niedziela, 17 września 2017

może już czas...

zdj:flickr/Dineshraj Goomany/Lic CC
(Mt 18,21-35)
Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: Oddaj, coś winien! Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą? I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu.

Mili Moi…
Okrutnie się zaniedbałem w pisaniu za co serdecznie przepraszam. Moja kondycja już odrobinę lepsza. Dziękuję wszystkim za ofiarowane za mnie modlitwy. Wasza serdeczność stawia mnie na nogi. Ilość trudności jakby nieco zelżała, może więc powoli uda się je jakoś ogarnąć…

Z małych radości – mój promotor odesłał mi trzeci rozdział mojej pracy. Żadnych poważnych poprawek. To znak, że albo ja pisze coraz lepiej, albo on już skapitulował i machnął na mnie ręką… W każdym razie doczytuję literaturę do ostatniego przewidzianego planem rozdziału. Mnóstwo fascynujących pozycji z intrygującym dodatkiem w tytule – „w latach 1920-1939”. Walczę ze sobą, żeby nie zasnąć na pierwszej stronie…

A wczoraj nawiedziła mnie grupa ludzi. Dokładnie siedem osób. Pamiętacie pewnie jak dwa miesiące temu udzieliłem schronienia misjonarzom z neokatechumenatu. Wczoraj była druga część tej wizyty. „Drużyna neokatechumenalna” przybyła zawojować naszą parafię. Chcą u nas zorganizować katechezy. Konsekwencją jest zwykle powstanie wspólnoty. Cudownie się z nimi gadało, bo ja doskonale wyczuwam ich żar. To jest mój świat – nowa ewangelizacja. Dlatego nie powiedziałem „nie”. Ale na razie chyba nie da rady. Nasze możliwości duszpasterskie są ograniczone naszą liczbą. Więc czekamy na Boże znaki i interwencje.

A dziś czeka mnie wycieczka do Clifton… Pamiętacie może jak rok temu namaszczałem tam Jacka, który cierpiał z powodu choroby nowotworowej. Pan Bóg zaprosił go do domu i dziś sprawujemy Mszę Świętą w jego intencji. Polecam również waszym modlitwom jego duszę…

Swoja drogą, w namyśle nad dzisiejszą Ewangelią, śmierć ma swoje ważne miejsce. Jest kilka minut po siódmej rano, a ja właśnie wróciłem ze szpitala wezwany do J. Wczoraj świętowała ze swoimi synami urodziny jednego z nich i była w pełni sił. Po południu trafiła do szpitala, a dziś, jak powiadają lekarze, za godzinę, dwie spotka Ojca twarzą w twarz. Czasem wszystko dzieje się tak szybko… I może nie być czasu na przebaczenie, czy na prośbę o nie. Może więc warto poreflektować komu i co jestem dłużny. Może nie warto zwlekać i odkładać wszystkiego na później. Bo „później” może być bliżej, niż nam się wydaje… J i jej umieranie również waszym modlitwom zawierzam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz