czwartek, 25 września 2014

moc i władza...


zdj:flickr/Capture Queen ™/Lic CC
(Łk 9,1-6)
Jezus zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. Mówił do nich: Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim! Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i uzdrawiając wszędzie.

Mili Moi...
No dawno już nie miałem tak pracowitego dnia... Kolejny kontener śmieci wyniesiony z domu. Uprzątnięte dwa następne pokoje. I dużo radości. Bo choć nie przepadam za takimi porządkami, to jednak efekt pracy od razu jest widoczny i można się cieszyć owocami. Radosny klimat sprzątania udzielił się dziś i pani kucharce i pani sekretarce i panu "klasztornej złotej rączce". Wszyscy w akcji... Po lunchu solidne zakupy, wszak spodziewamy się gości w ten weekend. Nawiedzi nas Prowincjał i Sekretarz Prowincji, więc trochę różności nakupiliśmy. No i całkiem sporo radości dostarczyły mi dwa worki pełne książek. Tak... Dwa z czterech dotarły dziś... Miałem sporo przyjemności z ich otwierania. Bo choć sam je pakowałem, to jakbym na nowo odkrywał ich zawartość. Przypomniał mi się też mój pokój w Lublinie, pakowanie i... jakoś nie poczułem tęsknoty... Może zbyt zmęczony dziś jestem :) A rzeczywiście jestem. Wieczorem jeszcze Eucharystia, a po niej spotkanie z Odnową i konferencja dla nich... A teraz powoli zapominam jak się nazywam... Sprawowałem dziś Eucharystię za moich duchowych dobrodziejów, Margaretki i wszystkich modlących się za mnie... Niech Pan będzie dla was nagrodą...

Dziś w Słowie uderzyły mnie dwa wyrazy - moc i władza. Zdałem sobie sprawę, że przecież ja w tej mocy i władzy Jezusa całkiem naprawdę uczestniczę. To, co odróżnia mnie od Apostołów, to wiara, która jest wciąż taka mała i wolność serca, za którą wciąż tęsknię. Nie raz pisałem już, że urzeka mnie ta wolność kroczenia za Jezusem, to pełne zawierzenie Ojcu Niebieskiemu... Nic nie dźwigali, nic ich nie ograniczało, o nic się nie martwili... Tylko o sprawę Królestwa, które mieli głosić. Ich życie oparte na wierze w Jezusa i całkowicie podporządkowane Jego sprawom. I o tym ciągle marzę... Gdybym potrafił wziąć Słowo Boże tak całkowicie na poważnie. To znaczy, gdybym potrafił, uwierzywszy, że ono jest tak samo prawdziwe wczoraj, jak dziś, po prostu wcielić je w swoje życie. Do tego, gdybym poza wiarą odnalazł w sobie jeszcze trochę odwagi do jak najprostszego życia Jezusem w codzienności, do oddychania Nim, do nieustannego mówienia o Nim, do traktowania Go jako Kogoś bardziej realnego, niż my wszyscy razem wzięci, to...

Zdałem sobie sprawę, że gdyby tak było, to zapełniłbym ten wielki kościół, w którym teraz pracuję ludźmi. Zapełniłbym go, bo potrafiłbym im pokazać takiego Jezusa, którego tak wielu z nich jeszcze nie zna, bo sam potrafiłbym Go widzieć... A tymczasem... Marzenie i tęsknota... I codzienność obarczona trzosem, kijem podróżnym, kilkoma tunikami, sandałami. Życie, niczym tani film, bez "ewangelicznych efektów specjalnych". A są one specjalne dlatego, że Jezusowe, wcale nie dlatego, że takie rzadkie... Ewangeliczni ludzie to ewangeliczna wiara, taka, w której nie ma słowa niemożliwe. Bo dla Boga wszystko jest możliwe... I zapełnienie kościoła w Bridgeport, i moje napisanie doktoratu, i moc i władza - uzdrawiania i wypędzania złych duchów... Wszystko... O ile On zechce, a ja się odważę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz