poniedziałek, 5 lipca 2021

widzieć Boga...


(Mt 9,18-26)
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.

 

Mili Moi…
Od piątku jestem w Laskach… Piękne miejsce. Pełne ciszy i zieleni. Podoba mi się i nie podoba zarazem. Na krótką metę, jak wiecie, owszem, chętnie w takich miejscach bywam. Na dłużej – nie dałbym rady. Tym bardziej, że, czy to ponury i deszczowy weekend, czy po prostu „zadaszenie” z liści, przez które trudno przedrzeć się słońcu, ja właściwie mógłbym tu nieustannie spać. A tu jest robota do zrobienia…

Ale poza spaniem, dziś ciekawe doświadczenie… Miałem zamiar wybrać się na… lotnisko. Wszak znów jestem tylko pół godziny jazdy od tego punktu. Popatrzeć na ludzi, posłuchać ryku silników. Ale Pan mnie zatrzymał. Poczułem się tutaj tak dobrze – bardzo na swoim miejscu. Tak bardzo, że taki wyjazd uznałem wręcz za profanację. Chodzę więc, modlę się, nawiedzam cmentarz, gdzie sporo znajomych – Słonimski, Lechoń, Brandys, Fedorowicz, Zieja, Mazowiecki… Wszyscy już przed Panem. Wszyscy równi…

Mam sentyment do tego miejsca, choć jestem tu po raz pierwszy. Lata całe jednak należałem do Polskiego Związku Niewidomych i Słabowidzących. Wielokrotnie jeździłem na kolonie czy zimowiska w tym gronie. Mam tyle dobrych wspomnień. I niewidomi od zawsze są jakoś głębiej w moim serduszku. Modlę się przy grobie niewidomej Matki Elżbiety Róży Czackiej, która będzie beatyfikowana za dwa miesiące. Miejsce pełne ducha…

Ona też pokazuje tak wyraźnie, że nie ma sytuacji beznadziejnych. Napisałem „też”, bo wołają o tym bohaterowie dzisiejszej Ewangelii. W przypadku chorej kobiety beznadzieja narasta. Każda kolejna próba odzyskania zdrowia jest kolejnym aktem dramatu. Nic się nie udaje. Nic. A Jair (bo to imię znamy od Ewangelisty Marka)? Beznadzieja przyszła nagle – wraz ze śmiercią dziecka. A przecież wszyscy wiemy, że śmierć jest nieodwracalna. Nikt spoza tej granicy nie wraca, bo i po co? Ale ogromu cierpienia rodziców nie wyobrazi sobie nikt. To chyba najtrudniejsze kapłańskie spotkania – kiedy trzeba z kimś pożegnać jego dziecko…

A Jezus mówi – odwagi, ufaj, wierz tylko… Dla mnie nigdy nie jest za późno. Dla mnie nie istnieją nieprzekraczalne granice. Moja moc jest już uruchomiona – to twoje cierpienie, smutek, pragnienie ją wzbudziły. Nie cofaj się. Tylko wierz! Bóg, który mówi z czułością i działa z czułością. Bóg, który mnie wzrusza i rodzi tęsknotę. Za podobnym doświadczeniem. Ale nie tylko. Również za tym, żeby je powielać w tym świecie. W Jego imię… Oto misja…

1 komentarz:

  1. Drogi Ojcze Michale, jakże miło tu zajrzeć na bloga i wzmocnić się mądrym słowem. Dużo sił i wszelkich lask Bożych życzę Ojcu na dalszej drodze. Z Panem Bogiem.

    OdpowiedzUsuń