niedziela, 24 listopada 2024
o królowaniu...
piątek, 8 listopada 2024
żebrać się wstydzę...
Ja właśnie zbieram się do opuszczenia Warszawy. Wtorek i środa to nagrania
w Radio Niepokalanów, a wczoraj wygłosiłem naukę o kryzysach w życiu zakonnym
wobec przełożonych sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Dobre siostry pozwoliły
mi przenocować i dziś ruszam do Międzyrzecza (cztery godziny stąd), aby
wygłosić rekolekcje w jednej z tamtejszych parafii. Noszą tytuł – „Sześć pytań,
które mogą odmienić twoje życie”. Oczywiście będziemy się skupiać na pytaniach
Jezusa, które Ten stawia w Ewangeliach. Wciągnął mnie ten wątek i zamierzam go
wkrótce jeszcze rozwinąć. W niedzielę zaś wracam do Niepokalanowa, gdzie od
poniedziałku przewodzę rekolekcjom dla pokaźnej grupy współbraci.
Wczoraj miałem też okazje nawiedzić siedzibę Papieskich Dzieł Misyjnych i spotkać
się z księdzem Jarkiem, przyjacielem sprzed lat. Pracowaliśmy w tym samym
czasie w Irlandii i tam się zaprzyjaźniliśmy. Potem nawet przez chwilę
prowadziliśmy program „Pytania nieobojętne” w Radio Niepokalanów. Ksiądz Jarek
był misjonarzem w Urugwaju, więc nie widzieliśmy się wiele lat. A wczorajsze
spotkanie? Jakbyśmy się nie widzieli tydzień… Wciąż wiele tematów, wciąż podobne
widzenie rzeczywistości. I dużo radości. A co więcej, udało mi się zaprosić
Jarka do poprowadzenia rekolekcji dla moich współbraci, z czego bardzo się
ciszę, bo słowo ma ten człek głębokie i zakorzenione w wierze i miłości do Pana
i Jego Kościoła. Obiecaliśmy sobie wczoraj, że kolejne spotkanie nie będzie za
kilka lat, ale znacznie wcześniej… Przyjaciele to świetny wynalazek Pana Boga…
A Was proszę o westchnienie w modlitwie za innego Jarka, męża mojej bardzo
dobrej znajomej z młodości, który cierpi na guza mózgu z przerzutami na płuca.
Walczy dzielnie – oby Pan pozwolił mu wstać i wychować dzieci.
piątek, 1 listopada 2024
na poważnie?
Dlaczego więc tak nie żyjemy? A, bo to ryzykowne… Nieustannie pobrzmiewa z
tyłu głowy głos – a jeśli to wszystko jest wielkim oszustwem? A jeśli będę „przegrywem”,
stracę i stanę się pośmiewiskiem? A może jednak lepiej nie skupiać się za
bardzo na tym fragmencie Ewangelii – jest tyle fajnych, pocieszających słów
Jezusa. A te niech brzmią w uszach wzorowych uczniów, podejmujących się
rozwiązania zadania z gwiazdką… Problem tylko w tym, że Jezus głosił tę naukę
do rzesz ludzkich, do tłumów, a nie do „kujonów” z pierwszej ławki.
A te wszystkie wątpliwości? Chyba z jednego źródła się biorą… Nie znamy
Pana. Nie znając zaś, nie ufamy. Dopóki to się nie zmieni, dopóty będziemy
sobie powtarzali – chciałbym, może kiedyś, to zbyt trudne, na razie nie jestem
gotowy itp…
Lubię tę uroczystość… Również dlatego, że cmentarze „ożywają”. Nawet
najbardziej niezainteresowani losem swoich przodków, w te dni pucują nagrobki i
zdobią je plastikowymi kwiatkami. Potem dumają… I odchodzą, aby wrócić za rok.
Ale wielu przecież przychodzi z tej miłości, której śmierć nie kończy, bo
zakończyć nie może. Śmierć, która jest zaledwie narzędziem, bramą łącznikową z
wiecznym „teraz”, przeraża w te dni jakoś mniej. A tęsknota wzrasta. Za nimi,
ale i za Nim… Bo wierzymy, że tam, gdzie On, tam oni…
Ja zbieram siły lecząc infekcję. Bo w poniedziałek ruszam na dwutygodniowy tour.
A właściwie można powiedzieć, że nawet na trzytygodniowy, bo dojdą do tego
jeszcze rekolekcje własne, więc nie namieszkam się w domu w listopadzie. Ale
Pan jest wszędzie, a Jego Ewangelia wybrzmiewa tak samo głośno, wszędzie tam,
gdzie są jej słuchacze. Pięknego świętowania w te dni Wam życzę…