Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: "Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby
się podzielił ze mną spadkiem". Lecz On mu odpowiedział: "Człowieku,
któż Mnie ustanowił nad wami sędzią albo rozjemcą?" Powiedział też do
nich: "Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma
wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia". I
opowiedział im przypowieść: "Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze
obrodziło pole. I rozważał w sobie: „Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić
moich zbiorów”. I rzekł: „Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję
większe i tam zgromadzę całe moje zboże i dobra. I powiem sobie: Masz wielkie
dobra, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” Lecz Bóg rzekł
do niego: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc
przypadnie to, co przygotowałeś?" Tak dzieje się z każdym, kto skarby
gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty u Boga".
Mili Moi…
Ja, moje, sobie – oto jedno z największych niebezpieczeństw wynikających z
gromadzenia bogactw. Egoizm i egocentryzm, zamknięcie w sobie, traktowanie
innych, jako potencjalnych konkurentów do tego, co jeszcze mógłbym zdobyć. Powiecie
oczywiście – no ale przecież są szlachetni bogacze. W rzeczy samej… Dlatego
Jezus nie umieszcza źródła niebezpieczeństwa w bogactwie, ale w człowieku,
który potrafi stracić miarę. A nawet jeśli jej nie traci, to bardzo często nie
potrafi być zadowolony z tego, co ma i wciąż oczekuje na coś więcej. Przyznam
szczerze, że niewielu spotkałem ludzi, którzy szczerze cieszyli się swoim
stanem posiadania (może to taka nasza polska przypadłość) – zwykle wszystkim
jest bardzo źle i kryzys niszczy radość życia. Gdzie ten kryzys – myślę sobie –
patrząc na ludzi, którzy dwa wózki jedzenia wywożą co sobotę ze sklepu. Boją się,
że będą głodni? A może prawdziwie głodni, bo przecież i tacy żyją wokół nas,
część z tego jedzenia znajdą na śmietniku. Będzie nienapoczęte…
A Pan wcale nie o pieniądzach…. Ale o wolności mówi nieustannie. Serce,
które jest zniewolone, nie potrafi się cieszyć i nie znajdzie szczęścia. Będzie
się obijać o „pocieszanki” i wyobrażać sobie za każdym razem, że to teraz, że
już, że właśnie za tym rogiem czeka szczęście. A tam? Kolejne rozczarowanie. W
efekcie? Brak wiary w możliwość bycia szczęśliwym. Gdy tymczasem problemem jest
metoda – powtarzana i nieskuteczna. Wolność w Bogu, który daje tyle, ile
potrzeba… Jaki to życiodajny oddech…
Kończę powoli rekolekcje dla dobrych sióstr Franciszkanek w Częstochowie.
We wtorek rano wsiadam w auto i mknę do Pniew, gdzie siostrom Urszulankom mam
poopowiadać o tożsamości zakonnej, a następnego dnia gonię do Radia
Niepokalanów na nagrania. Cały dzień pracy, a wieczorem innego rodzaju praca
radiowa – nagrania komentarzy ewangelicznych na tydzień dla Programu 2
Polskiego Radia. Na chwilę do domu i zaczną się harce „przedmaksymilianowe” –
to znaczy przygotowania do święta naszego o. Kolbego. W tym roku głoszę w
Grudziądzu i w Szczecinie. A potem chwila urlopu-nie urlopu… Bo czas zająć się
internetowymi rekolekcjami o św. Franciszku. Nagrania na początku września…
A Was Czytelnicy Drodzy o Zdrowaś proszę… Wątroba okazuje się moją piętą
Achillesową… Wyniki wskazują na długoletnie nadużywanie alkoholu… I choć do
tego rodzaju przypuszczeń mogę się najwyżej uśmiechnąć, niczym do kiepskiego
żartu, to jednak doskwiera mi ten temat coraz mocniej i chyba będę potrzebował
dużo większej uważności kulinarnej, co w moich warunkach posługi jest szalenie
trudne. Niech więc Wasza modlitwa wesprze mnie w czekających mnie zmaganiach.
🙏
OdpowiedzUsuńSzczęść Boże, pamiętamy o Ojcu🙂
OdpowiedzUsuń