czwartek, 16 marca 2023

wyznania pracoholika...


(Łk 11, 14-23)
Jezus wyrzucał złego ducha z człowieka, który był niemy. A gdy zły duch wyszedł, niemy zaczął mówić i tłumy były zdumione. Lecz niektórzy z nich rzekli: "Mocą Belzebuba, władcy złych duchów, wyrzuca złe duchy". Inni zaś, chcąc Go wystawić na próbę, domagali się od Niego znaku z nieba. On jednak, znając ich myśli, rzekł do nich: "Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się wali. Jeśli więc i Szatan z sobą jest skłócony, jakże się ostoi jego królestwo? Mówicie bowiem, że Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy. Lecz jeśli Ja mocą Belzebuba wyrzucam złe duchy, to czyją mocą wyrzucają je wasi synowie? Dlatego oni będą waszymi sędziami. A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże. Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, to zabierze całą broń jego, na której polegał, i rozda jego łupy. Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, ten rozprasza".

 

Mili Moi…
Dania pozostała za mną… Bardzo ciekawe wrażenia. Nie było tłumów, ale przychodzili raczej ci, którzy wiedzieli po co. Mówiło się do nich znakomicie. Finalnie przyjąłem do MI niemal dziewięćdziesiąt osób. Matka Boża zatriumfowała więc w małym kawałeczku Danii. Nie mógłbym tam pewnie żyć. Ten kraj jest dla mnie chyba… zbyt powolny. Niemniej spotkałem szlachetnego księdza i ludzi, którzy próbują żyć wiarą w katolickiej diasporze wśród protestantów, którzy, jak twierdził mój gospodarz, ostatnio przegłosowali w swoim kościele, że aborcja nie tylko nie jest zła, ale znakomicie wpływa na organizm kobiety. Wniosek – chyba trzeba by ja zalecać… Absurd? A bo to jeden we współczesnym świecie. Czy to jeszcze chrześcijaństwo? Odpowiedzcie sobie sami…

Wracając do Polski przeżyłem moja małą chwile szczęśliwości, taki zwykły, ludzki wyrzut endorfin. Było to podczas przesiadki w Warszawie. Kupiłem papierowy kubek kawy i patrzyłam na zmierzających ku swoim celom podróży (a właściwie samolotom, dzięki którym mieli je osiągnąć) ludzi. Nie wiem dlaczego, ale to dla mnie chwila, która mogłaby się nie kończyć. Bardzo szczęśliwy moment tego dnia…

A gdy wróciłem do Polski, przespałem niemal dwa dni… Całe napięcie chyba puściło i wylazło ze mnie zmęczenie. Mimo, że w Danii właściwie miałem tylko jedno spotkanie dziennie, to jednak czułem zwyczajne napięcie związane z jak największym zaangażowaniem w głoszenie. A po powrocie… No ale nie bez przyczyny zatytułowałem ten wpis – wyznania pracoholika – bo takie dwa dni „nicnierobienia” budzą we mnie ogromne wyrzuty sumienia i swoistego „kaca moralnego”. Bo przecież jest tyle do zrobienia (zawsze mam jakieś zaległości, zawsze można pomyśleć o czymś z wyprzedzeniem). No kwalifikuje się to pewnie do jakiegoś leczenia, ale na razie kondycja się ustabilizowała – odespany, dziś funkcjonuje już całkiem dobrze. A od jutra biorę się za robotę. Tę zaległą.

W sobotę będę świadkiem bierzmowania. Z radością przyjmuję takie zaproszenia, bo to dla mnie jakiś podniosły moment – położyć rękę na ramieniu człowieka, który właśnie wchodzi w chrześcijańską dojrzałość. Tym przyjemniejsza to chwila, że wiem, iż ów młodzieniec, któremu będę za świadka służył, w istocie ku tej dojrzałości zmierza. A już w niedziele rozpoczynam kolejne rekolekcje wielkopostne. Na szczęście znowu w jednej z dzielnic Gdyni, jakieś dwadzieścia minut od domu, więc nie musze pakować walizki i prześpię się u siebie. A po ich zakończeniu gonię do Radia nagrać kilka kolejnych audycji, a co więcej – również kilka ostatnich odcinków rekolekcji internetowych – bo to jeszcze nie skończone dzieło. Sił więc potrzeba niemało…

A dziś na porannej medytacji usłyszałem interpretację tego Słowa, która bardzo mnie zatrzymała. Otóż dyskutanci Jezusa są niezdolni mówić dobrze, bo nie są zdolni widzieć dobra. Wiecznie narzekający, wciąż niezadowoleni, zawsze poprawiający innych. Postanowiłem więc dziś widzieć dobro – im więcej, tym lepiej. I nie macie pojęcia jaką walkę musiałem ze sobą toczyć, bo narzucało mi się przed oczy chyba wszelkie możliwe zło świata w połączeniu z moimi niełatwymi dziś emocjami. Ale zaowocowało to solidną dawką modlitwy zawierzenia i dziękczynienia Bogu za to dobro, które tak trudno czasem dostrzec, a którego przecież pełen jest świat. Widzieć i mówić o nim jak najwięcej. Oto Wielki Post…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz