niedziela, 21 czerwca 2020

szukając... znajdując...



(Mt 10,26-33)
Jezus powiedział do swoich apostołów: Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.


Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z rekolekcji u sióstr serafitek. Zakończyliśmy je piękną uroczystością jubileuszu zakonnego. Dwie siostry świętowały pięćdziesięciolecie, a sześć dwudziestopięciolecie ślubów. Bez gości, bez wielu księży przy ołtarzu. Inaczej niż zwykle, ale również pięknie.

Ale mało tego. Dał mi Pan Bóg wczoraj doświadczyć jeszcze jednego cudu. Otóż mogłem wysłuchać spowiedzi człowieka po… czterdziestu dwóch latach. Oczywiście „przypadkiem”… Człek przyszedł zamówić Mszę do sióstr, jakaś tam rozmowa z furtianką i wyznanie, że już chyba czas. A furtianka nie myśląc wiele przybiegła do mnie. A ja? Cóż, wziąłem sieci na grubą rybę i… I święto w niebie i na ziemi. Kiedy się na takie cuda patrzy, nie sposób nie wierzyć…

Jutro zaś ruszam do Kazimierza Dolnego, na rekolekcje dla sióstr betanek. Moje całe wakacje tak właśnie będą wyglądały. I odkrywam w tym siebie ciągle na nowo. Doświadczam zmęczenia. Zwłaszcza w perspektywie cierpliwości. Rekolekcje bowiem to nie tylko mówienie, ale również słuchanie. Często o rzeczach bolesnych i trudnych. Czasem mam pokusę zamknięcia się w swoim pokoju i nie reagowania na pukanie. Ale wiem, ze za tymi drzwiami stoi człowiek, który być może długo się zbierał, żeby przyjść. Czy wolno mi zasłonić się zmęczeniem. Okazuje się, że heroizm czasem jest dużo prostszy niż mogłoby się wydawać…

A dziś myślę sobie o tym kawałku Mowy Misyjnej Jezusa, którego słuchaliśmy podczas liturgii. Jak łatwo powiedzieć – to nie do mnie i nie o mnie (mnie, jako księdzu, oczywiście nie jest łatwo tak powiedzieć). Ale przecież cała Ewangelia jest dla każdego człowieka. Nie jej fragmenty. Słowo Boga nie jest „branżowe”. Ten fragment dla biskupów, ten dla hydraulików, ten dla matek, a ten dla filatelistów.

Kluczem zdaje się być jasna i mocna zapowiedź Pana – kto się do mnie przyzna, do tego i ja przyznam się przed Ojcem. Bardzo trudno to „spłaszczyć”, „oszlifować”, po prostu złagodzić. A z tym przyznawaniem się chyba nie jest najlepiej. Pomyślałem dziś, że Jezus w innym miejscu mówi – ja jestem Prawdą. Dziś wystarczy trwać przy ewangelicznej prawdzie o człowieku i świecie, a samo to przysparza nam wrogów. Wystarczy mówić o tym, co właściwe, słuszne, normalne w odniesieniu do Bożej Prawdy, a prawie pewne, że skończy się to falą hejtu.

Prawda nigdy nie jest przeciwko komukolwiek. Prawda jest zawsze dla człowieka. Ale prawda ma to do siebie, że jest niesprzeczna. Dwa sprzeczne ze sobą poglądy nie mogą być równocześnie prawdziwe. Nie mogą być tak samo dobre. To zawsze konfrontuje z koniecznością oceny i wyboru. A znalazłszy prawdę mamy przy niej trwać, bronić jej i głosić ja innym. Nawet jeśli ona boli i jest niewygodna. Nawet jeśli sami to odcierpimy. Nie bójcie się – mówi nasz Pan. Nie bójcie się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz