Jezus wyrzucał złego ducha
z człowieka, który był niemy. A gdy zły duch wyszedł, niemy zaczął mówić i
tłumy były zdumione. Lecz niektórzy z nich rzekli: "Mocą Belzebuba, władcy
złych duchów, wyrzuca złe duchy". Inni zaś, chcąc Go wystawić na próbę,
domagali się od Niego znaku z nieba. On jednak, znając ich myśli, rzekł do
nich: "Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się
wali. Jeśli więc i Szatan z sobą jest skłócony, jakże się ostoi jego królestwo?
Mówicie bowiem, że Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy. Lecz jeśli Ja mocą
Belzebuba wyrzucam złe duchy, to czyją mocą wyrzucają je wasi synowie? Dlatego
oni będą waszymi sędziami. A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to
istotnie przyszło już do was królestwo Boże. Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego
dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i
pokona go, to zabierze całą broń jego, na której polegał, i rozda jego łupy.
Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, ten
rozprasza".
Mili Moi…
Dania pozostała za mną…
Bardzo ciekawe wrażenia. Nie było tłumów, ale przychodzili raczej ci, którzy wiedzieli
po co. Mówiło się do nich znakomicie. Finalnie przyjąłem do MI niemal dziewięćdziesiąt
osób. Matka Boża zatriumfowała więc w małym kawałeczku Danii. Nie mógłbym tam
pewnie żyć. Ten kraj jest dla mnie chyba… zbyt powolny. Niemniej spotkałem
szlachetnego księdza i ludzi, którzy próbują żyć wiarą w katolickiej diasporze
wśród protestantów, którzy, jak twierdził mój gospodarz, ostatnio przegłosowali
w swoim kościele, że aborcja nie tylko nie jest zła, ale znakomicie wpływa na
organizm kobiety. Wniosek – chyba trzeba by ja zalecać… Absurd? A bo to jeden
we współczesnym świecie. Czy to jeszcze chrześcijaństwo? Odpowiedzcie sobie
sami…
Wracając do Polski przeżyłem
moja małą chwile szczęśliwości, taki zwykły, ludzki wyrzut endorfin. Było to
podczas przesiadki w Warszawie. Kupiłem papierowy kubek kawy i patrzyłam na
zmierzających ku swoim celom podróży (a właściwie samolotom, dzięki którym mieli
je osiągnąć) ludzi. Nie wiem dlaczego, ale to dla mnie chwila, która mogłaby się
nie kończyć. Bardzo szczęśliwy moment tego dnia…
A gdy wróciłem do Polski,
przespałem niemal dwa dni… Całe napięcie chyba puściło i wylazło ze mnie
zmęczenie. Mimo, że w Danii właściwie miałem tylko jedno spotkanie dziennie, to
jednak czułem zwyczajne napięcie związane z jak największym zaangażowaniem w
głoszenie. A po powrocie… No ale nie bez przyczyny zatytułowałem ten wpis –
wyznania pracoholika – bo takie dwa dni „nicnierobienia” budzą we mnie ogromne
wyrzuty sumienia i swoistego „kaca moralnego”. Bo przecież jest tyle do
zrobienia (zawsze mam jakieś zaległości, zawsze można pomyśleć o czymś z
wyprzedzeniem). No kwalifikuje się to pewnie do jakiegoś leczenia, ale na razie
kondycja się ustabilizowała – odespany, dziś funkcjonuje już całkiem dobrze. A
od jutra biorę się za robotę. Tę zaległą.
W sobotę będę świadkiem
bierzmowania. Z radością przyjmuję takie zaproszenia, bo to dla mnie jakiś
podniosły moment – położyć rękę na ramieniu człowieka, który właśnie wchodzi w
chrześcijańską dojrzałość. Tym przyjemniejsza to chwila, że wiem, iż ów młodzieniec,
któremu będę za świadka służył, w istocie ku tej dojrzałości zmierza. A już w
niedziele rozpoczynam kolejne rekolekcje wielkopostne. Na szczęście znowu w
jednej z dzielnic Gdyni, jakieś dwadzieścia minut od domu, więc nie musze pakować
walizki i prześpię się u siebie. A po ich zakończeniu gonię do Radia nagrać
kilka kolejnych audycji, a co więcej – również kilka ostatnich odcinków
rekolekcji internetowych – bo to jeszcze nie skończone dzieło. Sił więc
potrzeba niemało…
A dziś na porannej
medytacji usłyszałem interpretację tego Słowa, która bardzo mnie zatrzymała. Otóż
dyskutanci Jezusa są niezdolni mówić dobrze, bo nie są zdolni widzieć dobra. Wiecznie
narzekający, wciąż niezadowoleni, zawsze poprawiający innych. Postanowiłem więc
dziś widzieć dobro – im więcej, tym lepiej. I nie macie pojęcia jaką walkę
musiałem ze sobą toczyć, bo narzucało mi się przed oczy chyba wszelkie możliwe zło
świata w połączeniu z moimi niełatwymi dziś emocjami. Ale zaowocowało to
solidną dawką modlitwy zawierzenia i dziękczynienia Bogu za to dobro, które tak
trudno czasem dostrzec, a którego przecież pełen jest świat. Widzieć i mówić o
nim jak najwięcej. Oto Wielki Post…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz