy syna, mówili do siebie: „To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a
posiądziemy jego dziedzictwo”. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili.
Kiedy więc przybędzie właściciel winnicy, co uczyni z owymi rolnikami?"
Rzekli Mu: «Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym
rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze". Jezus
im rzekł: "Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który
odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w
naszych oczach”. Dlatego powiadam wam: królestwo Boże będzie wam zabrane, a
dane narodowi, który wyda jego owoce". Arcykapłani i faryzeusze, słuchając
Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go pochwycić,
lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka.
Mili Moi…
I znów dłuższa przerwa… Z
tych samych niestety powodów. Ale dziś mogę ogłosić z radością – kompletna praca
wylądowała przed chwilą na biurku mojego promotora. Kilku drobiazgów jeszcze
nie czytał, więc spodziewam się poprawek. Mam jednak nadzieję, że nie
przyprawią mnie one o zawał i nie zajmą mi następnych dwóch tygodni. Jakkolwiek,
zawsze to łatwiej poprawiać swoje, niż tworzyć od zera… Ostatnie dni to szalony
wysiłek, żeby wszystko sfinalizować. Ale udało się i muszę przyznać, że w
jakiejś mierze dziś, porządkując materiały, poczułem się wolny. Jeszcze nie
całkowicie, ale… Przy okazji ogarnąłem to wszystko wzrokiem i zdumiałem się nad
tym ogromem książek, czasopism, kopii, fiszek… Sześć lat mojego życia w
papierze… Małe archiwum mojego zmagania… Lichy, szeleszczący dowód, który
chciałbym kiedyś pokazać tym, którzy szemrzą jakiego to mają leniwego
proboszcza, bo nie bywa wszędzie tam, gdzie chcieliby go widzieć…
Ostatnie dni to kilka
dobrych spotkań… Najpierw z człekiem o wyglądzie Hemingwaya, który podszedł do
mnie w siłowni. Snuł mi jakąś zajmującą opowieść, ale fakt, że nie maił zbyt
wielu zębów i mówił niesłychanie szybko, utrudniał mi zrozumienie. Uderzał
jednak promienny uśmiech tego brodatego starca i słowa, którymi zakończył swoją
opowieść – life is good (życie jest dobre)… Właśnie zakończyłem swój workout i
moje szalejące endorfiny kazały mi się z nim zgodzić. Ale po drodze do domu myślałem
nad tym, co mi powiedział… I żyję tym słowem do dziś… Bóg jest dobry… Moje
życie jest dobre…
Wczoraj zaś nawiedziłem
O., która toczy ostatnią walkę… Wizytowałem ją co miesiąc od jakiegoś czasu. Kilka
dni temu weszła na ostatnią prostą swojego ziemskiego życia. Cichutka babuleńka
z postępującą demencją. A jednak podczas każdej z moich wizyt modląca się ze
mną mocnym głosem. Wszystko mogła zapomnieć, ale modlitw nie. Wczoraj
namaszczałem jej czoło i dłonie, udzielałem odpustu na godzinę śmierci. Zdawała
się nie widzieć i nie słyszeć niczego, ale co jakiś czas jej dłoń wędrowała do
czoła, piersi i ramion… Kreśliła znak krzyża… Piękne umieranie – jestem głęboko
przekonany, że w obecności Przychodzącego…
I tak w perspektywie tego
umierania patrzę na dzisiejsze Słowo, które jest wielkopostną kontynuacja
rozprawy z wieloma niszczącymi „antycnotami” ludzkości. Dziś mowa o zazdrości i
zawiści. Ileż jej wokół nas! Jestem czasem przerażony jak łatwo zrywa się
relacje, jak szybko nie ma o czym rozmawiać, jak gwałtownie przebiegają
konflikty rodzinne, choćby w perspektywie małego świstka papieru pod tytułem „Testament”.
A demon siedzi i zaciera rączki… Bo udało mu się wyświetlić w ludzkich oczach
banknociki, które zdołały swoim hipnotyzującym blaskiem przesłonić absolutnie
wszystko…
Ale przecież to nie jedyny
kontekst… Tak często ten powiedział tamtemu, a tamten się nie tak uśmiechnął, w
ów osiągnął większy sukces, a przecież kim on jest, cóż potrafi lepiej, niż ja?
Powodów mnóstwo, można je mnożyć... Niemal wszystko może stać się źródłem zazdrości,
czy zawiści w ludzkim sercu. A to zabójcze. Co najgorsze – zabójcze w
perspektywie wieczności… Bo jeśli umrzesz i nie zdążysz się pojednać, to na
jakiej podstawie chcesz prosić o bilet wstępu do nieba??? Wzbudzimy tam
powszechną wesołość, kiedy na pytanie – dlaczego tak nienawidziłeś swojego
sąsiada? Odpowiemy – bo jak wchodził do klatki, to nigdy nie zamykał za sobą
drzwi… Czy można sobie wyobrazić coś bardziej… niemądrego??? A przecież mnóstwo
takich sytuacji wokoło…
Może więc lepiej roześmiać
się nad swoją głupotą dziś i zmienić swój sposób myślenia, niż bawić swoimi opowieściami
uczestników Sądu Ostatecznego… Oni się uśmieją, ale nam do śmiechu nie będzie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz