sobota, 1 stycznia 2022

2 0 2 2


(Łk 2,16-21)
Pasterze pospiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie Matki.

 

Mili Moi…
Cudowny Sylwester Marzeń za mną… W tym roku marzenia zaczęły się spełniać dość późno, bo jednak miałem prawdziwą ochotę pobyć nieco z braćmi… Ale o 21.30 zamajaczyło mi na horyzoncie łóżeczko, a wraz z nim odrobina lektury, a potem słodki sen. Przerwał mi go wprawdzie na chwilę jakiś hałas za oknem około północy, ale nie miało to istotnego wpływu na moje doroczne, antysystemowe przeżywanie tej absolutnie nic nie znaczącej dla mnie nocy… Było cudownie.

Muszę przyznać, że jestem sobą srodze zawiedziony pod innym względem. Skończyłem 2021 rok z zaledwie trzydziestoma trzema przeczytanymi książkami. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że niektóre z nich były naprawdę opasłe. Niemniej to jednak śmiesznie mało…

Dziś 5403 dzień mojego kapłaństwa… Jeśli Sylwester niewiele dla mnie znaczy, to i pierwszy dzień roku nie jest szczególnie ważny. Choć przeżywam go w duchu wdzięczności. Zwłaszcza pasterze z dzisiejszej Ewangelii zmotywowali mnie do uwielbienia i dziękczynienia Bogu za łaski, które mi wyświadcza. Nade wszystko za wiarę i za fakt, że mogę się nią dzielić.

Przygotowania do wyjazdu na ostatniej prostej… Jutro jeszcze test na obecność Coronavirusa i pakowanie walizki. A w poniedziałkowy poranek ruszam na lotnisko. I jeśli wszystko pójdzie dobrze, to około 19.00 wyląduję na lotnisku w Nowym Jorku. Oczywiście w Polsce będzie wówczas około 1.00 w nocy. Pokonywanie stref czasowych nigdy nie było moją dobrą stroną… Ale za to, po krótkiej drzemce, wstanę we wtorek o 3.00 rano czasu amerykańskiego, a o 16.00 odpadnę z pewnością…

Dziś rano zrodziła się w moim serduszku medytacja na temat Bożego Narodzenia, którą stworzyłem na potrzeby dzisiejszej Pierwszej Soboty i nabożeństwa, które prowadziłem w naszej, gdyńskiej parafii. Podzieliłem się z obecnymi, podzielę się i z Wami… Oczywiście jeśli macie czas i ochotę…

Tajemnica… To chyba jedyne słowo, które ciśnie mi się na usta, kiedy próbuję mówić o Narodzeniu Pana… Tajemnicze jest Jego poczęcie, tajemniczy wzrost w łonie Matki, nabieranie kształtów, żywienie się tym, czym żywiła się Ona, powolny podział komórek, kształtowanie się narządów, ludzki genom… Twarz, wzrost, kolor oczu… Wszystko zaplanowane przez Ojca, wszystko czynione powoli, w swoim czasie w procesie… Jak wobec każdego innego człowieka, którego Ojciec chciał mieć i któremu pozwolił zaistnieć. Tajemnica – jak z tymi ludzkimi i trochę krepującymi pojęciami jak łożysko, pępowina, wody płodowe połączyć Boga? Jak te dwie, tak różne rzeczywistości, mogą istnieć w jednym, człowieczym ciele? Ale to nie tylko temat moich rozważań. Sądzę, że i Maryja i Józef musieli się nad tym sporo zastanawiać. Mieli na to dziewięć miesięcy. Każde poruszenie się Jezusa, każde kopnięcie, przywodziło pewnie Maryi na myśl słowa anioła – będzie On Synem Najwyższego… Co to oznacza? Jak to będzie? Bo przecież czas brzemienności dobiega końca. Bo przecież wkrótce narodziny...

I wówczas nadchodzi najmniej oczekiwana wieść. Spis. Każdy w swoim mieście, tam, skąd pochodzi jego ród. Spis, z którego nie sposób się wykręcić, nie można go przełożyć, nie da się odczekać. Nikogo nie interesuje, że nie można, że nie czas, że są przeszkody. Masz przyjść i się zapisać, bo jak nie… O nie, tego wariantu lepiej nie rozważać. Co robić? Maryja przecież na „ostatnich nogach”. To nie jest dobry czas… I jeszcze te banalne motywy… Po cóż robiło się spisy? Głównie po to, żeby ustalić wysokość podatków i zliczyć gotowych do noszenia broni. Przecież ich to tak mało dotyczy. Przecież ta młoda rodzina ma teraz na głowie zupełnie inne sprawy. Przecież oni żyją cudem. Jak trudno oderwać myśli od tego, co jest ich całym światem i zająć się czymś tak przyziemnym. A w tym wszystkim ogrom niepewności… Czy zdążą przed urodzeniem? A jeśli nie? To jak sobie poradzą? Co zrobią? Przecież nie mają tam żadnych krewnych, ani rodziny. Przecież nie da się posłać kogoś, żeby przygotował im miejsce…

Czytając tę historię, moje myśli biegną do tej Paschy, która będzie ostatnią Paschą Pana na ziemi. Wobec zbliżającego się święta posyła On swoich uczniów, żeby znaleźli i przygotowali salę. Dzieje się to w zgoła cudowny sposób, w mieście, które w tych dniach przeżywa oblężenie pielgrzymów. Znaleźć salę na ucztę? Tu musiało interweniować Bóstwo naszego Pana… Czy zatem w kwestii narodzenia, tak ważnej, kluczowej wręcz, nie należało również go uruchomić?

Trudno pozbyć się zwykłego, ludzkiego buntu… Trudno zagłuszyć pytanie „dlaczego”? Tak wielu ludzi zażywa odpoczynku w miejscach ku temu przeznaczonych, a Boży Syn nie może takiego miejsca znaleźć? Lisy mają nory, a ptaki podniebne gniazda… Owszem, powie to w swoim czasie… Ale przecież to jeszcze dziecko. Nie zdążył się nawet narodzić. Czy to nie kluczowy i ważny moment? Trudno mi wyobrazić sobie niepokój Maryi, która czuje, że to się stanie podczas tej wyprawy. Ona nie ma innych dzieci, nie ma doświadczenia, Ona nie zna przebiegu akcji porodowej, nawet jeśli o niej słyszała. Wyobrażenia to jednak nieco inna sprawa niż namacalne doświadczenie. I potrzeba wówczas, żeby był ktoś obok. Ktoś, kto powie – nie martw się, wszystko idzie jak należy, wszystko skończy się dobrze. Ktoś doświadczony, ktoś, kto wie. Trudno wyobrazić sobie niepokój szalejący w sercu młodego Józefa. Mężczyzna, który nie jest w stanie zapewnić swojej rodzinie nawet dachu nad głową. Mężczyzna, którego żona za chwilę urodzi syna, a on nie ma żadnego wpływu na okoliczności w jakich się to stanie. Jak bardzo musiało to wpływać na jego męskość. Jak bardzo musiało cierpieć jego poczucie własnej wartości, odpowiedzialności, troskliwość, którą przecież obiecywał sobie i Bogu. Teraz doświadcza bezradności…

Czasem rodzi to we mnie bunt… Czy pójście za Tobą, Boże, zawsze musi oznaczać niepewność i brak stałego, ludzkiego, ziemskiego oparcia? Czy nie domagasz się zbyt wielkiego zaufania? Czy nas na nie po prostu stać? Wiesz dobrze, że spokój przychodzi wówczas, kiedy zdajemy się panować nad rzeczywistością. Wszelkie wyzwania, które przekraczają nasze ludzkie możliwości, rodzą w nas lęk i niepewność. Przecież tu chodzi o Dziecko, o Jego młodziutką Matkę i mężczyznę, który jest Jej kochającym mężem. Ale nie tylko o nich… Przecież tu chodzi też o nas, o naszą przyszłość, o nasz los…

Wiem, rozpędziłem się… Tłumaczę Ci coś, co raczej Ty mógłbyś wytłumaczyć mi. Próbuję Cię przekonać, że wiem lepiej, jak zawsze zresztą. Odkładam więc bunt i patrzę na rozwój wydarzeń…

Być może ktoś życzliwy wskazał Józefowi to miejsce. Ustronne, osłonięte, ciche… Czy to była grota, czy szopa? Któż to wie? Na pewno były tam jednak spędzane na noc zwierzęta. Ani zapach, ani wygląd z pewnością nie był zachęcający. Jak bardzo dziś tego nie rozumiemy… Obserwatorzy ciepłych szopeczek, oświetlanych żaróweczką, z pachnącym siankiem w środku. Jakaż tam panuje sielska atmosfera. I jeszcze te delikatne kolędy w tle. Człek sam chciałby tam wejść i pobyć jak najdłużej. Tymczasem tam rodzi się Dziecko… Być może Józef znalazł jakaś pomoc. Może jakaś miejscowa położna. Potrzebne rzeczy mieli raczej ze sobą. Na wszelki wypadek, który, mieli nadzieję, jednak się nie zdarzy.

Tajemnica trwa… Poród. Długi, czy krótki? Łatwy czy wymagający? Wyczerpujący czy znośny? Tego nie wiemy. Jan pozwala nam dotknąć tej tajemnicy wyrażając powszechne przekonanie - Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. J 16, 21. Wiemy jedno – narodził się, przyszedł na świat. Mimo trudności i przeszkód, mimo niewystarczających po ludzku warunków, mimo niepokoju swoich rodziców, narodził się. Bóg zadbał o wszystko. Ojciec tak umiłował świat, że Syna swego Jedynego dał. Dał Go realnie, prawdziwie, dał Go już na zawsze. Tego faktu nie da się wymazać z historii świata. Co więcej, będzie on dla niej tak istotny, że od Jego narodzin zaczniemy liczyć naszą erę. Dziś, właśnie dziś, Ojciec pozwala nam rozpocząć 2022 rok Pański, 2022 rok od narodzenia Chrystusa.

Tajemnica się nie rozwiązuje, nie kończy się. Właściwie dopiero się zaczyna. Nagle to ciche i odosobnione miejsce wypełnia się pasterzami, którzy opowiadają rzeczy przedziwne. Po ludzku, Maryja zmęczona porodem, pewnie nie ma wielkiej ochoty na gości. A jednak Ojciec ich posyła – aby poszli i zobaczyli. Pierwsi świadkowie – najbardziej niewiarygodni w oczach ówczesnego świata, moralnie zaniedbani, ale przecież pasujący do stajni pełnej zwierząt. Tam jednak odkrywają światło na oświecenie pogan, tam widzą, że im się nie śniło, że ci aniołowie to prawda, tam zaczynają rozumieć, że uczestniczą w czymś niezwykłym.

Tak niezwykłym, że nawet rodzice Jezusa są zdumieni. Bywali już i jeszcze wiele razy będą – zdumieni Bożym prowadzeniem, zdumieni tajemnicą, która stała się ich udziałem, zdumieni łaską, której doświadczają, zdumieni Synem, który zbawi świat…

Oby i nam położył Pan Jezus ręce swoje na oczy,

abyśmy i my zaczęli patrzeć nie na to, co widzialne,

lecz na to, co niewidzialne;

niech otworzy nam te oczy,

które nie oglądają rzeczy teraźniejszych,

lecz rzeczy przyszłe

i niech objawi nam spojrzenie serca,

którym można oglądać Boga w Duchu,

przez tegoż Pana Jezusa Chrystusa,

którego chwała i panowanie

jest na wieki wieków. Amen.

1 komentarz:

  1. Wiele niesamowitych szczegolow z zycia Maryi i samego narodzenia Jezusa (w ekstazie, bez bolow) widziala w swych wizjach bl. Katarzyna Emmerich ('Zycie Maryi' imprimatur KK) tych samych wg ktorych zekranizowano 'Pasje'. Przepiekna lektura tych wyjatkowych wydarzen!

    OdpowiedzUsuń