(Mt 5, 38-42)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za
oko i ząb za ząb!” A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli
cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować
się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś, żeby iść z
nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się
od tego, kto chce pożyczyć od ciebie".
Mili Moi…
Od soboty głoszę
rekolekcje siostrom serafitkom w Oświęcimiu. Ich dom macierzysty, spoczywają tu
doczesne szczątki bł. Małgorzaty Łucji Szewczyk, ich założycielki. Przecudne
miejsce. Niby w centrum miasta, ale z ogromnym i przecudnie zadbanym ogrodem, z
małym kościółkiem, w którym trwa całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu.
Czy można chcieć czegoś więcej? Uczestniczek około pięćdziesięciu, ale większość
znów w wieku dojrzałym. Mam tylko szczerą nadzieję, że to, co do nich mówię, ma
jeszcze w ich wieku jakiekolwiek znaczenie. Mówię o ślubach zakonnych, które
same w sobie są rzecz jasna znaczące do końca naszego życia. Ale czy problemy,
o których mówię dotyczą jeszcze tych uroczych seniorek??? Nie wiem…
Zanim tu jednak dotarłem,
w piątek uczestniczyłem w pogrzebie Józefa… To skądinąd ważny dla mnie człowiek
– brat mojego ojca. Miał w sobie wiele wrażliwości, również wobec mnie, kiedy
jako dzieciak byłem dla niego absolutnie nikim… nieślubnym synem jego brata.
Tymczasem doświadczyłem od niego więcej życzliwości niż od mojego ojca.
Znacznie, znacznie więcej… W moich wspomnieniach ma więc ważne miejsce i
cieszyłem się, że Pan Bóg dał mi szanse pożegnać go osobiście podczas pogrzebu…
Po południu zaś „przejąłem
urząd”. Innymi słowy, w sposób oficjalny zostały mi przekazane nowe obowiązki
wraz z pisemną nominacją. Otwierają mi się oczy na ilość tych nowych zajęć. Paradoksalnie
nie ma we mnie lęku, wręcz przeciwnie, jest radosne podniecenie, że będę mógł
dać z siebie więcej, że będę mógł jeszcze na jednym „poletku” służyć. Ale
zupełnie realistycznie rzecz ujmując – to chyba ostatnie poletko, na które mogę
sobie pozwolić. Wprawdzie nasz profesor o. Celestyn Napiórkowski mawiał zawsze,
że w zakonie jest tak, że ten, który ciągnie sześć wagoników, nawet nie
poczuje, gdy mu podepną siódmy. Ten zaś, który ciągnie jeden, ubolewa
nieustannie nad tym, jak bardzo jest obciążony… Ja jednak czuję, że moce
przerobowe silników mojej lokomotywy są już rzeczywiście w najwyższym stopniu
zaangażowane…
A Jezus dziś też mówi –
daj z siebie więcej… W innym wprawdzie sensie, ale nie mniej realnym… Daj z
siebie coś, czego wcale nie masz ochoty dać. Daj komuś, kto nie jest wcale
twoim przyjacielem. Jak łatwo dawać Panu Bogu, bo kocha, bo jest nam życzliwy…
Ale bijącym nas z pogardą w twarz, procesującym się z nami o nasze dobra???
Nie, nie, nie!!! Z nimi trzeba walczyć. Nie można im odpuścić. To byłoby
niewychowawcze. To tylko rozzuchwala.
Ale czy można ogień zgasić
ogniem? Czy powstrzymamy powódź polewając ją wodą? Czy zniszczymy zło,
odpowiadając złem? Nie ma szans… Jedynym sposobem zatrzymywania zła, jest zatrzymać
je na sobie. A to kosztuje… Cholernie dużo kosztuje… Jedyna pociecha w tym, że
nie daję ze swego. Ponieważ wszystko, co mam, od Boga pochodzi. Gdybym dawał ze
swego, mogłoby mi zabraknąć. A tak? Mogę być hojny… Bo mój Bóg jest nieskończenie
bogaty…
Ojciec nie przypuszcza być może, jak wiele kosztuje zatrzymanie zła... jak trudno jest wybaczyć wyrządzoną krzywdę... jak bardzo chciałoby się uciec na bezludną wyspę. W takich momentach zawsze powtarzam za św. Teresą z Avila "Nada te turbe. Solo Dios basta"...
OdpowiedzUsuń