niedziela, 18 sierpnia 2019

światło prawdy...


Photo by Chad Greiter on Unsplash
(Łk 12, 49-53) 
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej".


Mili Moi…
„Chrześcijanie zrobili wszystko, aby wyjałowić Ewangelię. Można powiedzieć, że zanurzyli ją w neutralizującym płynie. Stępione zostało wszystko, co uderzające, wykraczające poza zwyczaj, wstrząsające. Religia stała się nieszkodliwa, spłaszczona, grzeczna i rozsądna – i przez to niestrawna. Wspierające tę religię założenie: »Bóg nie wymaga aż tyle« pozbawia smaku sól Ewangelii: straszną zazdrość Boga i Jego żądanie tego, co niemożliwe. Chrześcijańska wspólnota, kiedy jest prawdziwa, wbija się w ciało świata jak drzazga, narzuca się jako znak, przemawia do świata jako miejsce, w którym człowiek spotyka Boga. Kościół nie jest już, jak w pierwszych wiekach, triumfalnym pochodem Życia przez cmentarz świata.”

To diagnoza Paula Evdokimowa, prawosławnego teologa świeckiego, który zmarł w 1970 roku. Napisał więc te słowa jeszcze wcześniej. Zastanawiam się co napisałby dziś diagnozując współczesny Kościół…

Wiele różnych rzeczy można powiedzieć o Apostołach, uczniach Chrystusa, ale z pewnością nie to, że byli mało wyraziści, że obawiali się głosić Słowo, dawać świadectwo prawdzie.

Przypomnijmy sobie Piotra, który tuz po zesłaniu Ducha Świętego wychodzi na ulice Jerozolimy i woła gromkim głosem –

23 tego Męża, który z woli postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. 24 Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci - 36 Niech więc cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem». 40 W wielu też innych słowach dawał świadectwo i napominał: «Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia!». Dz 2

Wyobrażacie sobie taką mowę Piotra dziś – w tej epoce poprawności politycznej? Popuśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie jak mogłoby to wyglądać…

Szlachetni ludzie, dobrzy, bo przecież wszyscy jesteśmy dobrzy, jeśli zechcecie, to opowiem wam kilka słów o pewnym człowieku, może nawet więcej niż człowieku, ale o tym niech każdy z was zadecyduje sam – źli ludzie go ukrzyżowali, choć pewnie nie byli źli, tylko się pomylili, a on sporo fajnych rzeczy powiedział – oczywiście nie musicie się ze wszystkim zgadzać, to nie chodzi o to…

Ja chcę was zaprosić do takiej nowej wspólnoty, którą zakładamy – w zasadzie będzie to polegać na tym, że każdy będzie sobie mógł myśleć co chce, głosić co chce i rozumieć wszystko jak chce. O wszystkich ważnych sprawach wiary będzie można pogadać u cioci na imieninach, a kto będzie mówił głośniej ten tego dnia będzie miał rację. Spotykamy się raz w tygodniu – możesz przychodzić, ale nie musisz, pośpiewamy, poczujemy, że robimy coś ważnego, albo i nie i pójdziemy do domu… a na co dzień nic nas nie łączy…

Myślę, że gdyby ktoś Piotrowi kazał wygłosić takie przemówienie, to on nigdy nie wyszedłby z Wieczernika – na znak protestu pozostałby tam do śmierci. A czy nie w taki właśnie sposób jest dziś postrzegany Kościół przez samych katolików…

Jezus dziś zapowiada bardzo jasno – kto w sposób świadomy mnie wybiera, staje się, musi się stać źródłem podziału. Bóg łączy tylko dwie kategorie ludzi – tych, którzy Go bardzo kochają i tych, którzy Go mają w nosie. Wszystkich innych zwykle dzieli – czasem w jednym domu…

Chrystus niczego nie ukrywa, nie tai, nie łagodzi – jest bardzo radykalny i konkretny. Mówi jasno – chrześcijaństwo to propozycja, która zmienia całe życie, która wprowadza w świat nieprawdopodobnych łask ale i wielkich trudności – one są nie do uniknięcia.

Popatrzcie na początki Kościoła… Już w 4 rozdziale Dz zaczynają się prześladowania i one nie słabną do dziś. Żaden z Apostołów w związku z nimi nie mówi – słuchajcie, musimy trochę spasować, z tymi ludźmi trzeba jakoś żyć, a może się obrażą, a w ogóle to na jakiej podstawie my mamy prawo im narzucać nasze zdanie i nasze wierzenia…? Przecież nie wszyscy myślą jak my, przecież może sobie nie życzą…

Nie, Apostołowie z całą pokorą, ale i konsekwencją idą ze słowem Boga w świat – właśnie dlatego, że to jest słowo Boga. Ono jest prawdziwe – nie ma nic prawdziwszego. Ono pozwala nam odważnie świadczyć, bo głosząc możemy i powinniśmy zawsze dodawać – to mówi Pan…

Co im pozwala zachować taką postawę? Wiara, która jest całkowitym poddaniem swojego umysłu prawdzie Bożej i decyzja, że albo Jezus, albo nic, że poza Nim nie ma życia i nie ma sensu żyć.

Apostołowie nie są wielkimi dyskutantami z Ewangelią – nie mówią do Jezusa – a według mnie… a moim zdaniem…  Kiedy idą w świat, nie odzierają przeslania z wątków trudnych, kontrowersyjnych, takich, które dotkną bardzo konkretnych przywar, grzechów – wiedząc, że przyjaciół im to nie przysporzy.

Jedna jest prawda, której trzeba dać świadectwo, czy to się komuś podoba, czy nie – nawet gdyby przyszło dla tej prawdy cierpieć, nawet gdyby przyszło dla niej oddać życie. To nikt z nas nie ma prawa jej zmieniać…

Mówię o tym wszystkim, bo od jakiegoś czasu mam takie dziwne wrażenie jakiegoś niezwykłego rozdwojenia w sercach wierzących, w sercu Kościoła.

Spotykam się z ludźmi, słucham ich i stwierdzam z wielkim smutkiem, że dużo częściej mówią do mnie raczej telewizorem niż Ewangelią. Słuchając nabieram przekonania, że do kościoła jeszcze przychodzą, ale nauka Kościoła w żadnym wypadku nie staje się wyznacznikiem życiowych postaw…

Co więcej – coraz częściej słyszę – Kościół się myli…  Przy dłuższej rozmowie okazuje się jednak, że ekspert od omyłek Kościoła nie zna nawet argumentacji, która stoi za kwestionowanym nauczaniem, bo nigdy nie zastanowił się nad nim głębiej…

W wielu prywatnych rozmowach okazuje się, że ci, którzy oficjalnie nauki Kościoła nie kwestionują zdają się ją przyjmować, podczas nieformalnych spotkań koktajlowych nie zostawiają na niej suchej nitki. W żadnym wypadku nie przeszkadza im to w najbliższą niedzielę ustawiać się w kolejce do komunii…

Okazuje się, że można przychodzić do świątyni, ale żyć według zasad swojej całkowicie własnej religii, której to zasady są znacznie bardziej współczesne, a przede wszystkim znacznie mniej wymagające.

Na to wszystko mam jeszcze nieodparte wrażenie, jakby wielu wierzących dopiero w ostatnich tygodniach dowiedziało się co ich Kościół naucza na przykład na temat homoseksualizmu. Zdumienie? Niedowierzanie? Szok?

Cóż z tego, że prawda Boża? Trzeba ją jakoś zmienić. Dziś już nie wypada tak głosić. Zresztą co to za argument – Bóg powiedział? A co niewierzących interesuje, co Bóg powiedział… Dziś powoływanie się na Jego Słowo jest passe… Wprawia w zakłopotanie… Wykształcony i kulturalny człowiek na Boga się nie powołuje…

Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam.

Istnienie Kościoła jest uzasadnione tylko wówczas, jeśli będzie głosił Chrystusową prawdę – odwieczną i niezmienną. A tym, którzy wieszczą nam w związku z tym rychły kres, możemy odpowiedzieć, że jest dokładnie odwrotnie – rychły kres nastąpi, kiedy zaczniemy się dostosowywać do sposobów myślenia tego świata i przestaniemy przejmować się prawdą…

Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Czy będą to już tylko wariacje na temat wiary katolickiej autorów uformowanych przez media raczej niż przez Biblię i nauczanie Kościoła?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz