W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie
nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś
je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko
przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie
zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić".
Mili Moi…
Dni upływają mi według schematu
– jak to na rekolekcjach. Ale to cenne, bo jak już wielokrotnie mówiłem, mam tu
„za darmo” te wszystkie rzeczy, o które w codzienności musze walczyć i które sporo
mnie „kosztują”. Myślę zwłaszcza o czasie na modlitwę. Niemal cały dzień trwa
adoracja Najświętszego Sakramentu, a pozostałe aktywności są przewidziane w
planie i poza plan nie wykraczają. Zatem człek wie na co i ile czasu przeznaczyć
może.
Oczywiście mniej więcej od
połowy rekolekcji siostry również przychodzą na rozmowy. Rzecz jasna tylko te, które
chcą, ale zwykle to zdecydowana większość. Te rozmowy nie trwają 15 minut, są z
reguły długie i dotyczą często naprawdę trudnych spraw. Rekolekcje to dla wielu
z nas czas jakiegoś bilansowania, ale też omawiania z Bogiem ważnych tematów,
na które w ciągu roku nie ma czasu, albo od których się ucieka, bo wydają się
zbyt trudne. Rekolekcjonista jest też takim bezpiecznym słuchaczem, w obecności
którego można rozliczyć się z samym sobą. Czasem nawet nie chodzi o radę, ale o
wysłuchanie. Bywają historie, z którymi siostry czekają właśnie na ten czas…
Doświadczam w tym
kontekście po pierwsze takiego wielkiego przypływu Bożej miłości. Mam tak
zwykle, kiedy ktoś przychodzi w duchu zaufania i oczekuje mojej pomocy. Ale tu
kumulacja tych sytuacji jest wielka, a zatem i ta miłość, która mnie zalewa
jest dużo większa. Odczuwam to wyraźnie, bo nic mnie nie drażni, nigdzie mi się
nie spieszy, a moje serce wypełnia pragnienie, które sobie określam roboczo – „nieba
bym ci uchylił”… Ale co więcej, odczuwam
nieskończenie delikatne i troskliwe działanie Ducha Świętego, który zabiera mi
te wszystkie, rodzące się przy okazji uczucia. Zwłaszcza trudne – przygnębienie,
smutek, złość wobec krzywdy. Te rzeczy „parują” ze mnie dość szybko i bez moich
działań dodatkowych. Choć musze przyznać, że po ludzku pomagają mi również spacery
z kijami, które „wietrzą głowę”. Oddaję im się namiętnie w Zduńskiej Woli. Jutro
ostatni dzień. A potem powrót do Gdyni. Do DOMU. Na chwilkę wprawdzie, ale z przyjemnością
i nadzieją, że wreszcie zdążę pospacerować nad morzem…
A prostaczkowie to inaczej
dzieci… Z ich nieskończoną wyobraźnią, z ich bezgranicznym zaufaniem, z ich
gotowością do uczenia się. Takim być dziś, kiedy wydaje się, że „mądrutcy”
rządza światem i lepiej należeć do ich grona? Gdy tymczasem to, co
najważniejsze dokonuje się w ciszy serca, niezależnie od ilości dyplomów,
kursów i poczucia bycia spełnionym. Marzeniem Boga jest objawiać nam swoją
chwałę. Trzeba jednak solidnego przewrotu w naszym sposobie myślenia i wartościowania,
żeby stało się to również naszym marzeniem. Odkryć Go. Poznać. Być z Nim. A
reszta? O resztę możemy być spokojni. Ona też pochodzi z Jego ręki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz