Paweł powiedział do starszych Kościoła efeskiego: „Uważajcie na samych
siebie i na całą trzodę, nad którą Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście
kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią. Wiem, że po moim
odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody. Także
spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby
pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we
dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was. A teraz polecam
was Bogu i słowu Jego łaski władnemu zbudować i dać dziedzictwo z wszystkimi
świętymi. Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że
te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem
wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa,
który powiedział: "Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”. Po
tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi. Wtedy wszyscy
wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc
się najbardziej z tego, co powiedział: że już nigdy go nie zobaczą. Potem odprowadzili go na statek.
Mili Moi…
Bardzo mnie dziś zatrzymało to słowo, a szczególnie ten jego fragment o
ludziach głoszących przewrotne nauki. Powstaną oni z nas. Spośród nas…
Zewnętrzne niebezpieczeństwa znacznie łatwiej zweryfikować. Być może pomocą
służy zasada ograniczonego zaufania. Ale ten, który jest w środku? Co więcej –
dotąd był prawowiernym i godnym zaufania? Jak w miarę szybko wyczuć
manipulację? Zwłaszcza jeśli jest dobrym kłamcą i zdarza mu się z początku po
prostu mieszać prawdę z fałszem, albo przemycać delikatnie „rozmiękczające
komunikaty”. Nie zawsze łatwo się zorientować. A kiedy się już z takim guru
popłynie? Wówczas szczególnie trudno wrócić. Bo trzeba by uznać swój błąd,
przyznać się do pomyłki. Może więc lepiej iść w zaparte, paląc za sobą mosty…
Aż chciałoby się powiedzieć – a co na to Pan Bóg?
Rozważam dziś o tych sprawach w kontekście wczorajszej, dziewiętnastej
rocznicy moich święceń kapłańskich. Kiedy zastanawiałem się, czego we mnie
najwięcej w tym kolejnym jubileuszu, to nie mam wątpliwości, że wdzięczności.
Już nie tylko za sam dar, ale za to, że wciąż mnie on fascynuje, „smakuje mi”,
porusza mnie, ciekawi, intryguje, porywa, motywuje. Wciąż mi się dużo chce i
wciąż mam z tego ogromnie dużo radości. Co więcej, widzę, że pochłania mnie ta
służba coraz bardziej – nie tylko w wymiarze zewnętrznym, bo zobowiązań rzeczywiście
moc, ale raczej w wymiarze wewnętrznym. Opowiadając niegdyś historię swojego powołania,
zawsze mówiłem, że Pan Bóg mnie sobie wziął, właściwie na początku mojego
życia. I mam wrażenie, że bierze mnie coraz bardziej. Aż zniknę tu na ziemi, a
pojawię się w przestrzeni dużo bardziej realnej, bo wiecznotrwałej.
W każdym razie, mając tak wiele różnych kapłańskich doświadczeń, nigdy nie
nosiłem w sobie pragnienia, żeby mieć jakąkolwiek „swoją” grupę. W tym sensie,
że będą to ludzie spijający słowa z moich ust i gotowi iść za mną do samego
piekła. Nigdy, w żadnej grupie, nie domagałem się tego rodzaju lojalności i nie
umiem zrozumieć tych, którzy tego oczekują. Do dziś czuję się bardzo dziwnie,
kiedy ktoś zaczepia mnie gdzieś i mówi, że słucha mnie w internecie. Nie mam
parcia na szkło i dziś zdałem sobie sprawę, że obecny styl – czyli formacja
niewielkich grup słuchaczy w odróżnieniu od mas (które kiedyś były moim cichym
marzeniem) jest czymś właściwym i czymś, w czym czuję się dobrze… Niech więc ta
przygoda trwa, a mój Bóg niech trzyma mnie mocno za rękę, żebym nigdy nie
powstał głosząc przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów.
A wczoraj wróciłem z nagrań w Radio Niepokalanów. Ostatnimi czasy z powodu
naglących obowiązków, nagrywaliśmy wszystko w jeden dzień, choć była to bardzo
wymagająca praca. Tym razem wróciliśmy do rozłożenia jej na dwa dni, jak
dawniej. I to była dobra decyzja, włącznie ze spacerem po Warszawie w ciepły
wieczór… Tymczasem siedzę i piszę wykłady na temat Rycerstwa, które mam wygłosić
w Niepokalanowie za niecałe dwa tygodnie. Pięć godzin gadania i to w nieco
innym, niż rekolekcyjny, stylu. A w piątek ruszam już na kolejną, ostatnią turę
rekolekcji dla sióstr Elżbietanek, do Puszczykowa… Chyba jestem gotów.