zdj:flickr/Adam Cohn/Lic CC
(Łk 4,31-37)
Jezus udał się do Kafarnaum, miasta w Galilei, i tam nauczał w szabat.
Zdumiewali się Jego nauką, gdyż słowo Jego było pełne mocy. A był w synagodze
człowiek, który miał w sobie ducha nieczystego. Zaczął on krzyczeć wniebogłosy;
Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem,
kto jesteś: Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: Milcz i wyjdź z niego!
Wtedy zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego nie wyrządzając mu żadnej
szkody. Wprawiło to wszystkich w zdumienie i mówili między sobą: Cóż to za
słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą. I wieść o
Nim rozchodziła się wszędzie po okolicy.
Mili Moi…
Dziś 1092 dzień mojej
pracy na amerykańskiej ziemi… Dokładnie trzy lata temu, 5 września, stanąłem na
parkingu pod kościołem w Bridgeport, w mojej nowej ziemi obiecanej. Ile się przez
ten czas wydarzyło? Czego się nauczyłem? A co jeszcze przede mną? I jak długo
mój Jezus zechce mnie jeszcze w tym miejscu? Wszystkie te pytania kłębią mi się
dzisiaj w głowie. Odpowiedzi szukam…
A wczoraj u nas piękne spotkanie
wieczorne z Witkiem Wilkiem… Celebrowaliśmy Eucharystie, a potem długa modlitwa
o uzdrowienie… Ludzi oczywiście garstka, ale to mnie już nie dziwi i nawet nie
złości… Tak już widać jest, żartujemy, że u nas wszyscy zdrowi i nikt niczego
nie potrzebuje… Ale wierzę, że ci, którzy przybyli, skorzystali. Co więcej,
wczoraj, jak nigdy dotąd odczułem, że trzeba to robić, bo właśnie to jest moim
zadaniem – stwarzać możliwości. I o to zapyta mnie Jezus w przyszłości… O co
będzie pytał tych, którzy nie korzystają? Nie wiem i nie „gdybam”… Przyzywam
Jego miłosierdzia…
A dziś miałem okazję
uczcić świętą Matkę Teresę z Kalkuty w gronie jej córek. Zostałem zaproszony
przez siostry do wspólnej celebracji – najpierw Eucharystia, a potem skromna
biesiada. Wszystko było bardzo biedne, po ludzku ułomne – rozstrojone gitary,
na których grano bardzo nieumiejętnie, garstka ludzi, przewodniczący liturgii, który
miał „bolesny” akcent… A jednak trudno mi sobie przypomnieć piękniejszą liturgię,
w której uczestniczyłem w tym kraju. Wszystko dlatego, że ubóstwo jest piękne…
I ubogie siostry, które nie przestają się uśmiechać i są wdzięczne za wszystko,
stanowią dla mnie tego najlepszy dowód. Zawiozłem im zresztą dziś okrągłą sumkę
dla ubogich zebraną w miniony weekend przez uczestników rekolekcji w West
Hartford. W ten sposób nasze nawracanie nakarmi również realnie potrzebujących.
A Słowo mi dziś bardzo
mocno przypomina o konieczności budowania zażyłej więzi z Jezusem. I to nie
jest banał. To rzecz najwyższej wagi. Patrząc na tę scenę stwierdziłem ze
smutkiem, że demon dużo lepiej wie kim jest Jezus, niż ja. A to przecież ja Go
wybrałem na mojego osobistego PANA I ZBAWICIELA. Moje poznawanie, moje
budowanie relacji z Nim, moje pogłębianie miłości musi stać na pierwszym
miejscu. Tylko to bowiem gwarantuje udział w „Słowie z mocą”. A takie Słowo
jest nieustannie moim najgłębszym pragnieniem. Modle się, żeby demony drżały na
dźwięk mojego głosu. Niemożliwe? Ależ oczywiście, że możliwe… W Jezusie
wszystko jest możliwe… Z Nim… Tylko z Nim… Dlatego ku Niemu wyciągam moje ręce…
W moim ubóstwie ducha…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz