Obok krzyża Jezusa stały:
Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę
i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto
syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń
wziął Ją do siebie.
Mili Moi…
Znów długo mnie tu nie
było. Wybaczcie. Ale działo się wiele i właściwie nieustanny ruch sprawił, że
nie zdołałem wygospodarować chwili na ten, przyjemny skądinąd, ale jednak nieco
wymagający rytuał napisania kilku słów na blogu. Teraz jestem w mieście
rodzinnym. Odpoczywam nieco. Taki pierwszy kawałek urlopu.
W czwartek zamierzam się zaszczepić.
Tak, to właśnie zamierzam zrobić. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że leżałem w
szpitalu i prawdopodobnie widziałem nieco więcej, niż „przeciętny Kowalski”.
Uważam, że należy wykorzystać dostępne środki dla powstrzymania tego świństwa.
Po drugie – i to może ważniejsze – nie uczę się medycyny na You Tubie. Nie
uczyłem się tam również teologii. Nie jest, nie było i nie będzie to dla mnie
źródło objawienia i stamtąd nie czerpię swojej wiedzy. Tam również nie
kształtuję swoich przekonań o świecie. I to chyba tyle…
Kończy się moja przygoda z
miastem Poznań. Miejsce mojego nowego pobytu nie zostało jeszcze podane do
publicznej wiadomości, więc pozwólcie, że się powstrzymam z jego ujawnianiem.
Może już w następnym wpisie… W każdym razie cieszę się podwójnie. Po pierwsze
dlatego, że Poznania nigdy nie polubiłem (niech wybaczą mi Poznaniacy), po
drugie dlatego, że nowe miejsce lubię bardzo, z wielu względów. Ale na razie
tyle…
Bardzo lubię przełomy okresów
liturgicznych. Jeszcze wczoraj Alleluja przy każdej możliwej okazji, a już dziś
Okres Zwykły. Czas odmierzany kolejnymi tomami Brewiarza, tej modlitwy
Kościoła, która każdego dnia wybrzmiewa w tak wielu miejscach na świecie. Nowy
okres rozpoczynany z Maryją. Dziś zadałem sobie pytanie, czy po roku pełnienia
funkcji Prowincjalnego Asystenta do spraw Rycerstwa Niepokalanej jestem bliżej
Niej? Bardzo tego chciałem i widziałem w tym zadaniu ogromną szansę dla siebie –
na to, żeby Ją lepiej poznać i pokochać. Na razie wielkich sukcesów nie
dostrzegam…
Dziś też patrzę na to krótkie
słowo ewangeliczne jako na obraz ofiary totalnej, która Ona składa temu światu.
Oddaje swoje dziecko w okolicznościach tak bezwzględnych i okrutnych, że trudno
o nich spokojnie myśleć. Ma to dla mnie ogromne znaczenie, bo zdaję sobie
sprawę, że jestem w takim okresie życia, w którym Bóg zaprasza mnie do weryfikacji
moich decyzji, które podjąłem lata temu. Kończy się młodzieńczy entuzjazm, a
zaczyna dojrzałość. I ona, przynajmniej w moim wypadku, jest ściśle związana z powtórną
odpowiedzią na pytanie – czy chcesz złożyć siebie w ofierze? Odpowiedź na to
pytanie wiele lat temu była dla mnie absolutnie łatwa i oczywista. Dziś jest dużo
trudniejsza. Być może dlatego, że wiem już co to znaczy.
Moje „chcę” (bo to się nie
zmieniło) jest więc obarczone tą wiedza, która czyni mnie pewnie nieco bardziej
ociężałym w deklaracjach, które już nie są tak pochopne jak wiele lat temu. A
nade wszystko widzę moje własne „ja”, które ordynarnie pojawia się w niemal
wszystkim, co robię i kala wszelką bezinteresowność fałszywą nutą zadowolenia z
samego siebie. A do tego jeszcze egoizm, który podpowiada – zadbaj o siebie. I
mamy taki koktajl, który ani smaczny, ani zdrowy. Należałoby go raczej wylać,
niż spożywać.
Dlatego obraz Maryi pod
krzyżem jest dla mnie w obecnych chwilach bardzo wymowny, bo jest niemym
zaproszeniem do nowej decyzji – poważnej, która może i powinna prowadzić w głąb,
a która jest o niebo trudniejsza niż ta sprzed lat. Alternatywą jest powierzchowność
i banał, którymi wprost organicznie się brzydzę. Wybór jest więc oczywisty, co
wcale nie oznacza, że łatwy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz