środa, 14 lipca 2021

przewietrzony...


(Mt 11,25-27)
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić".

 

Mili Moi…
Dni upływają mi według schematu – jak to na rekolekcjach. Ale to cenne, bo jak już wielokrotnie mówiłem, mam tu „za darmo” te wszystkie rzeczy, o które w codzienności musze walczyć i które sporo mnie „kosztują”. Myślę zwłaszcza o czasie na modlitwę. Niemal cały dzień trwa adoracja Najświętszego Sakramentu, a pozostałe aktywności są przewidziane w planie i poza plan nie wykraczają. Zatem człek wie na co i ile czasu przeznaczyć może.

Oczywiście mniej więcej od połowy rekolekcji siostry również przychodzą na rozmowy. Rzecz jasna tylko te, które chcą, ale zwykle to zdecydowana większość. Te rozmowy nie trwają 15 minut, są z reguły długie i dotyczą często naprawdę trudnych spraw. Rekolekcje to dla wielu z nas czas jakiegoś bilansowania, ale też omawiania z Bogiem ważnych tematów, na które w ciągu roku nie ma czasu, albo od których się ucieka, bo wydają się zbyt trudne. Rekolekcjonista jest też takim bezpiecznym słuchaczem, w obecności którego można rozliczyć się z samym sobą. Czasem nawet nie chodzi o radę, ale o wysłuchanie. Bywają historie, z którymi siostry czekają właśnie na ten czas…

Doświadczam w tym kontekście po pierwsze takiego wielkiego przypływu Bożej miłości. Mam tak zwykle, kiedy ktoś przychodzi w duchu zaufania i oczekuje mojej pomocy. Ale tu kumulacja tych sytuacji jest wielka, a zatem i ta miłość, która mnie zalewa jest dużo większa. Odczuwam to wyraźnie, bo nic mnie nie drażni, nigdzie mi się nie spieszy, a moje serce wypełnia pragnienie, które sobie określam roboczo – „nieba bym ci uchylił”…  Ale co więcej, odczuwam nieskończenie delikatne i troskliwe działanie Ducha Świętego, który zabiera mi te wszystkie, rodzące się przy okazji uczucia. Zwłaszcza trudne – przygnębienie, smutek, złość wobec krzywdy. Te rzeczy „parują” ze mnie dość szybko i bez moich działań dodatkowych. Choć musze przyznać, że po ludzku pomagają mi również spacery z kijami, które „wietrzą głowę”. Oddaję im się namiętnie w Zduńskiej Woli. Jutro ostatni dzień. A potem powrót do Gdyni. Do DOMU. Na chwilkę wprawdzie, ale z przyjemnością i nadzieją, że wreszcie zdążę pospacerować nad morzem…

A prostaczkowie to inaczej dzieci… Z ich nieskończoną wyobraźnią, z ich bezgranicznym zaufaniem, z ich gotowością do uczenia się. Takim być dziś, kiedy wydaje się, że „mądrutcy” rządza światem i lepiej należeć do ich grona? Gdy tymczasem to, co najważniejsze dokonuje się w ciszy serca, niezależnie od ilości dyplomów, kursów i poczucia bycia spełnionym. Marzeniem Boga jest objawiać nam swoją chwałę. Trzeba jednak solidnego przewrotu w naszym sposobie myślenia i wartościowania, żeby stało się to również naszym marzeniem. Odkryć Go. Poznać. Być z Nim. A reszta? O resztę możemy być spokojni. Ona też pochodzi z Jego ręki…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz