Jezus powiedział do swoich apostołów: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani
sługa swego pana. Wystarczy uczniowi, jeśli będzie jak jego nauczyciel, a sługa
jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego
domowników tak nazwą. Więc się ich nie bójcie. Nie ma bowiem nic zakrytego, co
by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano
dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie jawnie, a co słyszycie na
ucho, rozgłaszajcie na dachach. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało,
lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może
zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z
nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na
głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż
wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam
się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed
ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”.
Mili Moi…
No i jestem w Zduńskiej
Woli. Nie pierwszy już raz. Czuję się w tym miejscu dobrze. Zawsze jakoś serdecznie
przyjmowany, choć wczoraj natura pokazała swój pazur podczas powitania. Burza,
która zaskoczyła mnie pod samym miastem była niezwykła. Stanąłem gdzieś na parkingu,
bo doszedłem do wniosku, że lepiej to przeczekać, niż siłować się z naturą. Jedna
dobra konsekwencja – dziś dziesięć stopni chłodniej. Bardzo przyjemnie.
Stoję wobec nowego zadania…
Niczym Mojżesz (w mikroskali rzecz jasna) mam za zadanie prowadzić ku wolności
wewnętrznej grono sióstr orionistek, zwiastując im Słowo Boga samego. To poważne
zadanie i czuje tę odpowiedzialność. Ale domyślam się, że i dla mnie
przygotował Pan swoje dary. Zawsze tak jest. W minionym tygodniu w grupie sióstr
rekolektantek były na przykład dwie misjonarki. Jedna spędziła wiele lat w
Rwandzie, druga w Kamerunie. Rozmowa z nimi stanowiła podwójną przyjemność.
Dotyczyła duchowości (jak ze wszystkimi siostrami) a po drugie zawierała w
sobie takie szerokie spojrzenie na Kościół. Ich doświadczenia tchnęły tak
ogromną świeżością. Każdy, kto spędził nieco czasu poza granicami Polski i czuł
się dobrze w posłudze, zrozumie o czym piszę. Od razu wyczuwa się w takich
osobach bratnie dusze. Słuchałem z wielką przyjemnością i głębokim zainteresowaniem.
Pewnie również dlatego, że misje w Afryce były niegdyś również moim
pragnieniem. A dziś…? Duch misyjny chyba we mnie drzemie… I wyraźnie czuje, że Polska
nie jest ostatnim przystankiem na mojej drodze życia.
Ale to element szerszego
zagadnienia, na które Słowo zwraca mi dziś uwagę. Mianowicie chodzi o „zajmowanie
się Jezusem”. Mam takie wrażenie, że właśnie do tego mnie zaprasza. Bo to, poza
walorami związanymi z posługą, ma również ogromne znaczenie w perspektywie tych
trudności, o których mówił choćby wczoraj. Wszelka boleść ma to do siebie, że
niesłychanie mocno koncentruje człowieka na sobie samym. A to zamyka i pozbawia
go siły nośnej – trochę jak samolot, w którym piloci pomylili procedurę startu
z lądowaniem i niewłaściwie ustawili skrzydła. Katastrofa…
Jezus natomiast usensawnia
wszystko i nie pozwala na tracenie czasu na ubolewanie nad sobą. Bo aby
ogłaszać na dachach Jego tajemnice, trzeba najpierw zastanowić się jak to
zrobić. Bo przyznawanie się do Niego przed innymi wymaga również niemałej
kreatywności. A wówczas nie ma czasu na siebie i swój ból. Nim zajmie się On…
Wszak jest Panem i Nauczycielem, a w Jego czasach więź nauczyciela z jego
uczniami była ścisła, niezwykła, niemal organiczna. Nie bójcie się zatem! Nie
bójcie się! Z takim Panem i Mistrzem nie trzeba się bać tego, co ziemskie…
Ojcze Michale! katastrofa! to będzie gdy Ojciec opuści granice naszego kraju. Tu też jest co robić i czasami myślę że nie mniej niż gdzie indziej tylko realia dość odmienne. Z Panem Bogiem i szczęść Boże.
OdpowiedzUsuń