Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział
im: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: "Oto tu
jest» albo: «tam». Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”. Do uczniów zaś
rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna
Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: "Oto tam" lub:
"oto tu". Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak
błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego,
tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć
i być odrzuconym przez to pokolenie”.
Mili Moi…
Wczoraj znów doświadczyłem
maryjnego cudu… Kończyliśmy rekolekcje maryjne w Gdańsku i jak zawsze
zapraszałem do oddania się Niepokalanej w duchu Rycerstwa. Nasz kościół nie
jest miejscem, do którego uczęszczają wielkie tłumy. Jest jakaś wierna grupa
czcicieli Matki Bożej Ostrobramskiej, który od 75 lat w tym miejscu odbiera
cześć. Ale jest to raczej grupa nieliczna. Tymczasem wczoraj do MI przystąpiło…
45 osób. Nie spodziewałem się tak wielu chętnych. Do tego stopnia, że musiałem
w ciągu dnia wrócić do Gdyni i zaopatrzyć się w większą ilość materiałów, bo
nie przewidziałem, że będą mi potrzebne. Dla mnie to tylko kolejny dowód na to,
że Maryja troszczy się o swoje dzieci i teraz jest Jej godzina. Ona zaprasza do
tego oddania, które ma się realizować w sercach ludzkich jak najszerzej. A ja jestem
szczęśliwy, że mam w tym swój udział…
To był dla mnie ważny znak
również z innych przyczyn… Wspominałem, że czasem to moje słowo wydaje mi się
takie słabe, że zupełnie nie umiem siebie samego przekonać, że ono działa (a
precyzyjniej mówiąc – że Duch przez nie działa). Wczoraj jednak, o. Piotr,
dziękując mi wieczorem za wygłoszone rekolekcje, zwrócił moją uwagę właśnie na
to, co ostatnio roztrząsałem. Mówił o tym, że głoszę tak, że się to może
podobać, ale dziś mamy naoczne świadectwo, że nie tylko o „podobanie” się
chodzi. Dziś, mówił, widzę ludzi, którzy odpowiedzieli na twoje słowo i którzy podjęli
bardzo konkretną decyzję i zobowiązanie. I to jest niesłychanie realny owoc, na
który i ja patrzyłem z wielkim zdumieniem i wdzięcznością.
A dziś spokojny dzień
dochodzenia do siebie… Czytam, spaceruję, rozmyślam. Także o Ojczyźnie, którą kocham,
ale którą coraz mniej rozumiem… A właściwie chyba moich rodaków rozumiem coraz
mniej. Niechęć, nienawistne sposoby mówienia o sobie nawzajem, wulgarność,
obraźliwy język – od salonów politycznych, aż po bruki ulic. Kanały
informacyjne? Publicystyka? Mam coraz większy odrzut i powoli przestaję się
zmuszać… Narasta we mnie przekonanie, że konieczna jest dla mnie „cała wstecz”,
żeby uniknąć tego brudu, który wyziera z każdej strony i który formatuje moje
myślenie. Nie karmić siebie i trudnych uczuć – gniewu, złości, rozczarowania –
kolejnymi obrazami, podłościami, głupotą…
Jeszcze Polska nie zginęła
– śpiewamy… Jeszcze nie zginęła! I oby to już nigdy się nie powtórzyło, choć
maszerujemy, moim skromnym zdaniem, w tym kierunku ochoczo. Nawet jeśli to nie
kierunek „zagłada”, to z całą pewnością „osłabienie i rozbicie”. A stąd już
tylko krok…
Ale milczę. Dziś „czarnowidzom”
nie wolno lamentować. Dziś ma być tylko biało – czerwono. Pośpiewać, wzruszyć
się, a jutro jeszcze ostrzej, jeszcze brutalniej, jeszcze wulgarniej. Dobitnie.
Po polsku…
Dobra osoba mi przyslala- chyba pasuje do Ojca dylematu.
OdpowiedzUsuńKSIĄDZ, KTÓRY MYŚLAŁ, ŻE PORAŻAŁ
Proboszcz parafii małego miasteczka przyjechał do kościoła zachęcał i motywował do odprawiania kolejnej Mszy wieczornej, ale minęła godzina i miejscowość nie przyszła. Po 15 minutach opóźnienia weszło trójka dzieci, po 20 minutach weszło dwie młode osoby. Ksiądz postanowił więc rozpocząć mszę z pięcioma osobami. W trakcie mszy zgłosiła się para, która siedziała na ostatnich ławkach kościoła.
Kiedy ksiądz głosił i tłumaczył Ewangelię, kolejna w połowie brudna osoba weszła ze sznurem w dłoni. Rozczarowany i nie rozumiejący przyczyny słabego zaangażowania wiernych, ks. z miłością odprawiał Mszę i głosił z entuzjazmem i gorliwością.
W drodze powrotnej do domu został okradziony i pobity przez dwóch złodziei, którzy ukradli jego teczkę, gdzie była Biblia i inne cenione rzeczy. Przyjeżdżając do domu parafialnego i opatrując rany, opisał ten dzień jako:
Najsmutniejszy dzień w moim życiu, porażka mojej służby i najbardziej niepokojący dzień w mojej karierze; ale... nieważne, robię wszystko z Bogiem i dla Niego.
Po pięciu latach ksiądz postanowił podzielić się tą historią z parafianami w kościele. Kiedy skończył opowiadać historię, zatrzymała go para w tej parafii i powiedziała: ′′ Ojcze, para w historii, która siedziała z tyłu, to my. Byliśmy na skraju separacji z powodu kilku problemów i niezgody w naszym domu. Tej nocy wreszcie zdecydowaliśmy się na rozwód, ale najpierw postanowiliśmy przyjść do kościoła po raz ostatni jako para, a potem każdy pójdzie swoją ścieżką. W międzyczasie zostawiliśmy myśl o rozwodzie po wysłuchaniu twojej homilii tej samej nocy. W rezultacie dzisiaj jesteśmy tutaj z przywróconym domem i rodziną ".
Jak przemawiała para, jeden z najbardziej odnoszących sukcesy przedsiębiorców, którzy pomagali w utrzymaniu ludzi z tego kościoła, prosząc o zabranie głosu. I dając mu możliwość, przedsiębiorca powiedział: ′′ Ojcze, ja jestem osobą, która weszła na pół brudna z liną w dłoni. Byłem na skraju bankructwa, straciłem narkotyki, żona i dzieci opuścili dom z powodu mojego zachowania. Tej nocy próbowałem się zabić, ale pękła lina, więc wyszłem kupić kolejną. Kiedy ruszyłem w drogę, zobaczyłem kościół otwarty, postanowiłem wejść mimo, że byłem naprawdę brudny i miałem linę w ręku. Tej nocy, twoja homilia przebiła moje serce i wyszłam stąd odmieniona osoba. Dzisiaj odszedłem od narkotyków, moja rodzina wróciła do domu i zostałem najbardziej odnoszącym sukcesy biznesmenem w mieście."
Pod bramą wejścia do zakrystii diakon krzyczał: ′′ Ojcze, byłem jednym z tych złodziei, którzy ukradli Twoje rzeczy. Ten drugi umarł tej samej nocy, gdy robiliśmy drugi rabunek. W jego walizce była Biblia. Czytam to za każdym razem, gdy wstawałem rano. Po całej tej lekturze postanowiłem zastosować ją do mojego życia i uczestniczyć w tym kościele."
Ksiądz był zszokowany i zaczął płakać wraz z wiernymi. W końcu noc, którą uznał za noc porażki była najbardziej owocna w jego ministerstwie.
MORAŁ STORII
Ćwicz swoje powołanie (praca / misja) z poświęceniem i gorliwością.
Dawaj z siebie wszystko każdego dnia, bo jesteś narzędziem dobrego dla czyjegoś życia.
W najgorszych dniach swojego życia nadal możesz być błogosławieństwem dla kogoś innego.
Bóg może wykorzystać ′′ złe okoliczności ′′ życia, aby produkować to, co najlepsze dla innych.