niedziela, 8 października 2017

szczęśliwe oczy...

zdj:flickr/FrogStarB/Lic CC
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością, mówiąc: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają». Wtedy rzekł do nich: «Widziałem Szatana, który spadł z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednakże nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie». W tej to chwili rozradował się Jezus w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić». Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: «Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli». Łk 10, 17-24

Mili Moi…
Al jest starszym człowiekiem, którego w każdą sobotę widywałem na niedzielnej mszy wigilijnej. Jego żona przyjmowała komunię świętą, a on zawsze prosił tylko o błogosławieństwo. Nie wiedziałem dlaczego, ale dyskretnie nie pytałem… Rok temu Al zgłosił się do pomocy przy katechezie dla dzieci. Zasugerował, że mógłby pilnować drzwi, witać i żegnać dzieciaki i ich rodziców. Spytał jednak, czy nie jest problemem to, że jest… metodystą? Wyjaśniło mi się dlaczego nie przyjmuje komunii…

Od tego czasu trochę już przegadaliśmy… Al opowiedział mi swoją historię. Dziadek miał jakiś konflikt z katolickim proboszczem i tak rodzina wylądowała u metodystów. Nigdy nie byli specjalnie zaangażowani. Al myślał o przystąpieniu do Kościoła Katolickiego już w chwili ślubu kościelnego ze swoją żona, ale wówczas jakoś nikt go do tego nie zachęcał. I zostało tak jak jest… A może byśmy to father jakoś uregulowali – powiedział do mnie niedawno Al. Przecież ja nie mam żadnych problemów z uznaniem tego, w co się wierzy w Kościele Katolickim… I tak zaczął się proces przygotowania Ala do przyjęcia przez niego sakramentów…

A piszę o tym, bo dziś, jak w każdą sobotę Al przyszedł do kościoła, jak zawsze podszedł do komunii prosząc – bless me father, a ja jak zawsze powiedziałem – the Body of Christ wykonując przed nim znak krzyża konsekrowanym chlebem. I wówczas Al z radością malująca się na twarzy szepnął do mnie – soon (wkrótce). Musze przyznać, że bardzo mnie to wzruszyło, bo w tym człowieku widzę wszystkich tych, którzy wracają z dalekiej podróży i czekają z niecierpliwością na spotkanie z Jezusem, na dotknięcie Go, na karmienie się Nim. A kiedy oni tęsknią, tak wielu katolików nie przywiązuje większej wagi do tego, co w Kościele najświętsze… Oby wśród nas takich Alów jak najwięcej… A jego polecam waszym modlitwom…

Al uzmysławia mi jak wielka radość płynie z faktu, że nasze imiona są zapisane w niebie. Chrzest to sprawia. I co najpiękniejsze – nikt ich stamtąd nie wymaże, podobnie jak nikt nie wymaże z naszego serca imienia „chrześcijanin”. Choćbyśmy usilnie się starali, możemy je tylko zamaskować, ale nie zdołamy go nigdy usunąć. Każdego roku około 200 dorosłych osób przygotowuje się w naszej diecezji do przyjęcia chrztu, lub do pełnego włączenia w Kościół Katolicki. Ich tęsknota za Chrystusem tchnie nadzieją… Przyszłość należy do dziedziców życia wiecznego, do chrześcijan, do ukochanych dzieci Jezusa… I szczęśliwe oczy nasze, że widzą… I jeszcze niejedno zobaczą…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz