poniedziałek, 18 września 2017

o zmarnowanej szansie...

zdj:flickr/Patrick Dobeson/Lic CC
(Łk 2,41-52)
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.


Mili Moi…
Nadszedł wreszcie dzień wizyty u „pani od snu”. Dziś byłem u doktor Stasi, która pointerpretowała dla mnie wyniki moich sennych badań. Niespodzianki nie było. Na jedną godzinę snu przestaję oddychać około 21 razy, a mój mózg jest dotleniony w 90 procentach. To podobno nie jest najgorzej, ale dzięki temu wstaję rano z bólem głowy, a trzy godziny po przebudzeniu jestem gotów znowu się położyć i mam tak przez większość dnia. W czwartek idę po mój osobisty „namordnik”. Mam się „nauczyć spać w masce”. Podobno mnie to nie wyleczy, ale znacząco poprawi komfort egzystowania. Myślałem, że to będzie jakiś wielki odkurzacz, ale przypomina to raczej niewielką skrzynkę na narzędzia. Będzie wraz ze mną oddychać i nawilżać moje tchnienie. A wszystko to… z powodu starości. Kiedy spytałem dlaczego właśnie teraz się to ujawniło, pani doktor stwierdziła – no cóż, z wiekiem… W każdym razie ucieszyłem się z jednego – medycyna potwierdziła, że nie jestem symulantem i moje zmęczenie nie jest wymówką usprawiedliwiającą lenistwo, co niektórzy dobrzy ludzie już dawno u mnie zdiagnozowali… :)

A poza tym… Za oknem wieje coraz bardziej… Nadchodzą do nas resztki huraganów. Niczego poza deszczowymi dniami to nie zwiastuje. Mamy tylko nadzieje, że do niedzieli wszystko przeminie, bo u nas odpust. A bez słonka będzie raczej ciężko. Poza tym cały tydzień pod znakiem spotkań diecezjalnych. Trzy dni pod rząd będziemy nękani różnymi, ważnymi posiedzeniami. W tym aspekcie nie przestanę podziwiać Amerykanów. Oni to uwielbiają. Siedzieć, gadać, pisać plany, a potem omawiać powody, dla których nie udało się ich zrealizować, i znów tworzyć nowe… Taki kraj…

A dziś nad Słowem myślę sobie o żydowskich nauczycielach wśród których zasiada Jezus. Musiała im się zaświecić „czerwona lampka”, kiedy Go słuchali. Ich „wewnętrzne radary” były przecież całkowicie nastawione na oczekiwanie Mesjasza. Musiało się w ich sercach pojawić pytanie – czy to nie On? Młody chłopiec, który zadaje pytania tak roztropne, że aż nieadekwatne do jego wieku. Dziecko, które udziela odpowiedzi, których nie powstydziłby się sędziwy uczony w Piśmie. Musieli pewnie dopytywać Jego rodziców skąd On to ma? Ale nie ma żadnego śladu ich dalszego zainteresowania. Było, minęło. Taka chwila olśnienia, której nie wykorzystali. Nie ostatnia. Wszak po wielu latach takich chwil będzie więcej. Będą świadkami wypowiedzi Jezusa, wobec których zamilkną najwięksi sceptycy. Kiedy miał dwanaście lat towarzyszyło im zdumienie nad mądrością dziecka. Kiedy On będzie miał trzydzieści lat, w nich pozostanie już tylko gniew, złość i agresja. On wróci do nich ze słowem, ale oni po raz kolejny zmarnują szansę…

Ile takich zmarnowanych szans w moim życiu? Czy On nie przychodzi do mnie codziennie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz