(Mt 10,26-33)
Jezus powiedział do swoich apostołów: Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic
zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie
miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co
słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy
zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę
i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A
przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś
nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście
ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed
ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się
Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w
niebie.
Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z
rekolekcji u sióstr serafitek. Zakończyliśmy je piękną uroczystością jubileuszu
zakonnego. Dwie siostry świętowały pięćdziesięciolecie, a sześć
dwudziestopięciolecie ślubów. Bez gości, bez wielu księży przy ołtarzu. Inaczej
niż zwykle, ale również pięknie.
Ale mało tego. Dał mi Pan
Bóg wczoraj doświadczyć jeszcze jednego cudu. Otóż mogłem wysłuchać spowiedzi
człowieka po… czterdziestu dwóch latach. Oczywiście „przypadkiem”… Człek
przyszedł zamówić Mszę do sióstr, jakaś tam rozmowa z furtianką i wyznanie, że
już chyba czas. A furtianka nie myśląc wiele przybiegła do mnie. A ja? Cóż,
wziąłem sieci na grubą rybę i… I święto w niebie i na ziemi. Kiedy się na takie
cuda patrzy, nie sposób nie wierzyć…
Jutro zaś ruszam do
Kazimierza Dolnego, na rekolekcje dla sióstr betanek. Moje całe wakacje tak właśnie
będą wyglądały. I odkrywam w tym siebie ciągle na nowo. Doświadczam zmęczenia.
Zwłaszcza w perspektywie cierpliwości. Rekolekcje bowiem to nie tylko mówienie,
ale również słuchanie. Często o rzeczach bolesnych i trudnych. Czasem mam
pokusę zamknięcia się w swoim pokoju i nie reagowania na pukanie. Ale wiem, ze
za tymi drzwiami stoi człowiek, który być może długo się zbierał, żeby przyjść.
Czy wolno mi zasłonić się zmęczeniem. Okazuje się, że heroizm czasem jest dużo
prostszy niż mogłoby się wydawać…
A dziś myślę sobie o tym
kawałku Mowy Misyjnej Jezusa, którego słuchaliśmy podczas liturgii. Jak łatwo
powiedzieć – to nie do mnie i nie o mnie (mnie, jako księdzu, oczywiście nie
jest łatwo tak powiedzieć). Ale przecież cała Ewangelia jest dla każdego
człowieka. Nie jej fragmenty. Słowo Boga nie jest „branżowe”. Ten fragment dla
biskupów, ten dla hydraulików, ten dla matek, a ten dla filatelistów.
Kluczem zdaje się być
jasna i mocna zapowiedź Pana – kto się do mnie przyzna, do tego i ja przyznam się
przed Ojcem. Bardzo trudno to „spłaszczyć”, „oszlifować”, po prostu złagodzić.
A z tym przyznawaniem się chyba nie jest najlepiej. Pomyślałem dziś, że Jezus w
innym miejscu mówi – ja jestem Prawdą. Dziś wystarczy trwać przy ewangelicznej
prawdzie o człowieku i świecie, a samo to przysparza nam wrogów. Wystarczy
mówić o tym, co właściwe, słuszne, normalne w odniesieniu do Bożej Prawdy, a prawie
pewne, że skończy się to falą hejtu.
Prawda nigdy nie jest przeciwko
komukolwiek. Prawda jest zawsze dla człowieka. Ale prawda ma to do siebie, że
jest niesprzeczna. Dwa sprzeczne ze sobą poglądy nie mogą być równocześnie
prawdziwe. Nie mogą być tak samo dobre. To zawsze konfrontuje z koniecznością oceny
i wyboru. A znalazłszy prawdę mamy przy niej trwać, bronić jej i głosić ja
innym. Nawet jeśli ona boli i jest niewygodna. Nawet jeśli sami to odcierpimy.
Nie bójcie się – mówi nasz Pan. Nie bójcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz