Pewien człowiek podszedł do Jezusa i zapytał: "Nauczycielu, co dobrego
mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?" Odpowiedział mu: "Dlaczego
Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie,
zachowuj przykazania". Zapytał Go: "Które?" Jezus odpowiedział:
"Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie,
czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego". Odrzekł
Mu młodzieniec: " Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze
brakuje?" Jezus mu odpowiedział: "Jeśli chcesz być doskonały, idź,
sprzedaj, co posiadasz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem
przyjdź i chodź za Mną!" Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł
zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.
Mili Moi…
Kiedy czytam słowo o bogatym młodzieńcu, zawsze odczuwam to drapanie w duszy
– chcę czegoś więcej. Cały czas mam wrażenie, że w moim życiu za bardzo polegam
na sobie. Bo tak wiele spraw potrafię ogarnąć, załatwić, kupić… A przecież nieustannie
deklaruję Jezusowi, że ster mojego życia chcę oddać Jemu. Kiedy jednak
przychodzi do konkretów… Jakiś pat. Mechanizmy działania, które biorą górę.
Zanim zdążę się zastanowić już zrobiłem coś „jak zawsze”. I może nie jest to
zrobione źle, ale z pewnością nie „doskonale”. A tego przecież pragnę ponad
wszystko. Tak strasznie wolno dokonują się zmiany w sposobie myślenia. Czasem
ogarnia mnie na to złość. Ale to pewnie też wymiar uczenia się pokory. Bo ta
bezradność jest już uderzeniem w mechanizm – ja sobie sam poradzę, wymuszę na
sobie to czy owo. Otóż nie da się. I choćbym się ugryzł w pępek, to nie jestem
w stanie natychmiast myśleć i działać inaczej. Potrzeba długotrwałej pracy nad
sobą i dojrzewania w Bożym świetle. A zatem wchodzę w ten dzień z nadzieją, że
może jakiś maleńki element dziś zadziała lepiej.
Chwila oddechu… Miniony tydzień był bardzo intensywny, choć wydawało się,
że przecież to tylko mikrorekolekcje… Ale zarówno w Toruniu, jak i w Szczecinie,
włożyłem w moje działania sporo wysiłku. W Szczecinie może nawet więcej
fizycznego, niż duchowo-intelektualnego. Odbyliśmy bowiem niedługą,
dziewięciokilometrową pielgrzymkę do Binowa, kościoła filialnego, gdzie
celebrowaliśmy odpust św. Maksymiliana. Niby dystans niewielki, ale teren dość
trudny, więc dostałem w kość. Ale radość wielka bo około 120 osób zawierzyło
się Niepokalanej. I dla takich chwil warto ponosić trud.
A to był już początek drugiej części mojego urlopu, którą przeżywam w
rodzinnym Sztumie. Przewagą tego miejsca jest całkowita niezależność, nawet w
wymiarze podstawowym – jem kiedy chcę i jeśli chcę itp. Mogę pobyć w ciszy i…
Popracować. No niestety tego uniknąć nie zdołam. Rekolekcje o świętym
Franciszku same się nie napiszą, a nagrania już z początkiem września, żeby
mogły hulać w internecie od jego święta, czyli od 4 października. Ale obiecuję
nie zaniedbywać spacerów i lektury wietrzącej zwoje mózgowe… A dokładnie za
tydzień na kilka dni do Rzymu… Tam już nie będzie pracy. Tylko wchłanianie
dźwięków i obrazów. Tam odpocznie duch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz