Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: "Znaleźliśmy Tego, o
którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu".
Rzekł do niego Natanael: "Czyż może być co dobrego z Nazaretu?"
Odpowiedział mu Filip: "Chodź i zobacz". Jezus ujrzał, jak Natanael
zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: "Patrz, to prawdziwy Izraelita,
w którym nie ma podstępu". Powiedział do Niego Natanael: "Skąd mnie
znasz?" Odrzekł mu Jezus: "Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip,
gdy byłeś pod drzewem figowym". Odpowiedział Mu Natanael: "Rabbi, Ty
jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!" Odparł mu Jezus: "Czy
dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: „Widziałem cię pod drzewem figowym?”
Zobaczysz jeszcze więcej niż to". Potem powiedział do niego: "Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących
i zstępujących na Syna Człowieczego".
Mili Moi…
Ile radości w słowie „znaleźliśmy”! Ono oznacza jedno – szukaliśmy. Cierpię
ostatnio mocno w konfesjonale. Nawiedzają mnie jakoś liczniej „kartkowicze” –
ci, którzy do spowiedzi przychodzą tylko wówczas, kiedy muszą, bo są do tego
zobligowani karteczką, na której spowiednik musi umieścić swój podpis
potwierdzający skorzystanie przez nich z Bożej łaskawości. Coraz więcej kosztuje
mnie zachowanie cierpliwości wobec ludzi, którzy odprawiają rytuał i są
zupełnie obojętni wobec tego, co mówią i co słyszą. Całymi sobą wysyłają mi sygnał
– miejmy to już za sobą, zrób swoje i daj nam żyć… Czego oni szukają? Dziś to
pytanie tak bardzo mi staje przed oczami? Czy jest coś, co mogłoby ich skłonić
do poszukiwań i do rezygnacji z banalnych tłumaczeń – wie ksiądz, nie ma czasu,
praca, dwójka dzieci… Trzy lata bez spowiedzi. Pięć. Aż chciałoby się zapytać –
na ilu grillach byłeś w tym czasie? Czego szukasz człowieku w swoim życiu?
Umrzesz i jestem przekonany, że Bóg zapyta o to samo – czego szukałeś? I co
znalazłeś?
Od wtorku leczę zapalenie płuc… Przynajmniej taką informację przyniosło
zdjęcie rentgenowskie. Biorę różne tableteczki. Zdania lekarzy są podzielone.
Jedni snują dramatyczne wizje, inni każą czekać. Możliwości są w zasadzie dwie –
albo będzie lepiej, albo gorzej. Z tej przyczyny nie pojechałem też na
rekolekcje do Obry ze wspólnotą Galilea. Chyba drugi raz w życiu zdarzyło mi
się odwołać swoją obecność ba rekolekcjach, które miałem prowadzić. Na szczęście znalazł się jakiś ksiądz, który mnie
tam zastąpił, więc ludzie nie zostali na przysłowiowym lodzie.
Mój następny wyjazd to holenderskie rekolekcje maryjne w Eindhoven. Ale to
dopiero za dwa tygodnie. Czekam na nie również dlatego, że zamierzam sobie po
raz pierwszy zrobić tak długą wycieczkę samochodem. Samolot nie pozwala zabrać
tych wszystkich materiałów, które zabrać powinienem, więc tym razem czeka mnie długa
podróż.
Powoli wszyscy domownicy wracają z wakacji i wraca gwar i życie. Będzie nas
tu docelowo sześciu i będzie to bardzo ciekawa „grządka świętego Franciszka”.
Każdy z innym temperamentem. Najmłodszy przed czterdziestką, najstarszy lat 92.
A wokół nas sporo dobrych ludzi. Jestem zbudowany oddaniem parafii i
klasztorowi, które widzę na każdym kroku w posłudze wielu osób. To tak dobrze
wiedzieć, że nasza posługa jest chciana i potrzebna, a wokół są ludzie, którzy
służą swoją pomocą, tak jak potrafią. Czy nie to właśnie nazywamy Kościołem???