piątek, 7 stycznia 2022

w Hameryce...


(Mt 4,12-17.23-25)
Gdy Jezus usłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: „Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego. Droga morska, Zajordanie, Galileja pogan. Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło”. Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”. I obchodził Jezus całą Galileję, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu. A wieść o Nim rozeszła się po całej Syrii. Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał. I szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania.

 

Mili Moi…
W poniedziałkową noc dotarłem do klasztoru w Bridgeport, CT, czyli do miejsca, gdzie niegdyś pracowałem, a gdzie spędzam zaoszczędzone w minionym roku dwa tygodnie urlopu. Dotarliśmy z czterogodzinnym opóźnieniem, bo w Helsinkach na pokładzie samolotu znalazł się wraz z nami kompletnie pijany Rosjanin, który się przebudził i zaczął dokazywać dokładnie w tej chwili, kiedy zmierzaliśmy już na pas startowy. Nastąpiło cofnięcie samolotu, wezwanie Policji i dosłownie wyniesienie wierzgającego pana z pokładu. Wszystko to bardzo opóźniło odlot. Niemniej bezpiecznie już dotarłem do celu…

Tu jest oczywiście sześć godzin wcześniej niż w Polsce, co powoduje stan zwany jet lagiem… Przestawienie się organizmu zajmuje dłuższą chwilę, a objawia się tak, że budzę się o godzinie 3 rano zupełnie wyspany, a padam na pyszczek około 16.00. Ale dziś dospałem już do 4.30, co jest znakomitym wynikiem. Dziś też spadł śnieg, który, rzecz jasna, całkowicie paraliżuje amerykański świat. Siedzę więc w domu, czytam i staram się cos pisać, choć to idzie mi znacznie słabiej…

Kiedy rok temu wylosowałem jako patronkę świętą Kateri Tekakwithę, pierwszą kanonizowaną Amerykankę (przypominam, że w Objawienie Pańskie naszym zakonnym zwyczajem losujemy patrona i sentencję, która przewodzi nam w najbliższym roku), to stawiałem sobie pytanie, czy to dar na ostateczne pożegnanie z Ameryką, czy na jakieś nowe otwarcie. Ciągle miałem bowiem w sercu jakąś niepewność co do tego, gdzie powinienem być i co robić. Wczoraj opieka Kateri nade mną się zakończyła… A ja jestem w… Ameryce. Ale dziś mam głębokie przekonanie, że ona była dla mnie darem na pożegnanie… Jestem tu kilka zaledwie dni, ale są one niesłychanie terapeutyczne… To nie moje miejsce i nie mój dom. Wszystko, do czego wzdychałem okazuje się mirażem i rzeczywistością zwyczajnie nudną. Co więcej, Jezus w ostatnich dniach mówi do mnie przez Słowo, że mam się zając Nim, a nie sobą. Wobec czego Kateri dziękuję… dużo się za jej przyczyna modliłem w minionym roku. A wczorajsze losowanie przyniosło mi nowego patrona – wybitnego kaznodzieję i Ojca Kościoła, prawdziwego mędrca, świętego Ambrożego. Czytam dziś jego życiorys i zastanawiam się czego on mnie nauczy w tym roku. Sentencja zaś… Trochę niepokojąca – Synu, jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą dusze na doświadczenie! Syr 2, 1. Ale w ręku Pana moje losy… On wie co najlepsze…

W dzisiejszym Słowie przykuwa moja uwagę to, że Jezus nie wybiera rozwiązań najprostszych i najbardziej korzystnych dla siebie. Wszystko nakierowane na człowieka. Pogranicze Zabulona i Neftalego, Galilea pogan… Ani to religijne miejsce, ani ważne politycznie, gospodarczo, czy społecznie… Takie „nigdzie”. Z ludźmi, którzy zajęci swoim życiem, mają jednak w sobie wiele prostoty, która umożliwia przyjmowanie idei. Podczas gdy mieszkańcy Judei, a zwłaszcza Jerozolimy, są raczej przekonani o tym, że wiedza już wszystko i nikt ich niczego nowego o Bogu nie nauczy… Jezus zaś podejmuje próbę. Ale w Galilei. I w kluczu ofiarności…

Dziś pomyślałem, że w sumie to wielka szkoda, że mam tylko jedno życie… Od wielu lat towarzyszy mi pragnienie świętej Tereski – być wszystkim, wszędzie, robić wszystko… Ona znalazła na to sposób – będę miłością. Ja natomiast wciąż szukam „metody” na siebie. Tak wiele jeszcze we mnie pragnień, tak wiele niezagospodarowanej gorliwości. Oby tylko jeszcze ofiarności mi przybywało. Bo w teorii czuję jej wielki głód, ale kiedy przychodzi do jej praktykowania, to czasem kapituluję i „wracam do siebie”. Dlatego Pan woła do mnie głośno – dość zajmowania się sobą… Ruszamy w nowy rok… Weź za kompana świętego Ambrożego i idź. Dokąd? Dowiesz się w swoim czasie…

1 komentarz:

  1. Zycze Ojcu, odnalezienia sie w tej codziennej rzeczywistosci i lapania tych cichych podszeptow Ducha Swietego. Pozdrawiam z Polski

    OdpowiedzUsuń