Jezus powiedział do żydów, którzy Mu uwierzyli: Jeżeli będziesz trwać w nauce
mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was
wyzwoli. Odpowiedzieli Mu: Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy
poddani w niczyją niewolę. Jakżeż Ty możesz mówić: Wolni będziecie?
Odpowiedział im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia
grzech, jest niewolnikiem grzechu. A niewolnik nie przebywa w domu na zawsze,
lecz Syn przebywa na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie
rzeczywiście wolni. Wiem, że jesteście potomstwem Abrahama, ale wy usiłujecie
Mnie zabić, bo nie przyjmujecie mojej nauki. Głoszę to, co widziałem u mego
Ojca, wy czynicie to, coście słyszeli od waszego ojca. W odpowiedzi rzekli do
Niego: Ojcem naszym jest Abraham. Rzekł do nich Jezus: Gdybyście byli dziećmi
Abrahama, to byście pełnili czyny Abrahama. Teraz usiłujecie Mnie zabić,
człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga. Tego Abraham nie
czynił. Wy pełnicie czyny ojca waszego. Rzekli do Niego: Myśmy się nie urodzili
z nierządu, jednego mamy Ojca - Boga. Rzekł do nich Jezus: Gdyby Bóg był waszym
ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie
wyszedłem od siebie, lecz On Mnie posłał.
Mili Moi…
Radziejów został za nami.
Maleńkie miasteczko, w którym pewnie umarłbym w przeciągu tygodnia (no, może
dwóch), ale urocze. A nade wszystko ludzie… Kiedy poszedłem na spacer, naprawdę
rzadko kto nie pozdrowił słowami „Szczęść Boże”. To się dziś coraz rzadziej
zdarza, więc jest tym bardziej miłe. Frekwencja dobra, ludzie zasłuchani.
Mówiło się znakomicie. Poza tym, to nasza, franciszkańska parafia. A zatem
podobny duch wśród braci, dobre rozmowy, kaplica w domu… Same plusy.
Wróciłem w nocy, a dziś usiłuję odpocząć. Zmęczenie pracą to jedno, ale dostałem je w pakiecie z niedawno
całkiem poznaną koleżanką – cukrzycą. Ponad rok temu zamieszkała ze mną i wciąż
się siebie uczymy. A że ja nie mam za wiele czasu, który mógłbym jej poświęcić,
to ona różnymi sposobami próbuje zwrócić na siebie moją uwagę. Zdaje się, że
nie uniknę bezpośredniej konfrontacji. Trzeba będzie usiąść i omówić pewne
zasady, żeby moim jedynym hobby nie stało się leżenie na łóżku i oddawanie się
drzemkom. Nie mam zwyczaju opowiadać o swoich chorobach, których lista z
wiekiem oczywiście się wydłuża. Ale skoro to tacy trochę mniej lubiani, ale jednak
zawsze obecni przy mnie przyjaciele, to trzeba może czasami wymienić ich z
imienia. Niech czują się zauważeni…
Odpoczywam więc do soboty,
a w sobotę jeszcze jeden wielkopostny kurs. Tym razem do Gniezna. W parafii bł.
Jolenty mam zamiar opowiedzieć o tym, co postawiłem sobie jako zadanie na ten
Wielki Post – nienajlepsze modele przeżywania naszej wiary. I kiedy tak o nich
mówię, uświadamiam sobie jak znakomicie sam się
w nie wpasowuję. Dzisiejsze Słowo jeszcze dobitniej mi to uzmysławia.
Postawiłem sobie pytanie,
czy moje życie jest rzeczywiście całkowicie przeniknięte Bogiem, czy jednak
jest On jakoś doklejony do mojej rzeczywistości? Z niepokojem zauważam, że są
takie przestrzenie dnia, kiedy o Nim nawet nie pomyślę, kiedy jestem zajęty
sobą i swoimi sprawami. Czasem próbuje się uspokajać, że to właściwie Jego
sprawy – ale tym bardziej wówczas On powinien być w nich obecny. A nie jest. Bo
Go nie zapraszam. Prawda i wolność, które z Nim przychodzą, wciąż są w sferze
moich pragnień. Od kiedy Pan wyprowadził mnie z etapu wiary „bezpośrednich
doświadczeń”, słów, świateł, poruszeń, a zaprosił mnie do cichej adoracji,
tylko narasta we mnie pragnienie, aby się do Niego zbliżyć. Czuje jednak
wyraźnie, że to wszystko jest w Jego rękach. Że On sam decyduje o czasie, w
którym się to stanie. Ja mam być po prostu gotowy. Ale, żeby nie przeoczyć tej
chwili, winienem być z Nim w nieustannej relacji. A chyba wciąż nie jestem…
Wciąż słyszę jak mówi do Żydów i do mnie – wy i Ja. Ciągle nie ma MY. Mam
nadzieję, że kiedy tęsknota zwycięży…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz