wtorek, 22 października 2019

łaska...


Photo by camilo jimenez on Unsplash
(Łk 12, 35-38)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi oczekujących powrotu swego pana z uczty weselnej, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie".


Mili Moi…
Dziś wróciłem ze szpitala. Dużo by gadać o procedurach przyjęcia… ale nie chcę narzekać. Generalnie źle znoszę takie przygody. Podkreślam, że gdyby ktoś chciał mnie złamać psychicznie, to wystarczy zamknąć mnie na dwa tygodnie w szpitalu…

Ale wczoraj doświadczyłem z całą mocą łaski kapłaństwa i tym raczej chcę się podzielić. Wieczorem poruszenie na oddziale. Zatrzymał się pan M. Akcja reanimacyjna więc i ja udałem się z duchową reanimacją. Życzliwe pielęgniarki i starsza pani doktor nie widziały problemu w tym, że rozgrzeszyłem pana M i udzieliłem mu odpustu na godzinę śmierci. O dziwo, wyprowadzono go z tego stanu, choć bez szczególnej nadziei, że przeżyje noc…

Ale nieco później, kiedy sytuacja się uspokoiła, przyszły do mnie wspomniane pielęgniarki i mówią – a może by się ksiądz pomodlił nad panią J. Umiera od czterech dni i nie może umrzeć. Stanęliśmy wszyscy wokół łóżka tej konającej kobiety. Wypowiedziałem słowa rozgrzeszenia, udzieliłem odpustu na godzinę śmierci i DOKŁADNIE W CHWILI KIEDY ZAKOŃCZYŁEM pani J oddała ducha Boga. Patrzę, a pielęgniarki płaczą… Byliśmy świadkiem niezwykłego misterium. Pomyślałem sobie – czy trzeba lepszej katechezy? Te modlące się ze mną kobiety zobaczyły czego naprawdę potrzeba człowiekowi w ostatniej godzinie. Pani J wyraźnie czekała na to ziemskie pożegnanie. Pielęgniarki złożyły mi propozycję – czy nie chciałby ksiądz zostać w szpitalu i z nami dyżurować??? Nie chciałem…

Co ciekawe, leżałem na sali w towarzystwie Świadka Jehowy. J, młody chłopak, który po owej akcji próbował mi tłumaczyć, że zmarli idą do Szeolu i nic o niczym nie wiedzą… Patrzyłem na niego z miłością i życzliwością. I pomyślałem sobie – gdybyś tam był… Gdybyś zobaczył… Ale każdego dnia starałem się wyrabiać dziesięć tysięcy kroków krótkim korytarzem szpitalnym, a wszystkie odmówione różańce ofiarowałem za jego nawrócenie.

Dziś jestem w domu. W szpitalu powiedziano mi, że mam nową towarzyszkę, z którą do kresu mych dni muszę żyć. Zalecono dietę i ruch – czyli w zasadzie nic nowego. I nie to, żebym się nie przejmował, owszem, choć przewiduję, że łatwo nie będzie…

Kiedy zaś przeczytałem dzisiejszą Ewangelię, to pomyślałem sobie, że Pan Bóg czasem tak nieoczekiwanie puka do drzwi i mówi – masz zadanie, tu i teraz, na oddziale wewnętrznym, wśród krzyczących i jęczących nocami seniorów. Bądź moim posłańcem. Rozsiewaj łaskę. Bogu Najwyższemu chwała i dziękczynienie za dar kapłaństwa – mojego i księdza kapelana, który przynosił mi codziennie Pana Jezusa, a potem przynosił kaweczkę i gawędził. Bóg jest dobry…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz