zdj:flickr/Jim Whimpey/ Lic CC
(Łk 6,36-38)
Bądźcie miłosierni, jak
Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie
potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam
odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i
opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy
mierzycie.
Mili Moi…
Dzień za dniem mija…
Szybko… Trwamy w oczekiwaniu na śnieg… Mówią, że jutro spadnie pół metra… To
byłoby najwięcej tej zimy. Bo chyba jeszcze nie wiosny, choć przyroda
zdecydowanie budzi się już do życia. Może dzięki tej śnieżycy uda mi się coś
napisać, bo wszystkie możliwe spotkania na najbliższe dwa dni są odwołane. A
miało ich być całkiem sporo – spowiedź młodzieży w katedrze, spotkanie
proboszczów z biskupem, wielkopostny dzień skupienia dla księży…. A to wszystko
godziny, godziny, godziny… Nie pomaga wstawanie o 4.30. Nie nadążam z
opracowywaniem kolejnych konferencji, homilii. A gdzie tu jeszcze czas na
doktorat… Poza tym sporo spotkań duchowych… Godziny spowiedzi… Cóż, właściwie sam
tego chciałem.. Gdybym spowiadał tylko przed mszą, byłoby inaczej… A tak,
ludzie walą z odległych stron, bo tu podobno jest wariat, który słucha… No i
słucham, czasem dwie, czasem trzy godziny… Jeśli do tego dodać jeszcze całą „papierologię”,
wyceny windy, która się popsuła w kościele, remont kolejnego kawałka naszego
domu, zbliżające się zakończenie montowania klimatyzacji w kościele,
konsultacje w sprawie sprzątania kościelnych łazienek, wybór pieśni na I
komunię, dyskusje nad programem przygotowań do bierzmowania, poszukiwania parafialnego
dyrektora do spraw edukacji katolickiej, organisty i milion innych rzeczy, które
niesie ze sobą codzienność, to nie mogę powiedzieć, żebym się nudził… Wieczory
spadają na mnie niespodziewanie, ale nie
trwają długo, bo zwykle zasypiam na trzeciej stronie lektury, którą „warto by
było przeczytać”.
Nie użalam się nad sobą… Myślę
tylko głośno nad kapłańskim życiem. Tak bardzo bym chciał mieć dużo czasu na modlitwę,
lekturę, rozmyślanie, opracowywanie tematów, którymi mógłbym się podzielić z
moimi parafianami. I bynajmniej nie jest tak, że wszystko trzymam w swoich
rękach i nie dzielę odpowiedzialności. W Ameryce to niemożliwe. Mnóstwo rzeczy
w parafii robią ludzie świeccy i chwała im za to. Bez nich nasze działania w
tych przeróżnych systemach komputerowych i innych byłyby niemożliwe. A jednak
mam takie poczucie, że mnóstwo czasu pożerają mi działania, do których z
pewnością nie trzeba mieć święceń kapłańskich. Jak to zmienić? Nie mam pomysłu…
Czasem mam taka wielką pokusę, żeby uciec na pustelnię… Zniknąć, po prostu
zniknąć…
A dzisiejsze Słowo to
takie ulubione… tych wszystkich, którzy chcieliby wyeliminować z życia wszelką
krytykę. Tak łatwo wówczas przywołać Jezusowe słowa – nie sądźcie, nie potępiajcie,
odpuszczajcie… I już. Zamknięte usta wszystkich, którym przychodzi do głowy stawiać
jakiekolwiek wymagania, krytykować grzech, czy wzywać do nawrócenia. Zanim mnie
ocenisz, najpierw przekonaj się, że sam jesteś idealny – takie i tym podobne
bzdurki krążą po internecie z lubością powielane przez tych, którym być może
ktoś, kiedyś „nadepnął na odcisk”.
Tymczasem Jezus również oceniał
rzeczywistość i ludzi w niej żyjących, krytykował popełniających grzechy, a
kiedy odpuszczał, stawiał wymagania. Kochał, ale mądrze. Wiedział bowiem, że „łatwa
miłość” bez wymagań nie istnieje, a co więcej, nie jest w stanie zaspokoić głodu
ludzkiego serca. I choć z pewnością nikt z nas nie powinien bawić się w Boga,
to wszyscy potrzebujemy krytycznego spojrzenia na siebie, na rzeczywistość i na
innych, w takiej chyba właśnie kolejności. A stawiając tym „innym” wymagania,
warto zreflektować, czy takie same stawiam sobie samemu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz