środa, 28 maja 2025

pospałem :)


(J 16,12-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi”.

 

Mili Moi…
Chcę słyszeć więcej i więcej… Tyle, ile mogę znieść na dziś. Ale chcę być napełniony Słowem do granic możliwości. Jest tyle wątków i tematów, które mnie zajmują. Tak wiele rzeczy chciałbym przeczytać (kolejka książek do przeczytania liczy się w setkach, a wciąż dochodzą nowe). Jestem tak spragniony znajomości Pana. I tak, dobrze wiem, że przede wszystkim zdobywa się ją na kolanach. Musze przyznać, że Japonia przyczyniła się do sprecyzowania pewnych duchowych intuicji, które dojrzewały we mnie od jakiegoś czasu. Dotyczą pewnej dyscypliny duchowej, pokuty, modlitwy… Oczywiście rozbijam się o swoje własne słabości, ale narasta we mnie przekonanie, że już czas na zmiany – w konkrecie życia. Pan daje mi też solidne znaki. Między innymi to, że przestaje mi smakować wiele przyjemności tego świata. Nie pamiętam, kiedy byłem w kinie. Ba, nawet kiedy obejrzałem jakiś film w telewizji. Nie mam w tym żadnej przyjemności… Jest tego więcej… I Bogu dziękuję, że On wciąż nade mną pracuje… A ja się temu bez lęku poddaję. 

Kończę jutro rekolekcje dla dobrych sióstr Elżbietanek w Puszczykowie. Musze przyznać, że przespałem tu wiele wolnych chwil. To efekt zmiany strefy czasowej. Ale już jest lepiej i jutro zamierzam wrócić do domu, gdzie pomieszkam przez cały weekend. Właściwie pojutrze miałem rozpoczynać rekolekcje dla Rycerstwa, ale zgłosiło się tak niewiele osób, że odwołaliśmy spotkanie, a ja postaram się ten czas równie dobrze wykorzystać. Ale po drodze jeszcze wizyta u Matki Urszuli Ledóchowskiej, wszak jutro jej święto, a ja jestem godzinkę od jej grobu w Pniewach. A w poniedziałek już Radio Niepokalanów i kolejne nagrania. Ale kto wie czy nie znalazłem miejsca na chwilę urlopu w stylu o jakim marzę. Siostry w Puszczykowie mają głęboko w ogrodzie mały domek – Pustelnię św. Franciszka. Jest tam pokoik, kapliczka z Tabernakulum, łazienka i kuchnia (wszystko, czego franciszkaninowi potrzeba). Można tu przyjeżdżać dla odpoczynku czy skupienia. Kiedy zobaczyłem to miejsce, natychmiast wkleiłem tam w wyobraźni siebie na leżaczku czytającego książkę za książką. W ciszy, spokoju, pełnej niezależności i w bezpośredniej bliskości lasu… A może i kolejne rekolekcje tu powstaną. O lepsze warunki chyba trudno… Marzenie. Oczy mi się zaświeciły. Jeszcze tylko dopasowywanie terminów i być może…

czwartek, 22 maja 2025

Japonia za nami...


(J 15,9-11)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna”.

 

Mili Moi…
Jak nie wypaść z Bożej miłości? Zdaje się, że jest jeden, jedyny sposób. To droga przykazań. Nie tylko zabezpiecza ona przed upadkiem, ale pozwala wejść w głąb. Uczyć się Pana i Jego sposobów myślenia. A kiedy człek je sobie przyswoi, może być pewien tego, o czym Jezus zapewnia w innym miejscu – Ojciec mój da wam wszystko, o co Go poprosicie… Może dlatego, że wówczas człowiek przeniknięty Bożą wrażliwością, wie już o co prosić. A może jest gotów na przyjęcie wszystkiego, co otrzyma z ręki Boga. Tak czy owak, droga przykazań jest pewna i warta tego, żeby po niej kroczyć…

Moja epopeja japońska dziś dobiegła kresu. O piątej nad ranem wylądowaliśmy w Warszawie. Jak w kilku zdaniach opowiedzieć o tym, co przeżyłem w te dni? Nie wiem…

Jest we mnie jakiś zachwyt kulturą wzajemnej grzeczności i uprzejmości. Kłanianie się sobie wzajemnie niemal w każdej sytuacji, cisza w miejscach wspólnych (choćby w pociągu), porządek i ład (żadnych śmieci na ulicach, palenie zakazane, zgrabne kolejki na peronach ułatwiające wsiadanie i wysiadanie). Skromność i powściągliwość (mundurki u dzieciaków i młodzieży, żadnych poszarpanych jeansów i dekoltów do pępka). Szacunek do starszych.

Z drugiej strony smutne oczy, ciągła gonitwa, nos w smartfonie, nieobecność… I brak Chrystusa. Raz tylko zaczepiły mnie młode dziewczęta pytając kim jestem, ale moja odpowiedź – księdzem katolickim, okazała się dla nich zupełnie niezrozumiała. Odeszły tak samo zdumione jak wcześniej, kiedy stawiały pytanie. Zdjęć zrobiono mi miliony – wszystkie dyskretnie, z ukrycia. Ale ja, po latach noszenia habitu, potrafię już te rzeczy dostrzegać. Byłem tam niewątpliwie „czymś niespotykanym”…

Pogańskie świątynie niezwykle okazałe, piękne. Mnóstwo ludzi odprawiających rytuały – klaszczących, uderzających w gong, dzwoniących dzwoneczkami, losujących wróżbę. A w opozycji do tego mnóstwo „dziecięcości” – ekrany pełne postaci z mangi i anime, stylizacja na bohaterów komiksów – nierzeczywisty świat konkurujący z pięknem realności.

Ale dla mnie najważniejszym spotkaniem było spotkanie z Matką w Akicie. Te objawienia od jakiegoś czasu bardzo grają mi w duszy, więc wizyta w Akicie była czymś, na co czekałem najbardziej. Zawiodłem się tylko jednym – że było bardzo mało czasu na osobiste spotkanie z Maryją. Ale to „przekleństwo” wszelkich pielgrzymek – czas, który goni. To maleńkie sanktuarium ukryte w lesie na wzgórzu, przede wszystkim uzmysłowiło mi, jak niewiele potrzeba do życia prawdziwego i jak proste może ono być. Kilka staruszeczek zakonnic, proste grządki, wielka cisza i proste zajęcia. Kościółek maleńki i bez zbędnych zdobień. Wszystko skoncentrowane na Chrystusie. To co konieczne skontrastowane z ludzkimi kaprysami skoncentrowanymi dla mnie w… podgrzewanych deskach sedesowych i całej gamie przycisków „udogodniających”, które również najbardziej pierwotną z potrzeb człowieka mają uczynić miejscem przyjemności i wygody. A w rzeczywistości są absolutnie zbędnym zbytkiem…

I słowa Maryi – potrzebuję dusz prostych, które zrozumieją wezwanie mojego Syna, które podejmą pokutę, wyrzeczenie, wynagrodzenie za grzechy świata, które budzą słuszny gniew w Ojcu. Maryja, która przypomina o tym, że Bóg może się gniewać (wszak my Go tego prawa pozbawiliśmy). Wiele dobrych pragnień się tam we mnie zrodziło. Oby udało się cokolwiek z nich zrealizować. Oby przetrwały próbę czasu i zwyczajnej codzienności.

Piękny czas, piękni ludzie, z którymi pielgrzymowałem, swoiste rekolekcje w drodze – dla nas wszystkich. W Akicie też doświadczyłem czym jest łaska kapłaństwa i jak bardzo potrafią ją cenić ci, którzy na co dzień jej nie mają. Siostry nie mają kapelana – Msza jest wówczas, kiedy pojawia się ksiądz, który ją odprawi. W „naszej” Mszy, poza siostrami uczestniczyło kilka osób – Japończyk, dwoje Francuzów, Brazylijka mieszkająca na Litwie, para Hindusów. Dla nich wszystkich ważna była Eucharystia – nie ważne w jakim języku sprawowana. Wszyscy mi przyszli za nią podziękować. A ja poczułem się księdzem jeszcze bardziej niż zwykle…

Odpocząłem. Przez dwa tygodnie nie myślałem o tym, co przede mną, o obowiązkach, o konieczności planowania i przygotowywania. I dziś, choć padam na pyszczek (znów ta zmiana czasu – w Japonii siedem godzin do przodu), to ze spokojem myślę o jutrzejszym dniu. A zaczynam rekolekcje dla sióstr Elżbietanek w Puszczykowie. Więc cała naszą gromadkę, której jeszcze nie znam, waszej modlitwie polecam…

poniedziałek, 5 maja 2025

(prawie) w drodze do Japonii...


(J 6, 22-29)
Nazajutrz, po rozmnożeniu chlebów, tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: "Rabbi, kiedy tu przybyłeś?" W odpowiedzi rzekł im Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec". Oni zaś rzekli do Niego: "Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?" Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: "Na tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On posłał".

 

Mili Moi…
Oddać się Niepokalanej w Rycerstwie… Wczoraj cały dzień mówiłem o tym w Niepokalanowie. Osiem kazań – to rzeczywiście spore wyzwanie. Ale podczas tych wystąpień mówiłem, że wyraźnie wyczuwam, że Maryja organizuje mi życie. Pomaga mi z woli Jezusa służyć i robię to z niesłabnącą frajdą i radością. Dzielić się wiarą – nie znam niczego ciekawszego. I dlatego dziś, kiedy czytam o wierze, która jest dziełem Boga – uwierzcie w Tego, którego On posłał, to duży entuzjazm mnie ogarnia, zwłaszcza że wciąż wokół mnie jest wielu takich, którzy tej wiary są spragnieni i poszukują mocnych fundamentów. A to są dla mnie znaki, które jeszcze bardziej intensyfikują moje pragnienia – dać z siebie wszystko, o ile tylko mój Pan zechce i pozwoli…

Od czwartku prowadziłem rekolekcje Maryjne w Niepokalanowie – dla wszystkich, którzy chcieli się na nie zgłosić i wziąć w nich udział. Zgłosiło się… dwanaście osób. Przyjechało… dziewięć. Pierwszego dnia jeszcze trzy osoby obecne w Niepokalanowie prywatnie poprosiły o dołączenie do grona rekolektantów, więc rzeczywiście było ich dwunastu. Uśmiechnąłem się nieco, bo to dla mnie był kolejny znak, że chyba nie jest to „moja droga”. Kiedyś już kilkukrotnie próbowaliśmy zorganizować rekolekcje weekendowe w Gdańsku, prowadzone przeze mnie i udało się raz, z udziałem… dziewięciu osób. Nie oznacza to, że liczba jest niewystarczająca, ile raczej, że zainteresowanie moim głoszenie w takiej, zamkniętej formie, jest niewielkie.

Ale… Bardzo szybko okazało się, że ludzie, którzy zechcieli wziąć udział w tym niepokalanowskim wydarzeniu, są niezwykli. Każdy wnosił coś zupełnie innego – od wieku począwszy, a na życiowym powołaniu skończywszy. Co więcej, coś między nami zaiskrzyło i… trudno było się rozstać. Postanowiliśmy, że jeśli Maryja pozwoli, spotykamy się koniecznie w przyszłym roku. A dla mnie Niepokalana przygotowała jeszcze jeden dar… Z Jej ręki otrzymałem pielgrzymkę do Japonii (którą rozpoczynam już pojutrze), a kilka dni przed, w Niepokalanowie na rekolekcjach pojawia się Hayato, z żoną, Moniką. Piękni młodzi ludzie. On, Japończyk, ona, Polka. Mam więc okazję „dotknąć” mentalności, historii i wiedzy o Japonii z pierwszej ręki (Hayato świetnie mówi po polsku). Niepokalana jest cudowna. A „moi” uczestnicy rekolekcji byli dla mnie wielką pociechą i umocnieniem.

A dziś już gonitwa do Gdyni na przegląd auta i dopinanie wszystkich spraw, które trzeba zostawić uporządkowane na najbliższe dwa tygodnie (choćby komentarze internetowe, które trzeba urodzić z wyprzedzeniem). Raczej nie wezmę laptopa ze sobą, więc dłuższą chwilę mnie tu nie będzie, ale możecie w komentarzach napisać Wasze intencje – wszystkie je zawierzę wstawiennictwu Maryi podczas Eucharystii w Akicie, miejscu Jej całkiem niedawnych objawień.



A tu macie wywiad z Hayato, gdybyście chcieli posłuchać :)