czwartek, 26 października 2017

myśląc...

zdj:flickr/ePi.Longo/Lic CC
(Łk 12,49-53)
Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej.

Mili Moi…
Musze przyznać, że zastanawiam się ostatnio nad znaczącym wycofaniem się ze świata internetowego. Blog, portale społecznościowe… Moje zaangażowanie zawsze miało za fundament ewangelizację – nową w swoich formach docierania do człowieka. Ale coraz częściej nabieram przekonania o wątpliwej wartości tych internetowych starań. Spotykam ludzi, którzy owszem, czerpią sporo wiedzy z internetu, ale w żaden sposób nie potrafią jej zaaplikować do swojego życia. Bywa i tak, że nadmiar informacji związanych z wiarą sprawia ich potężne zagubienie i nieumiejętność odróżnienia rzeczy dobrych od wątpliwych. Co więcej, poszukiwanie internetowych przewodników sprawia często bezkrytyczne przejmowanie ich poglądów bez możliwości skonfrontowania ich w bezpośrednim kontakcie. Tymczasem realni duszpasterze jawią się tak blado wobec internetowych gwiazd… Nie warto więc ich pytać…

Może więc już czas mniej wirtualności, a więcej realności. Może trzeba się skupić na kontaktach bezpośrednich, których nikt i nic nie zastąpi. Może zamiast szukać nowych dróg, trzeba skupiać się na realnych problemach przychodzących ludzi. Widzę też bardzo jasno, że im mniej internetu, tym więcej choćby czytania książek, tym więcej czasu i ochoty na modlitwę… Dojrzewam więc… Zdaję sobie sprawę, że w moim przypadku decyzje muszą być radykalne. Tylko takie jestem w stanie w sobie podtrzymać… Na razie myślę, rozważam, szukam…

Ale pewnie i dlatego nie mam za bardzo chęci pisać na blogu. Nie mam niestety ostatnio nic pozytywnego do napisania, a smutnych wieści dość w przestrzeni publicznej. W każdym razie żyję i staram się cieszyć każdym dniem. Dziś na przykład wyruszam do Clifton, gdzie kończą się rekolekcje ewangelizacyjne. Poproszono mnie o poprowadzenie nabożeństwa odrodzenia w Duchu Świętym. To zawsze takie małe chwile radości. W naszej parafii skądinąd również trwają rekolekcje ewangelizacyjne. Biorą w nich udział 43 osoby, większość oczywiście spoza naszej parafii. To też solidne dni łaski…

W kościele zamontowano już nową windę, która działa sprawnie i cieszy oko. Trwają prace nad nowym nagłośnieniem, które też już działa. Wszystko się rozwija… No może poza frekwencją na mszach… Coroczne liczenie pokazało nam, że na wszystkich mszach niedzielnym mamy około 500 osób… Z każdym rokiem mniej…

A dziś Pan mówi o podziale, który wprowadza… Jest on nieunikniony. Wszak prawdziwe nawrócenie bardzo zmienia człowieka i nie sposób, żeby jego najbliżsi tego nie dostrzegli. Ale to, co dziś mnie uderzyło, to fakt, że Jezus nie zaleca wierzącym w niego – weźcie swoje walizki i porzućcie tych, którzy was nie rozumieją, którzy nie podzielają waszej wiary, opuśćcie swoje domy i rodziny, bo tylko tak zyskacie wolność niezbędną dla ewangelizacji. Nic z tych rzeczy – podział tak, konflikt, trudności… Ale trwaj w swoim domu, z tymi wobec których przede wszystkim masz być świadkiem. Bo żadna inna ewangelizacja nie może wyprzedzać Twojego podstawowego powołania do ewangelizacji „twoich”. Nawet jeśli to takie trudne…

1 komentarz:

  1. Zaglądam tu, żeby poczytać zdrową chrześcijańską treść i nieco pooddychać chrześcijańskim powietrzem. I przyznam, żal będzie troszkę jeśli Ojciec się stąd wycofa.

    OdpowiedzUsuń