Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając
pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na
nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem
jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i
dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego
płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj
córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus
przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy,
rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali
Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała.
Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.
Mili Moi…
Od piątku jestem w Laskach…
Piękne miejsce. Pełne ciszy i zieleni. Podoba mi się i nie podoba zarazem. Na
krótką metę, jak wiecie, owszem, chętnie w takich miejscach bywam. Na dłużej –
nie dałbym rady. Tym bardziej, że, czy to ponury i deszczowy weekend, czy po
prostu „zadaszenie” z liści, przez które trudno przedrzeć się słońcu, ja właściwie
mógłbym tu nieustannie spać. A tu jest robota do zrobienia…
Ale poza spaniem, dziś ciekawe doświadczenie… Miałem zamiar wybrać się na… lotnisko. Wszak znów jestem tylko pół godziny jazdy od tego punktu. Popatrzeć na ludzi, posłuchać ryku silników. Ale Pan mnie zatrzymał. Poczułem się tutaj tak dobrze – bardzo na swoim miejscu. Tak bardzo, że taki wyjazd uznałem wręcz za profanację. Chodzę więc, modlę się, nawiedzam cmentarz, gdzie sporo znajomych – Słonimski, Lechoń, Brandys, Fedorowicz, Zieja, Mazowiecki… Wszyscy już przed Panem. Wszyscy równi…
Ale poza spaniem, dziś ciekawe doświadczenie… Miałem zamiar wybrać się na… lotnisko. Wszak znów jestem tylko pół godziny jazdy od tego punktu. Popatrzeć na ludzi, posłuchać ryku silników. Ale Pan mnie zatrzymał. Poczułem się tutaj tak dobrze – bardzo na swoim miejscu. Tak bardzo, że taki wyjazd uznałem wręcz za profanację. Chodzę więc, modlę się, nawiedzam cmentarz, gdzie sporo znajomych – Słonimski, Lechoń, Brandys, Fedorowicz, Zieja, Mazowiecki… Wszyscy już przed Panem. Wszyscy równi…
Mam sentyment do tego
miejsca, choć jestem tu po raz pierwszy. Lata całe jednak należałem do
Polskiego Związku Niewidomych i Słabowidzących. Wielokrotnie jeździłem na
kolonie czy zimowiska w tym gronie. Mam tyle dobrych wspomnień. I niewidomi od
zawsze są jakoś głębiej w moim serduszku. Modlę się przy grobie niewidomej
Matki Elżbiety Róży Czackiej, która będzie beatyfikowana za dwa miesiące.
Miejsce pełne ducha…
Ona też pokazuje tak
wyraźnie, że nie ma sytuacji beznadziejnych. Napisałem „też”, bo wołają o tym
bohaterowie dzisiejszej Ewangelii. W przypadku chorej kobiety beznadzieja
narasta. Każda kolejna próba odzyskania zdrowia jest kolejnym aktem dramatu. Nic
się nie udaje. Nic. A Jair (bo to imię znamy od Ewangelisty Marka)?
Beznadzieja przyszła nagle – wraz ze śmiercią dziecka. A przecież wszyscy wiemy,
że śmierć jest nieodwracalna. Nikt spoza tej granicy nie wraca, bo i po co? Ale
ogromu cierpienia rodziców nie wyobrazi sobie nikt. To chyba najtrudniejsze
kapłańskie spotkania – kiedy trzeba z kimś pożegnać jego dziecko…
A Jezus mówi – odwagi,
ufaj, wierz tylko… Dla mnie nigdy nie jest za późno. Dla mnie nie istnieją
nieprzekraczalne granice. Moja moc jest już uruchomiona – to twoje cierpienie,
smutek, pragnienie ją wzbudziły. Nie cofaj się. Tylko wierz! Bóg, który mówi z czułością
i działa z czułością. Bóg, który mnie wzrusza i rodzi tęsknotę. Za podobnym
doświadczeniem. Ale nie tylko. Również za tym, żeby je powielać w tym świecie. W
Jego imię… Oto misja…
Drogi Ojcze Michale, jakże miło tu zajrzeć na bloga i wzmocnić się mądrym słowem. Dużo sił i wszelkich lask Bożych życzę Ojcu na dalszej drodze. Z Panem Bogiem.
OdpowiedzUsuń