Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma
zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu, Mojżesz tak nam
przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech
jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu». Otóż było
siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem
trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta
kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu
bowiem mieli ją za żonę”. Jezus im odpowiedział: „Dzieci tego świata żenią się
i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie
przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż
wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi
Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i
Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzaku, gdy Pana nazywa "Bogiem
Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba". Bóg nie jest Bogiem umarłych,
lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”. Na to rzekli niektórzy z uczonych
w Piśmie: „Nauczycielu, dobrze powiedziałeś”, bo o nic nie śmieli Go już pytać.
Mili Moi…
Dziś rano zakończyliśmy
rekolekcje zakonne, których byłem słuchaczem w Niepokalanowie. Nie lubię pisać
o czymś źle, ale musze wyznać, że szalenie trudno jest mi znaleźć jakieś
pozytywne refleksje po tym czasie. Mam nadzieję, że Pan Bóg podziała jakoś w
naszych sercach mimo tego, co usłyszeliśmy, a raczej czego nie usłyszeliśmy.
Król Banału – tym tytułem pozwalam sobie określić rekolekcjonistę. Powierzchowność
trudna do zniesienia, treści całkowicie przypadkowe, totalny chaos myśli – tym byliśmy
karmieni przez pięć dni. Może choć nieco czyśćca Pan mi w zamian za to odpuści…
Dla mnie to wielka nauczka – sam jestem odpowiedzialny za organizację
rekolekcji w naszej, zakonnej prowincji. A zatem wybór głosicieli musi być naprawdę
niesłychanie przemyślany i oparty na twardych przesłankach, że ten czy ów
rzeczywiście ma coś sensownego do powiedzenia…
Weekend zamierzam spędzić również
w Niepokalanowie, ponieważ w poniedziałek i wtorek nagrywamy kolejne audycje.
Nie ma więc większego sensu jechać na północ, żeby za chwile wracać z powrotem.
Skorzystam więc pewnie z okazji i połażę po Warszawie. Lubię to – przede wszystkim
chodzić, a po wtóre patrzeć na ludzi. Każdy gdzieś zmierza, czymś żyje, niesie
w sobie jakąś historię, ma jakieś teraźniejsze radości i smutki. Czasem po
twarzy, a czasem po wyglądzie można się ich domyślać. To wielka księga, którą
uwielbiam czytać… No i duże miasto – czegóż potrzeba więcej?
A dziś nad Słowem
pomyślałem sobie o ważnych dla mnie tematach. Wszak saduceusze konstruują ten
szyty grubymi nićmi przykład, ponieważ temat zmartwychwstania jest dla nich
ważny – chcą go zgłębić, nawet jeśli mają swoje uprzednie założenia, do których
potwierdzenia dążą. Jest to jakoś dla nich ważne – interesuje ich to. Pomyślałem
dziś – a co ja aktualnie zgłębiam? Jakie są moje ulubione tematy teologiczne?
Co zajmuje mój umysł? Po jakie lektury sięgam?
Niewątpliwie, odkąd
zostałem odpowiedzialny za wspólnoty MI w naszej Prowincji, bardzo mocno
usiłuję pogłębiać moją więź z Maryją. Czytam sporo na Jej temat, również dlatego,
żeby móc o Niej mówić. Ale czy odnajduję w sobie jakieś pytania? Czy to
warunkuje choćby dobór lektur? Czasem mam wrażenie, że treścią moich rozmyślań jestem
ja sam – oczywiście w perspektywie Boga (nie w jakimś narcystycznym kontekście).
Ale czasem te moje troski i zagadnienia dotyczące moich dróg są tak absorbujące,
że zajmują mi cały czas przed Panem. A bywa, że nie myślę o niczym – siedzę przed
Nim i mam całkowitą pustkę w sobie – nie potrafię wzbudzić żadnej myśli.
O co chciałbym Go zapytać najpierw,
gdybym mógł postawić Mu jakieś konkretne pytanie, będąc pewnym, że natychmiast
odpowie? Nie wiem… Naprawdę nie wiem… To taki kolejny wymiar własnej bezradności,
który odkryłem dziś na medytacji…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz