zdj:flickr/ePi.Longo/Lic CC
(Łk 12,49-53)
Przyszedłem rzucić ogień
na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i
jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi
pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych
w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec
przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce;
teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej.
Mili Moi…
Musze przyznać, że
zastanawiam się ostatnio nad znaczącym wycofaniem się ze świata internetowego.
Blog, portale społecznościowe… Moje zaangażowanie zawsze miało za fundament
ewangelizację – nową w swoich formach docierania do człowieka. Ale coraz
częściej nabieram przekonania o wątpliwej wartości tych internetowych starań.
Spotykam ludzi, którzy owszem, czerpią sporo wiedzy z internetu, ale w żaden
sposób nie potrafią jej zaaplikować do swojego życia. Bywa i tak, że nadmiar
informacji związanych z wiarą sprawia ich potężne zagubienie i nieumiejętność odróżnienia
rzeczy dobrych od wątpliwych. Co więcej, poszukiwanie internetowych
przewodników sprawia często bezkrytyczne przejmowanie ich poglądów bez
możliwości skonfrontowania ich w bezpośrednim kontakcie. Tymczasem realni
duszpasterze jawią się tak blado wobec internetowych gwiazd… Nie warto więc ich
pytać…
Może więc już czas mniej
wirtualności, a więcej realności. Może trzeba się skupić na kontaktach
bezpośrednich, których nikt i nic nie zastąpi. Może zamiast szukać nowych dróg,
trzeba skupiać się na realnych problemach przychodzących ludzi. Widzę też
bardzo jasno, że im mniej internetu, tym więcej choćby czytania książek, tym
więcej czasu i ochoty na modlitwę… Dojrzewam więc… Zdaję sobie sprawę, że w
moim przypadku decyzje muszą być radykalne. Tylko takie jestem w stanie w sobie
podtrzymać… Na razie myślę, rozważam, szukam…
Ale pewnie i dlatego nie
mam za bardzo chęci pisać na blogu. Nie mam niestety ostatnio nic pozytywnego
do napisania, a smutnych wieści dość w przestrzeni publicznej. W każdym razie żyję
i staram się cieszyć każdym dniem. Dziś na przykład wyruszam do Clifton, gdzie
kończą się rekolekcje ewangelizacyjne. Poproszono mnie o poprowadzenie
nabożeństwa odrodzenia w Duchu Świętym. To zawsze takie małe chwile radości. W
naszej parafii skądinąd również trwają rekolekcje ewangelizacyjne. Biorą w nich
udział 43 osoby, większość oczywiście spoza naszej parafii. To też solidne dni
łaski…
W kościele zamontowano już
nową windę, która działa sprawnie i cieszy oko. Trwają prace nad nowym
nagłośnieniem, które też już działa. Wszystko się rozwija… No może poza
frekwencją na mszach… Coroczne liczenie pokazało nam, że na wszystkich mszach
niedzielnym mamy około 500 osób… Z każdym rokiem mniej…
A dziś Pan mówi o
podziale, który wprowadza… Jest on nieunikniony. Wszak prawdziwe nawrócenie
bardzo zmienia człowieka i nie sposób, żeby jego najbliżsi tego nie dostrzegli.
Ale to, co dziś mnie uderzyło, to fakt, że Jezus nie zaleca wierzącym w niego –
weźcie swoje walizki i porzućcie tych, którzy was nie rozumieją, którzy nie
podzielają waszej wiary, opuśćcie swoje domy i rodziny, bo tylko tak zyskacie
wolność niezbędną dla ewangelizacji. Nic z tych rzeczy – podział tak, konflikt,
trudności… Ale trwaj w swoim domu, z tymi wobec których przede wszystkim masz
być świadkiem. Bo żadna inna ewangelizacja nie może wyprzedzać Twojego podstawowego
powołania do ewangelizacji „twoich”. Nawet jeśli to takie trudne…
Zaglądam tu, żeby poczytać zdrową chrześcijańską treść i nieco pooddychać chrześcijańskim powietrzem. I przyznam, żal będzie troszkę jeśli Ojciec się stąd wycofa.
OdpowiedzUsuń