zdj:flickr/FrogStarB/Lic CC
Wróciło siedemdziesięciu
dwóch z radością, mówiąc: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy
nam się poddają». Wtedy rzekł do nich: «Widziałem Szatana, który spadł z nieba
jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po
całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednakże nie z tego się
cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane
są w niebie». W tej to chwili rozradował się Jezus w Duchu Świętym i rzekł:
«Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi
i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje
upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn,
tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić». Potem
zwrócił się do samych uczniów i rzekł: «Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy
widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy
widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli». Łk 10,
17-24
Mili Moi…
Al jest starszym człowiekiem, którego w każdą sobotę widywałem na niedzielnej
mszy wigilijnej. Jego żona przyjmowała komunię świętą, a on zawsze prosił tylko
o błogosławieństwo. Nie wiedziałem dlaczego, ale dyskretnie nie pytałem… Rok
temu Al zgłosił się do pomocy przy katechezie dla dzieci. Zasugerował, że
mógłby pilnować drzwi, witać i żegnać dzieciaki i ich rodziców. Spytał jednak,
czy nie jest problemem to, że jest… metodystą? Wyjaśniło mi się dlaczego nie
przyjmuje komunii…
Od tego czasu trochę już
przegadaliśmy… Al opowiedział mi swoją historię. Dziadek miał jakiś konflikt z
katolickim proboszczem i tak rodzina wylądowała u metodystów. Nigdy nie byli
specjalnie zaangażowani. Al myślał o przystąpieniu do Kościoła Katolickiego już
w chwili ślubu kościelnego ze swoją żona, ale wówczas jakoś nikt go do tego nie
zachęcał. I zostało tak jak jest… A może byśmy to father jakoś uregulowali –
powiedział do mnie niedawno Al. Przecież ja nie mam żadnych problemów z
uznaniem tego, w co się wierzy w Kościele Katolickim… I tak zaczął się proces
przygotowania Ala do przyjęcia przez niego sakramentów…
A piszę o tym, bo dziś,
jak w każdą sobotę Al przyszedł do kościoła, jak zawsze podszedł do komunii
prosząc – bless me father, a ja jak zawsze powiedziałem – the Body of Christ
wykonując przed nim znak krzyża konsekrowanym chlebem. I wówczas Al z radością
malująca się na twarzy szepnął do mnie – soon (wkrótce). Musze przyznać, że
bardzo mnie to wzruszyło, bo w tym człowieku widzę wszystkich tych, którzy
wracają z dalekiej podróży i czekają z niecierpliwością na spotkanie z Jezusem,
na dotknięcie Go, na karmienie się Nim. A kiedy oni tęsknią, tak wielu katolików
nie przywiązuje większej wagi do tego, co w Kościele najświętsze… Oby wśród nas
takich Alów jak najwięcej… A jego polecam waszym modlitwom…
Al uzmysławia mi jak
wielka radość płynie z faktu, że nasze imiona są zapisane w niebie. Chrzest to
sprawia. I co najpiękniejsze – nikt ich stamtąd nie wymaże, podobnie jak nikt
nie wymaże z naszego serca imienia „chrześcijanin”. Choćbyśmy usilnie się
starali, możemy je tylko zamaskować, ale nie zdołamy go nigdy usunąć. Każdego
roku około 200 dorosłych osób przygotowuje się w naszej diecezji do przyjęcia
chrztu, lub do pełnego włączenia w Kościół Katolicki. Ich tęsknota za
Chrystusem tchnie nadzieją… Przyszłość należy do dziedziców życia wiecznego, do
chrześcijan, do ukochanych dzieci Jezusa… I szczęśliwe oczy nasze, że widzą… I
jeszcze niejedno zobaczą…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz