(J 15,9-11)
Moja epopeja japońska dziś dobiegła kresu. O piątej nad ranem wylądowaliśmy
w Warszawie. Jak w kilku zdaniach opowiedzieć o tym, co przeżyłem w te dni? Nie
wiem…
Jest we mnie jakiś zachwyt kulturą wzajemnej grzeczności i uprzejmości.
Kłanianie się sobie wzajemnie niemal w każdej sytuacji, cisza w miejscach
wspólnych (choćby w pociągu), porządek i ład (żadnych śmieci na ulicach,
palenie zakazane, zgrabne kolejki na peronach ułatwiające wsiadanie i
wysiadanie). Skromność i powściągliwość (mundurki u dzieciaków i młodzieży,
żadnych poszarpanych jeansów i dekoltów do pępka). Szacunek do starszych.
Z drugiej strony smutne oczy, ciągła gonitwa, nos w smartfonie, nieobecność…
I brak Chrystusa. Raz tylko zaczepiły mnie młode dziewczęta pytając kim jestem,
ale moja odpowiedź – księdzem katolickim, okazała się dla nich zupełnie
niezrozumiała. Odeszły tak samo zdumione jak wcześniej, kiedy stawiały pytanie.
Zdjęć zrobiono mi miliony – wszystkie dyskretnie, z ukrycia. Ale ja, po latach
noszenia habitu, potrafię już te rzeczy dostrzegać. Byłem tam niewątpliwie „czymś
niespotykanym”…
Pogańskie świątynie niezwykle okazałe, piękne. Mnóstwo ludzi odprawiających rytuały – klaszczących, uderzających w gong, dzwoniących
dzwoneczkami, losujących wróżbę. A w opozycji do tego mnóstwo „dziecięcości” –
ekrany pełne postaci z mangi i anime, stylizacja na bohaterów komiksów – nierzeczywisty
świat konkurujący z pięknem realności.
Ale dla mnie najważniejszym spotkaniem było spotkanie z Matką w Akicie. Te
objawienia od jakiegoś czasu bardzo grają mi w duszy, więc wizyta w Akicie była
czymś, na co czekałem najbardziej. Zawiodłem się tylko jednym – że było bardzo
mało czasu na osobiste spotkanie z Maryją. Ale to „przekleństwo” wszelkich
pielgrzymek – czas, który goni. To maleńkie sanktuarium ukryte w lesie na
wzgórzu, przede wszystkim uzmysłowiło mi, jak niewiele potrzeba do życia
prawdziwego i jak proste może ono być. Kilka staruszeczek zakonnic, proste
grządki, wielka cisza i proste zajęcia. Kościółek maleńki i bez zbędnych
zdobień. Wszystko skoncentrowane na Chrystusie. To co konieczne skontrastowane
z ludzkimi kaprysami skoncentrowanymi dla mnie w… podgrzewanych deskach
sedesowych i całej gamie przycisków „udogodniających”, które również najbardziej
pierwotną z potrzeb człowieka mają uczynić miejscem przyjemności i wygody. A w
rzeczywistości są absolutnie zbędnym zbytkiem…
I słowa Maryi – potrzebuję dusz prostych, które zrozumieją wezwanie mojego
Syna, które podejmą pokutę, wyrzeczenie, wynagrodzenie za grzechy świata, które
budzą słuszny gniew w Ojcu. Maryja, która przypomina o tym, że Bóg może się
gniewać (wszak my Go tego prawa pozbawiliśmy). Wiele dobrych pragnień się tam
we mnie zrodziło. Oby udało się cokolwiek z nich zrealizować. Oby przetrwały
próbę czasu i zwyczajnej codzienności.
Piękny czas, piękni ludzie, z którymi pielgrzymowałem, swoiste rekolekcje w
drodze – dla nas wszystkich. W Akicie też doświadczyłem czym jest łaska
kapłaństwa i jak bardzo potrafią ją cenić ci, którzy na co dzień jej nie mają.
Siostry nie mają kapelana – Msza jest wówczas, kiedy pojawia się ksiądz, który
ją odprawi. W „naszej” Mszy, poza siostrami uczestniczyło kilka osób –
Japończyk, dwoje Francuzów, Brazylijka mieszkająca na Litwie, para Hindusów.
Dla nich wszystkich ważna była Eucharystia – nie ważne w jakim języku
sprawowana. Wszyscy mi przyszli za nią podziękować. A ja poczułem się księdzem
jeszcze bardziej niż zwykle…
Odpocząłem. Przez dwa tygodnie nie myślałem o tym, co przede mną, o obowiązkach,
o konieczności planowania i przygotowywania. I dziś, choć padam na pyszczek
(znów ta zmiana czasu – w Japonii siedem godzin do przodu), to ze spokojem
myślę o jutrzejszym dniu. A zaczynam rekolekcje dla sióstr Elżbietanek w
Puszczykowie. Więc cała naszą gromadkę, której jeszcze nie znam, waszej
modlitwie polecam…
"Zawiodłem się tylko jednym - że było bardzo mało czasu na osobiste spotkanie z Maryją."
OdpowiedzUsuńA Gietrzwałd na wyciągnięcie ręki...