zdj:flickr/Patrick Dobeson/Lic CC
(Łk 2,41-52)
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat
dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych
uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice.
Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go
wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając
Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między
nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go
słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok
zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił?
Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział:
Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co
należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem
poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała
wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w
mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
Mili Moi…
Nadszedł wreszcie dzień
wizyty u „pani od snu”. Dziś byłem u doktor Stasi, która pointerpretowała dla
mnie wyniki moich sennych badań. Niespodzianki nie było. Na jedną godzinę snu
przestaję oddychać około 21 razy, a mój mózg jest dotleniony w 90 procentach.
To podobno nie jest najgorzej, ale dzięki temu wstaję rano z bólem głowy, a
trzy godziny po przebudzeniu jestem gotów znowu się położyć i mam tak przez większość
dnia. W czwartek idę po mój osobisty „namordnik”. Mam się „nauczyć spać w masce”.
Podobno mnie to nie wyleczy, ale znacząco poprawi komfort egzystowania.
Myślałem, że to będzie jakiś wielki odkurzacz, ale przypomina to raczej
niewielką skrzynkę na narzędzia. Będzie wraz ze mną oddychać i nawilżać moje
tchnienie. A wszystko to… z powodu starości. Kiedy spytałem dlaczego właśnie
teraz się to ujawniło, pani doktor stwierdziła – no cóż, z wiekiem… W każdym
razie ucieszyłem się z jednego – medycyna potwierdziła, że nie jestem
symulantem i moje zmęczenie nie jest wymówką usprawiedliwiającą lenistwo, co
niektórzy dobrzy ludzie już dawno u mnie zdiagnozowali… :)
A poza tym… Za oknem wieje
coraz bardziej… Nadchodzą do nas resztki huraganów. Niczego poza deszczowymi
dniami to nie zwiastuje. Mamy tylko nadzieje, że do niedzieli wszystko
przeminie, bo u nas odpust. A bez słonka będzie raczej ciężko. Poza tym cały
tydzień pod znakiem spotkań diecezjalnych. Trzy dni pod rząd będziemy nękani różnymi,
ważnymi posiedzeniami. W tym aspekcie nie przestanę podziwiać Amerykanów. Oni to
uwielbiają. Siedzieć, gadać, pisać plany, a potem omawiać powody, dla których nie
udało się ich zrealizować, i znów tworzyć nowe… Taki kraj…
A dziś nad Słowem myślę
sobie o żydowskich nauczycielach wśród których zasiada Jezus. Musiała im się
zaświecić „czerwona lampka”, kiedy Go słuchali. Ich „wewnętrzne radary” były
przecież całkowicie nastawione na oczekiwanie Mesjasza. Musiało się w ich
sercach pojawić pytanie – czy to nie On? Młody chłopiec, który zadaje pytania
tak roztropne, że aż nieadekwatne do jego wieku. Dziecko, które udziela
odpowiedzi, których nie powstydziłby się sędziwy uczony w Piśmie. Musieli
pewnie dopytywać Jego rodziców skąd On to ma? Ale nie ma żadnego śladu ich
dalszego zainteresowania. Było, minęło. Taka chwila olśnienia, której nie wykorzystali.
Nie ostatnia. Wszak po wielu latach takich chwil będzie więcej. Będą świadkami
wypowiedzi Jezusa, wobec których zamilkną najwięksi sceptycy. Kiedy miał
dwanaście lat towarzyszyło im zdumienie nad mądrością dziecka. Kiedy On będzie
miał trzydzieści lat, w nich pozostanie już tylko gniew, złość i agresja. On
wróci do nich ze słowem, ale oni po raz kolejny zmarnują szansę…
Ile takich zmarnowanych
szans w moim życiu? Czy On nie przychodzi do mnie codziennie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz