Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego
uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
"Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo
niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni,
którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni
czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy
wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni,
którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy
królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i
prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu.
Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie".
Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z
weekendu rekolekcyjnego ze Spotkaniami Małżeńskimi. Zajmowaliśmy się tematem
temperamentów wraz z dziewięcioma parami, które zdecydowały się „długi weekend”
spędzić w taki właśnie sposób. To kolejny z weekendów proponowanych w cyklu
formacyjnym Spotkań Małżeńskich i ma zupełnie innych charakter od tak zwanego
weekendu podstawowego. Przyjeżdżają tu bowiem ludzie, którzy już wiedzą czego
mogą się spodziewać, jak wygląda dynamika ich pracy, a nade wszystko, znają już
jej wartość. To daje zupełnie inną perspektywę posługi niż wówczas, kiedy
ludzie przyjeżdżają po raz pierwszy (choć to ma swój absolutnie niepowtarzalny
urok i jest w swej istocie znacznie trudniejsze i znacznie bardziej
emocjonujące – dla nich i dla nas). Niemniej – było pięknie. Spokojnie, a jednocześnie
wydaje się, że owocnie. No i znów poznałem kilku nowych, pięknych ludzi… Kocham
tę robotę!
Dziś natomiast posługa w
Gdyni… Mocno pracowity to dzień dla księży. Zdążyłem więc odbyć krótki,
przedpołudniowy spacer na cmentarz. A na wieczorny już chyba sił w sobie nie
znajdę. Męczy mnie ciągle infekcja, której nie mogę pożegnać. I tak już od trzech
tygodni. Kto wie o co w tym wszystkim chodzi… Zapytam lekarza w najbliższych
dniach.
Ale, dzięki Bogu, mam dość
spokojny tydzień, choć wypełniony przygotowaniami do naszej pierwszosobotniej,
nowej, gdyńskiej, franciszkańskiej inicjatywy, o której informuje powyższy
plakacik. Jeśli macie blisko, to z serca Was zapraszamy… Mam szczerą nadzieję,
że Matka Boża wykorzysta ten czas i zgromadzi swoje dzieci, żeby je zbliżyć
jeszcze bardziej do swojego Syna. Dla mnie zaś to zaszczyt i przyjemność mówić
o Niej. Już w niedzielę natomiast zaczynam kolejne rekolekcje maryjne. Tym
razem w naszym, franciszkańskim kościele Świętej Trójcy, w Gdańsku.
A dzisiejsze Słowo? Jedno
z trudniejszych dla mnie? Pisałem już kiedyś, że nie umiem o nim mówić… Wszelkie
poziomy „szaleństwa” zostały w nim przez Pana przekroczone i chyba wciąż towarzyszy
mi lęk, że mogłoby ono zostać odrzucone przez słuchaczy. Ale skoro On nie bał się
go wypowiedzieć, to dlaczego ja się boję? Skoro On nie próbował zatrzymać słuchaczy,
którzy odchodzili wobec zbyt trudnego Słowa, to dlaczego ja miałbym postępować
inaczej? Moje odczucia przecież w żaden sposób nie wpływają na prawdziwość
Bożego Słowa. Ani reakcje słuchaczy… Słowo musi wybrzmieć…
Ja się odnajduję dziś najbardziej
w błogosławieństwie smucących się… Od kilka lat niewidzialna mgła smutku spowiła
moją codzienność i dziś pytałem Jezusa o jego przyczyny. Coraz wyraźniej widzę,
że powodem jest samotność. Ale nie taka, której mógłby zaradzić jakikolwiek
człowiek. Wyraźnie widzę, że nie chodzi o częstsze przebywanie w grupie, a już z
pewnością nie o to, żeby szukać z kimkolwiek takiej ludzkiej, sprzecznej z moim
powołaniem bliskości. Nie, to na pewno nie…
Chodzi raczej o samotność
wewnętrzną, która bierze się chyba z jakiegoś bolesnego doświadczenia „oddalenia”
od Boga (choć wydaje mi się, że nigdy dotąd nie byłem tak blisko Niego). Boję się
używać wielkich słów, dlatego tu chyba czas zacząć milczeć, ale… Podobnie jak
za oknem, tak w moim sercu zapadła noc… Nie widzę jasno. Jest w tym wiele
niepokoju. I zagubienia chyba… Samotność. Smutek. I gorliwość o Jego dom, o
Jego Słowo, o Jego chwałę… Bolesne sprzeczności. A wszystkie we mnie… Tajemnica…
Ojcze dzięki za te świadectwo bycia realnym- szczerym . Maski nic nie dają.
OdpowiedzUsuńNie znam się na sprawach duchowych -dobra osoba wysłała mi słowo i chyba pasuje do Ojca "kondycji"
" Cierpienie, ból, niepowodzenie to są pocałunki Jezusa. To znaki, że już jesteś tak blisko, na krzyżu, że może Cię pocałować." Matka Teresa z Kalkuty