Gdy Jezus usłyszał, że Jan
został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i
osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało
się spełnić słowo proroka Izajasza: „Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego. Droga
morska, Zajordanie, Galileja pogan. Lud, który siedział w ciemności, ujrzał
światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło”. Odtąd
począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo
niebieskie”. I obchodził Jezus całą Galileję, nauczając w tamtejszych
synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie
słabości wśród ludu. A wieść o Nim rozeszła się po całej Syrii. Przynoszono
więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i
dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał. I szły
za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z
Zajordania.
Mili Moi…
W poniedziałkową noc dotarłem
do klasztoru w Bridgeport, CT, czyli do miejsca, gdzie niegdyś pracowałem, a
gdzie spędzam zaoszczędzone w minionym roku dwa tygodnie urlopu. Dotarliśmy z
czterogodzinnym opóźnieniem, bo w Helsinkach na pokładzie samolotu znalazł się
wraz z nami kompletnie pijany Rosjanin, który się przebudził i zaczął dokazywać
dokładnie w tej chwili, kiedy zmierzaliśmy już na pas startowy. Nastąpiło cofnięcie
samolotu, wezwanie Policji i dosłownie wyniesienie wierzgającego pana z
pokładu. Wszystko to bardzo opóźniło odlot. Niemniej bezpiecznie już dotarłem
do celu…
Tu jest oczywiście sześć
godzin wcześniej niż w Polsce, co powoduje stan zwany jet lagiem… Przestawienie
się organizmu zajmuje dłuższą chwilę, a objawia się tak, że budzę się o
godzinie 3 rano zupełnie wyspany, a padam na pyszczek około 16.00. Ale dziś
dospałem już do 4.30, co jest znakomitym wynikiem. Dziś też spadł śnieg, który,
rzecz jasna, całkowicie paraliżuje amerykański świat. Siedzę więc w domu,
czytam i staram się cos pisać, choć to idzie mi znacznie słabiej…
Kiedy rok temu wylosowałem
jako patronkę świętą Kateri Tekakwithę, pierwszą kanonizowaną Amerykankę (przypominam,
że w Objawienie Pańskie naszym zakonnym zwyczajem losujemy patrona i sentencję,
która przewodzi nam w najbliższym roku), to stawiałem sobie pytanie, czy to dar
na ostateczne pożegnanie z Ameryką, czy na jakieś nowe otwarcie. Ciągle miałem
bowiem w sercu jakąś niepewność co do tego, gdzie powinienem być i co robić.
Wczoraj opieka Kateri nade mną się zakończyła… A ja jestem w… Ameryce. Ale dziś
mam głębokie przekonanie, że ona była dla mnie darem na pożegnanie… Jestem tu
kilka zaledwie dni, ale są one niesłychanie terapeutyczne… To nie moje miejsce
i nie mój dom. Wszystko, do czego wzdychałem okazuje się mirażem i
rzeczywistością zwyczajnie nudną. Co więcej, Jezus w ostatnich dniach mówi do
mnie przez Słowo, że mam się zając Nim, a nie sobą. Wobec czego Kateri dziękuję…
dużo się za jej przyczyna modliłem w minionym roku. A wczorajsze losowanie
przyniosło mi nowego patrona – wybitnego kaznodzieję i Ojca Kościoła,
prawdziwego mędrca, świętego Ambrożego. Czytam dziś jego życiorys i zastanawiam
się czego on mnie nauczy w tym roku. Sentencja zaś… Trochę niepokojąca – Synu, jeśli
masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą dusze na doświadczenie! Syr 2, 1. Ale w ręku
Pana moje losy… On wie co najlepsze…
W dzisiejszym Słowie
przykuwa moja uwagę to, że Jezus nie wybiera rozwiązań najprostszych i najbardziej
korzystnych dla siebie. Wszystko nakierowane na człowieka. Pogranicze Zabulona
i Neftalego, Galilea pogan… Ani to religijne miejsce, ani ważne politycznie,
gospodarczo, czy społecznie… Takie „nigdzie”. Z ludźmi, którzy zajęci swoim
życiem, mają jednak w sobie wiele prostoty, która umożliwia przyjmowanie idei.
Podczas gdy mieszkańcy Judei, a zwłaszcza Jerozolimy, są raczej przekonani o
tym, że wiedza już wszystko i nikt ich niczego nowego o Bogu nie nauczy… Jezus
zaś podejmuje próbę. Ale w Galilei. I w kluczu ofiarności…
Dziś pomyślałem, że w sumie
to wielka szkoda, że mam tylko jedno życie… Od wielu lat towarzyszy mi
pragnienie świętej Tereski – być wszystkim, wszędzie, robić wszystko… Ona znalazła
na to sposób – będę miłością. Ja natomiast wciąż szukam „metody” na siebie. Tak
wiele jeszcze we mnie pragnień, tak wiele niezagospodarowanej gorliwości. Oby
tylko jeszcze ofiarności mi przybywało. Bo w teorii czuję jej wielki głód, ale
kiedy przychodzi do jej praktykowania, to czasem kapituluję i „wracam do siebie”.
Dlatego Pan woła do mnie głośno – dość zajmowania się sobą… Ruszamy w nowy rok…
Weź za kompana świętego Ambrożego i idź. Dokąd? Dowiesz się w swoim czasie…
Zycze Ojcu, odnalezienia sie w tej codziennej rzeczywistosci i lapania tych cichych podszeptow Ducha Swietego. Pozdrawiam z Polski
OdpowiedzUsuń