piątek, 2 marca 2018

śmiej się z siebie póki żyjesz...

zdj:flickr/Gregory Gill/Lic CC
(Mt 21, 33-43. 45-46)
Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: "Posłuchajcie innej przypowieści: Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy, zobaczywszy syna, mówili do siebie: „To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo”. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc przybędzie właściciel winnicy, co uczyni z owymi rolnikami?" Rzekli Mu: «Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze". Jezus im rzekł: "Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach”. Dlatego powiadam wam: królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce". Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka.


Mili Moi…
I znów dłuższa przerwa… Z tych samych niestety powodów. Ale dziś mogę ogłosić z radością – kompletna praca wylądowała przed chwilą na biurku mojego promotora. Kilku drobiazgów jeszcze nie czytał, więc spodziewam się poprawek. Mam jednak nadzieję, że nie przyprawią mnie one o zawał i nie zajmą mi następnych dwóch tygodni. Jakkolwiek, zawsze to łatwiej poprawiać swoje, niż tworzyć od zera… Ostatnie dni to szalony wysiłek, żeby wszystko sfinalizować. Ale udało się i muszę przyznać, że w jakiejś mierze dziś, porządkując materiały, poczułem się wolny. Jeszcze nie całkowicie, ale… Przy okazji ogarnąłem to wszystko wzrokiem i zdumiałem się nad tym ogromem książek, czasopism, kopii, fiszek… Sześć lat mojego życia w papierze… Małe archiwum mojego zmagania… Lichy, szeleszczący dowód, który chciałbym kiedyś pokazać tym, którzy szemrzą jakiego to mają leniwego proboszcza, bo nie bywa wszędzie tam, gdzie chcieliby go widzieć…

Ostatnie dni to kilka dobrych spotkań… Najpierw z człekiem o wyglądzie Hemingwaya, który podszedł do mnie w siłowni. Snuł mi jakąś zajmującą opowieść, ale fakt, że nie maił zbyt wielu zębów i mówił niesłychanie szybko, utrudniał mi zrozumienie. Uderzał jednak promienny uśmiech tego brodatego starca i słowa, którymi zakończył swoją opowieść – life is good (życie jest dobre)… Właśnie zakończyłem swój workout i moje szalejące endorfiny kazały mi się z nim zgodzić. Ale po drodze do domu myślałem nad tym, co mi powiedział… I żyję tym słowem do dziś… Bóg jest dobry… Moje życie jest dobre…

Wczoraj zaś nawiedziłem O., która toczy ostatnią walkę… Wizytowałem ją co miesiąc od jakiegoś czasu. Kilka dni temu weszła na ostatnią prostą swojego ziemskiego życia. Cichutka babuleńka z postępującą demencją. A jednak podczas każdej z moich wizyt modląca się ze mną mocnym głosem. Wszystko mogła zapomnieć, ale modlitw nie. Wczoraj namaszczałem jej czoło i dłonie, udzielałem odpustu na godzinę śmierci. Zdawała się nie widzieć i nie słyszeć niczego, ale co jakiś czas jej dłoń wędrowała do czoła, piersi i ramion… Kreśliła znak krzyża… Piękne umieranie – jestem głęboko przekonany, że w obecności Przychodzącego…

I tak w perspektywie tego umierania patrzę na dzisiejsze Słowo, które jest wielkopostną kontynuacja rozprawy z wieloma niszczącymi „antycnotami” ludzkości. Dziś mowa o zazdrości i zawiści. Ileż jej wokół nas! Jestem czasem przerażony jak łatwo zrywa się relacje, jak szybko nie ma o czym rozmawiać, jak gwałtownie przebiegają konflikty rodzinne, choćby w perspektywie małego świstka papieru pod tytułem „Testament”. A demon siedzi i zaciera rączki… Bo udało mu się wyświetlić w ludzkich oczach banknociki, które zdołały swoim hipnotyzującym blaskiem przesłonić absolutnie wszystko…

Ale przecież to nie jedyny kontekst… Tak często ten powiedział tamtemu, a tamten się nie tak uśmiechnął, w ów osiągnął większy sukces, a przecież kim on jest, cóż potrafi lepiej, niż ja? Powodów mnóstwo, można je mnożyć... Niemal wszystko może stać się źródłem zazdrości, czy zawiści w ludzkim sercu. A to zabójcze. Co najgorsze – zabójcze w perspektywie wieczności… Bo jeśli umrzesz i nie zdążysz się pojednać, to na jakiej podstawie chcesz prosić o bilet wstępu do nieba??? Wzbudzimy tam powszechną wesołość, kiedy na pytanie – dlaczego tak nienawidziłeś swojego sąsiada? Odpowiemy – bo jak wchodził do klatki, to nigdy nie zamykał za sobą drzwi… Czy można sobie wyobrazić coś bardziej… niemądrego??? A przecież mnóstwo takich sytuacji wokoło…

Może więc lepiej roześmiać się nad swoją głupotą dziś i zmienić swój sposób myślenia, niż bawić swoimi opowieściami uczestników Sądu Ostatecznego… Oni się uśmieją, ale nam do śmiechu nie będzie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz